Cicha i niebyła
Poruszała się tak cicho, że w Domu Sierot żartowano, że Pani Stefie trzeba by do fartucha doszyć dzwoneczki: może wtedy byłoby słychać, jak otwiera drzwi. Lubiła mawiać: "przed sobą nie uciekniesz i do Indii". Jedno wychodne w tygodniu, zawsze w środy, zawsze do matki, Salomei Wilczyńskiej. Pochodziła ze zasymilowanej rodziny żydowskiej i jidysz musiała się dopiero nauczyć, ale poza tym niewiele o niej wiadomo "na pewno". Mało zdjęć, niewiele zachowanych listów. Jest teczka z artykułami i wypowiedziami Stefy zapisanymi w protokołach. Po latach dawni wychowankowie, ci którzy jeszcze żyją, zapytani o to, jaka była odpowiedzą: "Żyła tak, że mało o niej wiedzieliśmy, taka [...] niebyła. Nic po niej nie zostało, jakby jej nigdy nie było". Ale o tym, że uczęszczała na pensję Jadwigi Sikorskiej wiadomo.
Sześć lat nauki w budynku u zbiegu ulic Marszałkowskiej i Królewskiej. Na pensji Sikorskiej na pierwszym miejscu nauka, praca, obowiązek. I dwa plany lekcji: jeden oficjalny, dla władzy carskiej, drugi - prawdziwy, w którym więcej godzin polskiego, są lekcje historii i geografii Polski. W oficjalnym planie są zakazane, dlatego uczennice stoją na czatach, a gdy wchodziła carska inspekcja do odpowiedzi stawała prymuska Maniusia. Ta sama, które "potem wyjechała do Francji studiować na wydziale matematyczno-przyrodniczym Sorbony. Jeszcze później odkryła pierwiastek chemiczny o liczbie atomowej 84 i łacińskiej nazwie Polonium". Stefa Wilczyńska, tak jak Maria Skłodowska-Curie, też wyjechała studiować za granicę.