Opisany przez Kima MacQuarrie zmierzch imperium Inków składa się z trzech warstw. Pierwszy oraz trzy finałowe rozdziały książki opowiadają o poszukiwaniach ruin miasta Vilcabamba stanowiącego ostatni punkt indiańskiego oporu przez hiszpańskimi najeźdźcami. Dlatego wskazane fragmenty tej opowieści powinny ucieszyć wielbicieli archeologicznych zagadek, którzy nie bez przyjemności przeczytają o światowej sławie badaczu Hiramie Binghamie oraz o ekscentrycznym Gene Savoy’u, który wierzył, że południowoamerykańscy Indianie znaleźli eliksir wiecznej młodości. Jednak lwia część książki, bo pozostałe czternaście rozdziałów poświęcone zostały opisaniu zderzeniu dwóch cywilizacji, którego rezultat nie tylko w decydujący sposób wpłynęły na los Ameryki Południowej, lecz również w niemałym stopniu zaważyły na dziejach Starego Kontynentu, a co za tym idzie całego świata. Każdy, z czternastu rozdziałów traktujących o zmaganiach Hiszpanów z imperium Inków poprzedzają cytaty z klasyków, najczęściej Tukidydesa i
Machiavelliego, dzięki czemu przystępujemy do lektury z przeświadczeniem, że mamy tu do czynienia z opisem wydarzeń przełomowych, domagających się wręcz epickiego rozmachu. Kim bowiem byli przybyli na okrętach Hiszpanie? Wiernymi sługami króla Karola V? Czy żądnymi złota awanturnikami? Kim MacQuarrie raczej przychyla się do drugiej odpowiedzi. Twierdzi przy tym, iż inicjatywy takich ludzi jak Hernán Cortés – pogromca Azteków, czy Franisco Pizzario – zdobywca państwa Inków, których nazywa „zbrojnymi przedsiębiorcami”, były w istocie zalążkami kapitalizmu i prywatnych korporacji. (Obaj wymienieni, spokrewnieni konkwistadorzy wychowywali się w najuboższym regionie Kastylii – Estramadura). Franciscio Pizario wkraczając na terytorium inkaskiego imperium stał na czele 168 uzbrojonych ludzi, którzy zdołali pokonać szacowaną na 50 000 ludzi armię Atahualpy, a w konsekwencji podporządkować sobie kraj zamieszkały przez 10 milionów ludzi, wśród których sami Inkowie stanowili zaledwie stutysięczną mniejszość. Jednak
trzecia wyprawa Pizario na terytorium dzisiejszego Peru w latach 1531-1532 stanowiła zaledwie preludium krwawych zmagań, które trwały do roku 1572, kiedy Hiszpanie ostatecznie złupili poszukiwaną przez dwudziestowiecznych badaczy Vicabambę. Pomiędzy tymi dwiema datami zaledwie dziewięćdziesięcioletnie państwo Inków stało się areną nie tylko łupieżczej wyprawy, lecz również terenem wojen domowych, konfliktów zbrojnych pomiędzy przybyszami z Europy, a przede wszystkim powstańczej walki z bezwzględnym najeźdźcą. Hiszpanie dysponowali, bowiem stalową bronią, chronili się za żelaznymi pancerzami, które doskonale chroniły przed drewnianymi maczugami, lancami, a także kamieniami. Oprócz stali konkwistadorzy umiejętnie wykorzystywali nieznane południowoamerykańskim Indianom konie, które w Andach potrafił powstrzymać jeden z indiańskich generałów – Quizo. Wreszcie w tekście zwracają uwagę barwnie odmalowane historyczne postaci. Nie chodzi tu tylko o członków rodziny Pizzario, ani jego towarzyszy, z których na
wyróżnienie zasługują: jednooki Diego de Almagaro, czy zuchwały odkrywca Missisipi Hernando de Soto, lecz przede wszystkim ostatni władcy Inków: znakomity szachista Atahualpa, dojrzewający do roli przywódcy Inca Manco oraz Tupac Amaru, którego opis egzekucji urasta do wydarzenia porównywalnego na kartach tej opowieści z dekapitacją Ludwika XVI.
Książka ta bowiem nie jest jedynie spisaniem wieloletnich zmagań hiszpańskich awanturników z Indianami. Autora Ostatnich dni Inków można, bowiem w paru miejscach przyłapać na kontrowersyjnych sądach natury politycznej. W jego przekonaniu, ustrój stworzony przez nie stroniących od okrucieństwa Inków był o wiele bardziej znośny, niż regularny wyzysk, jaki potem urządzili autochtonom Hiszpanie, co poniekąd wydaje się słuszne, lecz również w mniejszym stopniu eksploatował on ludność, niż rząd Stanów Zjednoczonych swoich obywateli. Inkowie zaś jako jedyni władcy terytorium obecnego Peru potrafili „(...) zapewnić milionom mieszkańców zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych”. Natomiast użyty przeze mnie w tytule recenzji termin: „pachacuti” oznacza w języku Inków „odwrócenie świata”. Książka ta opisuje dwa przewroty: jeden w badaniach archeologicznych, drugi w nierównym starciu pomiędzy dwiema cywilizacjami. Natomiast na miano trzeciego „pachacuti” zasługują poglądy autora, które mogą brzmieć wywrotowo.