Każdy zakup domu w Toskanii i Prowansji grozi powstaniem książki (a może nawet filmu). Autorzy zwykle zachwyceni bywają urodą pejzażu, blaskiem słońca napełniającego smakiem i aromatem najprostsze potrawy, rytmem życia zgodnego z naturą… Od rdzennych mieszkańców dzieli jednak autorów tych książek wiele barier, przez co próby zintegrowania się z miejscową społecznością przypominają raczej badania etnograficzne na jakiejś zapomnianej przez Boga i ludzi tropikalnej wysepce. Przybysze na ogół nie znają języka kraju, w którym zamarzyło im się mieszkać, a jeśli znają, i tak pewnie polegną na dialekcie, gdy opcja dubbingu uparcie nie da się włączyć. Autorzy zwykle nie muszą w pocie czoła zarabiać na życie, a po dniu spędzonym na heblowaniu stołu i podwiązywaniu pomidorów, czytają do poduszki greckich filozofów albo poradnik ekologicznego pszczelarstwa, więc miejscowi, czyli hydraulicy, piekarze i staruszkowie na ławeczkach stanowią dla nich jedynie obiekty dekoracji albo przedmiot żartów.
Każda wizyta w Paryżu też potencjalnie owocuje książką albo filmem. Romantyczne spacery w złocie opadłych liści, oddech wieków i najbardziej wysublimowana harmonia smaków…
I tylko, podobnie jak na idealnej prowincji, mieszkańcy nie bywają nikim więcej, niż tłumkiem niemych statystów.
Po tym przydługim wstępie przedstawiam Zakochanego w Paryżu Oliviera Magny, czyli wszystkich tych książek absolutne przeciwieństwo. To nie jest książka o Paryżu, to jest książka o jego dzisiejszych mieszkańcach. Krótkie rozdzialiki element po elemencie budują portret dzisiejszego Francuza ze stolicy. To, jaki jest, jakim chciałby być, i jakim nie chciałby być za nic w świecie. Gdzie bywa, co nosi, co czyta, czym jeździ (i dokąd), jak pracuje i jak spędza wolny czas, czym robi wrażenie na kolegach (co jest jego główna troską), a czego nigdy by nie zrobił, bo nieodwracalnie naznaczyłoby go to buractwem. Każdy fragment warto smakować jak moelleux au chocolat i rozkoszować się paryskim esprit (to nie to samo, co wymęczony dowcip).
Każdy z ponad setki mikrorozdziałów kończy się radą „mów jak paryżanin:”, czyli dodatkowym smaczkiem dla znających język. Tłumacze, Karol Chojnowski i Małgorzata Morel, rozwiązali problem w sposób najlepszy z możliwych, przytaczając każdą z rad w oryginale i tłumaczeniu, podobnie zresztą zachowali co celniejsze sformułowania w tekście.
Swoja drogą, ten Paryż, cóż to za zadziwiające miejsce na Ziemi, gdzie młodzi ludzie snobują się na kulturę, spotykają z przyjaciółmi po domach, nie chodzą na siłownię ani dyskotekę, niedzielne popołudnia spędzają w kinie, w parku albo na kortach tenisowych? Jakby nie istniała Ameryka. Tak, ten kawałek świata to Europa, a ja trochę za nią tęsknię, kiedy za oknem Pollywood…