Trwa ładowanie...
recenzja
27-11-2013 12:57

Panna ze słońcem w duszy

Panna ze słońcem w duszyŹródło: Inne
d4upv0a
d4upv0a

Powieść z dzieckiem jako głównym bohaterem niezależnie od ewentualnych innych plusów ma i taki, że w razie przychylnego przyjęcia przez czytelników autor może im stworzyć sposobność śledzenia losów ulubionej postaci na kolejnych etapach jej życia – tak jak Lucy Maud Montgomery, konsekwentnie ukazująca metamorfozę swej Ani Shirley z niesfornego i impulsywnego dziecka w romantycznego podlotka, potem w atrakcyjną i wykształconą młodą kobietę, a wreszcie w stateczną panią w średnim wieku z sześciorgiem dorosłych lub dorastających dzieci. Nieprzypadkowo wspominam tę właśnie bohaterkę, bo ma ona wiele wspólnego z inną małą dziewczynką, która mniej więcej w tym samym okresie podbiła serca młodocianych czytelniczek najpierw w sąsiednim kraju, a potem w całym obszarze anglojęzycznym, i nie tylko tam: Pollyanną Whittier.

Twórczyni postaci Pollyanny, amerykańska pisarka Eleanor Hodgman Porter, również postanowiła kontynuować opowieść o dalszych losach piegowatej dziewuszki, która w pierwszej części cyklu w ciągu plus minus półtora roku zdołała pogodzić zwaśnioną przed laty parę, doprowadzić do adopcji bezdomnego chłopca przez zamożnego starego kawalera i wnieść mnóstwo radości w życie prawie każdego mieszkańca miasteczka Beldingsville. „Pollyanna dorasta” rozpoczyna się w chwili, gdy trzynastoletnia Pollyanna, odzyskawszy już sprawność po wypadku, który na pewien czas odebrał jej władzę w nogach, zostaje postawiona przed faktem dokonanym: musi na kilka miesięcy wyjechać do Bostonu. Motorem całej sprawy jest pielęgniarka z sanatorium, w którym dziewczynka dochodziła do zdrowia. Della zamartwia się stanem swej siostry, która doznawszy w krótkim czasie kilku poważnych strat (zmarł jej mąż, maleńkie dziecko i druga siostra, a ukochanego siostrzeńca po śmierci żony szwagier zabrał w nieznane i nigdy już nie dał znaku życia)
popadła w depresję; wyczerpawszy wszelkie możliwości interwencji, wpada na pomysł, by w charakterze lekarstwa zaaplikować jej … Pollyannę. Zgorzkniała i niechętnie nastawiona do wszelkich zmian, a przy tym bardzo bogata – co pozwala jej skutecznie izolować się od ludzi innych niż służba domowa - pani Carew w końcu ulega prośbom siostry i zgadza się zaopiekować dziewczynką przez kilka miesięcy, gdy ciotka Polly, obecnie pani doktorowa Chilton, wyjedzie do Niemiec wraz z mężem, który ma tam zdobyć dodatkowe kwalifikacje. W ten oto sposób Pollyanna ujrzy trochę wielkiego świata, a jej tymczasowa gospodyni będzie stanowić dla niej twardszy orzech do zgryzienia, niż wszyscy jej dawni „emocjonalni beneficjenci” razem wzięci. Pani Carew z góry bowiem zakłada, że nie zagra w tę słynną grę, o której tyle słyszała od siostry, a już na pewno nie pozwoli, by „jakiś nadęty dzieciak” prawił jej kazania. Ale ma jeden słaby punkt: wciąż wierzy, że odnajdzie zaginionego siostrzeńca. A Pollyanna ma dar skupiania wokół siebie
ludzi, którym potrzeba pomocy. I czyż to nie szczególny traf, że najbardziej potrzebującym jest chłopiec, który i wiekiem, i pewnymi szczegółami życiorysu odpowiada zaginionemu Jamiemu? …

Ostateczne rozwiązanie okaże się cokolwiek inne od tego, którego byśmy się w tym momencie chcieli domyślać. Ale by do niego doszło, musi minąć jeszcze kilka lat, podczas których nastolatka zmieni się w kobietę, a w jej sytuacji rodzinnej zajdzie zmiana, z jaką niełatwo sobie poradzić – nawet za pomocą gry w zadowolenie. A przecież nie od razu się dowie, czy wcześniej uczynione dobro w końcu kiedyś zaprocentuje…

Cóż, nie da się ukryć, że przy konstruowaniu fabuły drugiej części cyklu autorkę chyba nazbyt poniosła fantazja; rozmaitych korzystnych zwrotów akcji było już dosyć w części pierwszej, a tutaj zdają się one niemal mnożyć w oczach, zwłaszcza pod koniec. I jeślibyśmy podchodzili do tej lektury wyłącznie zdroworozsądkowo, moglibyśmy ją uznać za bujdę, w dodatku nieco szkodliwą, bo wpajającą czytelnikom błędne przekonanie, że na każdego biedaka o szlachetnym sercu i otwartym umyśle przypada jakiś bezdzietny bogacz, który tylko czeka na impuls do wykazania się dobrocią, a gdy już to uczyni, obydwoje będą żyli długo i szczęśliwie. Jak jest w życiu, przecież wiemy… Ale czy z tego powodu mamy odsądzić od czci i wiary wszystkie powieści z gatunku krzepiących duszę? A „Pollyanna dorasta”, podobnie jak pierwsza część cyklu, i krzepi, i wzrusza, i uczy. Chociażby tego, że nawet najhojniejszy dar, ofiarowany z poczucia obowiązku, może znaczyć mniej od czegoś pozornie mało wartego, lecz danego z głębi serca. I że
dziecięca naiwność czasem pozwala dostrzec rzeczy niedostrzegalne z pozycji człowieka dorosłego, nawet doświadczonego przez życie. I że naprawdę istnieją ludzie, którzy wystarczy, że gdzieś się zjawią, a świat wokół się zmienia, jakby nagle spośród wiecznej nocy wyłoniło się słońce.

d4upv0a
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4upv0a