Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:21

Panie Sapkowski, litości!

Panie Sapkowski, litości!Źródło: Inne
d1q86yp
d1q86yp

Jak mawiają Amerykanie, im wyżej wzlecisz, tym niżej upadniesz - i tak niestety jest z najnowszą książką Andrzeja Sapkowskiego. Na Żmiję fani polskiej fantastyki czekali od dawna. A kiedy gruchnęła wiadomość, że pieszczotliwie przez wielbicieli zwany AS-em autor na swój literacki widelec bierze Afganistan, zainteresowanie wielokrotnie wzrosło. Efekt końcowy jest, z przykrością to stwierdzam, wyjątkowo niezadowalający. Już chyba bym wolał, żeby pan Andrzej bezwzględnie odcinał kupony od popularności Wiedźmina.

O czym Żmija jest? Ano jest sobie chorąży Paweł Lewart (który oczywiście musi polskie mieć korzenie, co by niektórzy w naszym pięknym kraju się nie obrazili), który bierze udział w interwencji wojsk sowieckich w Afganistanie. Mało w tym fantastyki, to prawda, ale Sapkowski (jakże zręcznie!) obdarza Lewarta zdolnościami paranormalnymi. No i ten nasz chorąży spotyka złotą Żmiję, zwierzę tajemnicze, jaźń Lewarta przenoszącą (i niestety nas wraz z nim) do głów wojaków, którzy wcześniej do brutalnego „Afganu” się zapuścili. Patrzymy więc oczami podporucznika Edwarda Drummonda z 66 Pułku Piechoty Jej Królewskiej Mości, walczącego w II wojnie brytyjsko-afgańskiej. Cofniemy się i do czasów Aleksandra Wielkiego i tetrarchy Herpandera. Wreszcie na koniec akcja skoczy do roku 2009. Nie zdradzam tu żadnych tajemnic, informacje te można wyczytać na okładce, która z niezrozumiałych powodów jakąś tam część przyjemności odkrywania historii zabiera (zła okładka, bardzo zła!). Oczywiście wszystkie te skoki przez czas
podporządkowane są przekonaniu, że Afganistan to miejsce, którego podbić się nie da.
Szkoda, że myśl ta jest dość banalna. Dochodzą do tego jakieś idee historiozoficzne, jakieś metafory, przemyślenia na temat wojny i natury ludzkiej. Wszystko to niestety dość nieskomplikowane, płytkie, skrywane pod opowieścią o złotym gadzie, hipnotyzującym zakrapianych wojną soldatów. Skrywane do tego dość nieudolnie, w sposób, który do żadnych głębszych przemyśleń nie zachęca, nie frapuje.

W warstwie fabularnej, czy koncepcyjnej jest więc dość kiepsko, ale co ze słynnym językiem Sapkowskiego? Co z grepsem, humorem, rubasznością? Ano właśnie nic. Osobiście odrzucają mnie książki, w których autor zapomina o tym, że pisze dla kogoś, a nie dla siebie. A takie właśnie wrażenie ma się, czytając Żmiję. Narrator popisuje się raz po raz znajomością języków obcych, pozostawiając część wypowiedzi bohaterów nietknięte (więc po angielsku i rosyjsku). Militarne słownictwo sowieckie przewija się przez całą książkę, a jak ktoś nie wie, co to BMD, BRDM, CWG, czy inne cholerstwo, to autor w trosce o poszerzanie naszej wiedzy o całkowicie niepotrzebne informacje dodał do książki glosariusz. Lubię, kiedy płacąc za książkę, dostaję w twarz popisem tego typu drobiazgowej wiedzy autora. Sprawia mi to chorą czytelniczą masochistyczną przyjemność. Co ciekawe, Sapkowski chełpi się znajomością rosyjskiego i angielskiego, ale w ustępach poświęconych wojskom Aleksandra Wielkiego już takiej erudycji nie widać, tu
bohaterowie nawet nie zająkną się językiem obcym. Za to w tych miejscach autor rozwinąć może swoje skrzydła udziwnionego języka, który nijak nie pasuje do czasów prawie nam współczesnych. Może się pobawić składnią, wtrącić tu i ówdzie archaizm. Widać, że to w takich fragmentach Sapkowski czuje się najlepiej. Co z tego, skoro czytając książkę cały czas odnoszę wrażenie, że coś z warstwą językową jest głęboko nie tak.

Żmija nosi, niestety, piętno wszystkich dłuższych utworów Sapkowskiego. Opowiadanie z tego byłoby niezłe, nawet może i ciekawe, ale dobra powieść to niestety nie jest . Dodajmy do tego nagromadzenie sowieckiej nomenklatury wojskowej, co staje się dla czytelnika przeszkodą i wychodzi nam książka, którą można przeczytać. A biorąc pod uwagę możliwości Sapkowskiego, tylko „można” to zdecydowanie za mało. I jeszcze jedno, w czasach Wikipedii na nikim nie robi już wrażenie erudycja autora, wypisującego przez kilka akapitów nazwy starożytnych monet. Kiedy chcę zagłębić się w tajemnice antycznej numizmatyki, to sobie takich informacji poszukam. Litości.

d1q86yp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1q86yp

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj