Stwierdzenie, że kryminały i thrillery odzwierciedlają lęki swoich czasów, to oczywista oczywistość. Czytuję różne książki, także sensacyjne, obserwując przy okazji mody, a to na seryjnych zamachowców, to na fanatyków religijnych, to znów na mężów i kochanków o dwóch twarzach. Jednak ostatnio trudno nawet mówić o modzie, to juz schemat – niemal wszystkie współczesne kryminały, które ostatnio wpadły mi w ręce, opowiadały o porwaniach albo zabójstwach dzieci. No cóż, wcześniej autorzy w opisach wypruwanych flaków doszli już do ściany (albo do talerza z wątróbką), rzeczywiste zamachy terrorystyczne przelicytowały literacką wyobraźnię, nie każdy z nas potrafi wczuć się w emocje superagenta, w ostatniej sekundzie przecinającego właściwy kabelek (niebieski, czy czerwony?), za to dzieci miał, ma albo będzie mieć prawie każdy z nas. A kto je ma, boi się o nie. Coraz bardziej.
Akcja Nie oglądaj się toczy się w roku 1995 na norweskiej prowincji. Miejscowość nad fiordem to jeszcze trochę wieś, trochę już sypialnia większego miasta. W każdym razie – mieszkańcy dobrze się znają, dzieciaki ufają dorosłym, co prawda, nie mówią już, jak niegdyś, do każdego dorosłego „ciociu” i „wujku”, ale jeszcze trochę za ciocie i wujków ich uważają. Sześcioletnia dziewczynka nocuje u koleżanki na końcu wsi, a o ósmej rano wraca prawie kilometr sama do domu, ciągnąc wózek z lalką poboczem szosy. Inni rodzice powierzają swoje dzieci (nawet nadaktywnego dwulatka) trzynasto- i czternastoletnim opiekunkom.. Zresztą – to znak nowych czasów – piętnastolatki są zajęte, od dawna spotykają się z chłopakami. Śledztwo w powieści koncentruje się wokół piętnastolatki, a klucz do rozwiązania kryje się w odpowiedzi na pytanie, w jakim stopniu była jeszcze dzieckiem, a w jakim – młodą kobietą. Czy mogła zachować się jak ufny dzieciak, czy też, przeciwnie – uznać, że mogłaby sama rozegrać i rozwiązać jakąś ważną
i niebezpieczną sprawę ze świata dorosłych? Trudne pytanie, szczególnie dla policjanta, który sam ma już wnuki. Ale dla jej rodziców i siostry – wcale nie łatwiejsze.
Powieść Karin Fossum o kilkunastu zaledwie latach od jej napisania czyta się czując dreszcz, ale i lekkie niedowierzanie albo oburzenie na rodzicielską beztroskę, trochę jak opowieść o Jasiu i Małgosi, wędrujących samotnie po ciemnym lesie. Ale może niedługo inne powieści też nie dadzą się czytać bez ukłucia niepokoju? Harcerzy do Fromborka trzeba będzie wysłać z Panią Samochodzikową, a beztroskich rodziców Tosi i Tomka postraszyć w finale prokuratorem?