Historia jest nauczycielką życia. Także historia pojedynczego, konkretnego człowieka. Niekoniecznie historia obiektywna, złożona z samych suchych faktów, dat, nazwisk. Także ta nasycona subiektywnymi emocjami, sprzecznymi myślami, mocno przetworzona przez upływający czas i zazwyczaj towarzyszące mu refleksje. Warto czytać autobiografie, rozmowy z ciekawymi ludźmi, dłuższe wywiady. Nie jest to tylko kwestia próby poznania prawdy o człowieku, całej prawdy lub czegoś do niej zbliżonego. To bowiem jest, z założenia, niemożliwe. Niewykonalne wydaje się zamknięcie czyjegoś życia na kilkuset stronach tekstu. Słowa nie są w stanie oddać całego bogactwa przeżyć człowieka, są zbyt mało pojemne, zbyt niejednoznaczne, zbyt słabe w opisie i zarazem zbyt silne w kreacji. Warto czytać choćby po to, by lepiej poznać, zrozumieć, usłyszeć co dana postać myśli o sobie, jak siebie widzi i ocenia. Obrazy sławnych ludzi tworzymy bowiem z wielu różnorakich zlepków: medialnych wycinków i migawek, cytatów, lektury prac, opinii
innych. Czy nasze widzenie tych osób jest prawdziwe? Często nie, dobrze jeśli nie jest dla innych bardzo krzywdzące.
Każdy człowiek mówiący o sobie ma naturalną skłonność do autokreacji. Do upiększania swojej historii, ubarwiania życia, pokazywania się w lepszym świetle, odruchowego zapominania o tym, co było złe. Może jest to świadomość, że słowo potrafi przetrwać nasze życie? Może chęć bycia lepszym niż w rzeczywistości? Jakaś forma zaspokojenia potrzeby podziwiania i akceptacji ze strony innych? Czytając czyjeś wspomnienia warto więc patrzeć na nie z pewnym dystansem. Nie traktować jak prawd oczywistych i odkrywania wszystkich kart. Konfrontować ze swoimi doświadczeniami, wiedzą i zdrowym rozsądkiem.
Ten, drugi z kolei, tom rozmów Zbigniewa Mentzla z profesorem Leszkiem Kołakowskim zaczyna się od wyjazdu filozofa na emigrację. W Polsce atmosfera końca lat sześćdziesiątych staje się nieznośnie duszna. Trwa prymitywna nagonka władz komunistycznych na niektórych intelektualistów. Ludzie zmuszani są do wyjazdu, piętnuje się pochodzenie i wykształcenie. Profesor rusza w świat. Paryż, Kanada, Berkeley, Oksford. To nie jest tułaczka biednego zagubionego emigranta. Kołakowski pracuje, wykłada, zwiedza, spotyka się z ludźmi. Jak sam opowiada, nie cierpi biedy i odrzucenia (zwiedza np. interesujące miejsca w USA, "któregoś dnia wynajęliśmy mały samolot, żeby obejrzeć z góry Wielki Kanion"). Jego wspomnienia pełne są refleksji o przedstawicielach lewicy amerykańskiej i europejskiej, ekskomunistach, różnorakich intelektualistach. Jak zauważa, wielu z nich poszukując lepszego świata bez oporów, pełnymi garściami czerpało z dóbr tego jakże niedobrego świata (np. Ruth Fisher z Trzeciej Międzynarodówki "zapraszała
nas z Tamarą do eleganckiej restauracji na Champs Elysees"). Są tu wspomnienia już przetworzone przez późniejsze przemyślenia, obarczone sceptyczną refleksją, poddane swoistej autocenzurze. Ciekawostki o Sartre czy o Noamie Chomskym ("ale co sądzić o kimś takim jak Noam Chomsky, który na tematy polityczne mówił rzeczy horrendalne i w wychwalaniu wszystkiego, co antyamerykańskie, doszedł do pochwały Pol Pota?").
Odbywamy historyczno-filozoficzną podróż po przeszłości. Pełną ciekawostek i anegdot. Bogatą w znane nazwiska i interesujące miejsca. Niektóre fakty, obserwacje profesora mogą zdziwić słabo znających historię czasów współczesnych. Kołakowski, nie prowadząc tytanicznej walki o byt, nie patrzy na otaczający świat jak samotny wygnaniec-tułacz. Prowadzi intensywne życie towarzyskie, pracuje naukowo, wygłasza odczyty, odnosi sukcesy. Jest w pełni sił twórczych, w kwiecie wieku, a bramy świata stoją przed nim otworem.
Wiele przemyśleń profesora jest odmiennych niż ciągle u nas żywe, dziwaczne i pełne kompleksów opinie o Ameryce czy intelektualistach europejskich. Pokazani z bliska wykreowani przez elity wielcy nie zawsze są już tak lśniący i pomnikowo dostojni. Co daje się zauważyć w rozmowie, jest ona dowodem nieustannych zmian poglądów filozofa. Można to nazwać dojrzewaniem, można ewolucją, można brakiem pewności. Jego próby racjonalnego i pełnego zrozumienia świata w wielu wypadkach zakończyły się klęską. Na wiele pytań, które stawia sobie filozofia nie znalazł odpowiedzi. Sądzi nawet, że na wiele z nich nigdy dobrych odpowiedzi nie znajdziemy. Wydaje mi się, że myśl profesora cechuje pewien pesymizm, zarówno życiowy jak i poznawczy. "Ja jednak, jak już wspomniałem, od wczesnego dzieciństwa mam poczucie, że świat jest smutny, życie jest smutne." Z takiej perspektywy patrzy on na bardzo wiele spraw. Czy nie zmienia to oceny i nie wypacza widzenia rzeczywistości? Nie wiem, w moim mniemaniu tak. Człowiek, który tak
wiele osiągnął w sensie zawodowym, nie wykazuje wielkiej radości życia. To w jakiś sposób przykre. Rozum według niego potrafi błądzić, rodzić upiory, wiedza zmieniać się i prowadzić myśl człowieka na manowce. W świecie jest wiele zła, na które nie mamy wpływu. Pozostaje, według profesora, smutek, trwały i niezmienny. Smutek istnienia, a przynajmniej związana z nim melancholia.
Leszek Kołakowski stara się odpowiedzieć na wszystkie zadane mu pytania. Często jednak unika jednoznaczności. Odpowiada pytaniem na pytanie, wyraża niemożność dobrego i precyzyjnego wypowiedzenia się na dany temat. Dość pilnie chroni swoją prywatność, co mi osobiście zresztą bardzo imponuje w dzisiejszych czasach, pełnych ekshibicjonizmu osób znanych. Doświadczenie filozofa widać w unikaniu ostrych sądów, w swoistym "miękkim" patrzeniu na życie i świat.
Czy warto czytać tę książkę? Zależy jakie mamy nastawienie i czego po niej oczekujemy. Nie ma tu bowiem pikantnych szczegółów, wielkich czy zaskakujących deklaracji, odkrywczych koncepcji filozoficznych. Jest za to doświadczony, zmęczony, przytłoczony życiem człowiek. Jest przemyślana, zrównoważona opowieść o pewnym wycinku czasu widzianym oczami tej konkretnej osoby.