Broń chemiczna nie działała
I wojna światowa została zapamiętana, jako konflikt, w którym po raz pierwszy, na dużą skalę wykorzystano broń chemiczną. Obrazy żołnierzy uwięzionych w okopach spowitych w oparach gazów są dziś bardzo rozpowszechnione. Podobnie jak przekonanie, iż wykorzystywane w tamtych czasach środki chemiczne były skuteczne i śmiercionośne.
Prawda jest jednak taka, że efektywność takich ataków była bardzo dyskusyjna. Do tego stopnia, iż, jak piszą Włodzimierz Borodziej i Maciej Górny: "pierwszy niemiecki atak gazowy na froncie zachodnim nie udał się tak dalece, że przeciwnik dopiero po wojnie dowiedział się o jego przeprowadzeniu". Podobnie rzecz wyglądała na froncie wschodnim. Gdy w 1915 roku Niemcy ostrzelali pozycje rosyjskie pociskami z bromkiem xylylu i benzylu niska temperatura sprawiła, że gaz nie rozprzestrzenił się tak, jak przewidywano, a cel ataku nie został osiągnięty. Paradoksalnie, atak o którym mowa, najgorzej skończył się dla Niemców. Zaraz za ostrzałem ruszył bowiem szturm żołnierzy. Mieli oni zdziesiątkować oślepionych przeciwników, ale zamiast tego nadziali się na zdrowych i doskonale przygotowanych Rosjan.
Pomimo tych niepowodzeń nie zaprzestano jednak prac nad rozwojem broni chemicznej. "Kierunek rozwoju był jasny" - piszą autorzy "Naszej wojny" . "Od substancji drażniących, w taki czy inny sposób chwilowo unieszkodliwiających przeciwnika, po silne, śmiercionośne trucizny". Prace zespołu niemieckich uczonych nadzorował późniejszy noblista Fritz Haber - wielki zwolennik gazów trujących i duszących.
Na zdjęciu: rosyjscy żołnierze w Prusach Wschodnich