"Pamiętam dudniące czołgi i śpiewających żołnierzy" - rozmowa z Janem Novákiem
Dla jednych są bohaterami, dla innych to bandyci. Pewne jest, że historia braci Mašinów nikogo nie pozostawia obojętnym. Na początku lat 50., gdy życie w Czechosłowacji toczyło się według zasad ustalonych przez stalinowski reżim, piątka młodych chłopców postanawia uciec do Berlina Zachodniego. Mają przed sobą tysiące kilometrów i dwie wrogie armie. - Ta historia zauroczyła mnie, kiedy tylko usłyszałem o niej od reżysera Miloša Formana - opowiada nam Jan Novák, autor książki "Nie jest źle", w której opisuje historię brawurowej ucieczki Mašinów. - Uciekli z kraju, który pamiętam ze swojego dzieciństwa - dodaje Novák, rocznik 1953.
"Pamiętam dudniące czołgi i śpiewających żołnierzy" - rozmowa z Janem Novákiem
Bracia Ctirad i Josef Mašín po przejęciu władzy w Czechosłowacji przez komunistów utworzyli grupę zbrojną. Przeprowadzili szereg akcji dywersyjnych, kradnąc pieniądze i amunicję oraz zabijając konwojenta. W październiku 1953 roku postanowili przedostać się do Berlina Zachodniego, a stamtąd do Stanów Zjednoczonych. W NRD wpadli w zasadzkę na dworcu, gdzie doszło do strzelaniny. Przeprowadzono na nich obławę złożoną z tysięcy funkcjonariuszy policji i służb bezpieczeństwa, a nawet oddziałów Armii Czerwonej. Ostatecznie 2 listopada bracia osiągnęli swój cel.
Jan Novák, autor książki * "Nie jest źle"* opisuje historię brawurowej ucieczki Mašinów. - Uciekli z kraju, który pamiętam ze swojego dzieciństwa - dodaje Novák, rocznik 1953.
Justyna Koszewska: Kiedy zainteresował się Pan historią braci Mašinów?
Jan Novák: Ta historia zauroczyła mnie, kiedy tylko usłyszałem o niej od reżysera Miloša Formana. Pracowaliśmy wtedy nad jego autobiografią. Forman poznał Mašinów w szkole dla sierot wojennych w Podebradach. Chodził do klasy ze Zbynkiem Janatą - Janata był pierwszym z piątki, który został schwytany w Zachodnich Niemczech i powieszony w Pradze w 1955 roku.
Wszystkie fakty przedstawione w książce odpowiadają historycznym wydarzeniom, ale musiałem wymyślić dialogi i strumienie świadomości postaci, czyli wszystkie te aspekty codziennego życia, które wypełniały historyczny szkielet.
Jaką Czechosłowację pamięta Pan ze swojego dzieciństwa? Czy to to samo miejsce, z którego uciekli bracia Mašin?
Tak, to był ten sam kraj. Miałem około pół roku, kiedy bracia Mašin postanowili podążać za Gwiazdą Polarną do Berlina Zachodniego, więc moje najwcześniejsze wspomnienia dotyczą tego samego kraju, tej samej mentalności, tych samych symboli. Pamiętam czołgi dudniące na bocznej uliczce w małym miasteczku Kolin, gdzie przeprowadziliśmy się w 1955 roku, które traktowały to miejsce jak poligon. Przypominam sobie również żołnierzy maszerujących tą samą ulicą, ramię w ramię, i śpiewających: "Vojaci jdou, vojaci jdou, Boze, jaka je to krasa". I pamiętam też ludzi wymykających się od obowiązkowych pochodów pierwszomajowych. To są jednak zniekształcone wspomnienia z dzieciństwa, kiedy wszystko nade mną górowało.
Mordercy czy bohaterowie? Bracia Mašin, którzy w 1953 roku uciekli do Berlina Zachodniego, są dla współczesnych Czechów postaciami niejednoznacznymi moralnie. Dlaczego?
Szczerze? Nie mam żadnego pomysłu, dlaczego są oni postrzegani jako postaci niejednoznaczne przez dużą część czeskiego społeczeństwa. Starałem się opisać tę historię tak obiektywnie, jak tylko umiałem, ale oczywiście nie potrafiłbym spędzić tylu lat na pisaniu książki, jeśli miałbym jakiekolwiek wątpliwości co do Mašinów.
Czego pragnęli dokładnie Mašinowie? Czy uważa Pan, że w ich przypadku cel uświęca środki?
Bracia Mašin sami postrzegali siebie jako żołnierzy walczących w zimnej wojnie i wierzyli, że Amerykanie mogą ostatecznie uwolnić Europę Wschodnią od stalinowskiego komunizmu (tak jak głosiło Radio Wolna Europa). W swoich nadziejach nie byli osamotnieni, w Czechosłowacji działały też inne zbrojne grupy - według szacunków historyków z Libri Prohibiti (biblioteki gromadzącej wydawnictwa podziemne i zagraniczne z okresu reżimów totalitarnych w XX wieku - przyp. red.) po stronie zwolenników reżimu było około 300 ofiar (policjantów, strażników granicznych, partyjnych oficjeli). Bracia Mašinowie walczyli w ruchu oporu w czasie zimnej wojny według takich samych zasad, jak ich ojciec w czasie działań w ruchu oporu Trzech Króli (przeciwko nazistom). To znaczy, że każdy, kto brał pistolet, aby wspierać morderczy reżim, powinien ponosić konsekwencje swojego wyboru. Bracia Mašin nie używali środków, których konsekwencji nie mogliby przewidzieć i kontrolować - w przeciwieństwie do terrorystów, którzy np. detonują bomby.
Piątka młodych ludzi kontra armie Niemiec i Rosji - tak w bardzo dużym skrócie wygląda historia opisana w "Nie jest źle". Dlaczego ci młodzi chłopcy byli postrzegani jako aż tak niebezpieczni?
Jakikolwiek aktywny przejaw oporu jest niebezpieczny dla totalitarnego reżimu, który stara się narzucić swoje idee społeczeństwu.
Myślę, że tak. Wzrastali oni w czci dla pewnego etosu. Ojca stracili, kiedy byli jeszcze małymi chłopcami. W związku z tym w okresie dojrzewania nie mieli okazji buntować się przeciwko niemu czy wartościom, które wyznawał. Wyjeżdżając z Poderby na jesieni 1953 roku, zabrali ze sobą nawet jego fotografię.
Rozmawiał Pan z Mašinami. Jak teraz, z perspektywy czasu, oceniają oni te wszystkie wydarzenia?
Wierzę, że gdyby znowu stanęli przed taką decyzją, zrobiliby dokładnie to samo. Oni sami postrzegają swoje życie jako żołnierską służbę, a w czasie wojny i walki żołnierza nie mogą ograniczać jakieś względy, nawet jeśli jest to strach przed tym, jak jego działania wpłyną na los osób, które kocha.
Patrzy Pan na współczesnych Czechów i co widzi? Czy to naród, który ma problem ze swoją historią?
Myślę, że każdy myślący obywatel, niezależnie od nacji, powinien zastanawiać się nad przeszłością. Problem, jaki Czesi mają ze swoją historią, jest zupełnie inny od tego, z którym na przykład zmagają się Amerykanie. Czesi wyrządzili sobie wiele szkód moralnych w imię przetrwania narodu (lub tak wierzyli), ale nie mieli niewolników i nie przekazywali zainfekowanych pledów tubylcom...
Pierwsza edycja "Nie jest źle" ukazała się kilka lat temu. Teraz zdecydował się Pan na wydanie reedycji. Dlaczego?
Jedno z wydarzeń opisanych w pierwszej wersji było nieprawdziwe. Niemiec, który wydawał się pomagać praskiemu podziemiu, niejaki Paul Thummel, był faktycznie niemieckim podwójnym agentem lawirującym między stronami. Dotarłem do nowych informacji o tym, co działo się w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i innych miejscach po tym, jak bracia Mašin trafili na posterunek policji. Cała ta sprawa nadal jest obiektem zainteresowania czeskich historyków i ogółu społeczeństwa, więc co jakiś czas pojawiają się nowe fakty. Druga wersja książki jest o około 60 stron dłuższa.