Dla ciebie też?
Jasne. Ja nic nie zarobiłem na tych wyprawach, ale uczucia, które przywiozłem, to… ostra jazda.
A jak nie zadzwonią, to co będziesz robił? Masz jakiś nowy projekt?
Nie wiem… ( śmiech) Czekam na telefon. To po pierwsze. A po drugie, zaangażowałem się w pomoc rezerwatowi w Zimbabwe, gdzie kłusownicy wyrzynają nosorożce. Więc przez najbliższe pół roku będę pewnie robił głównie to. Chcę nagłośnić tę sprawę, ponieważ w Afryce nosorożców została naprawdę garstka.
Jeśli się szybko nie weźmiemy do roboty, to za pięć lat ich w ogóle nie będzie. Moi przyjaciele z rezerwatu robią hardkorowe rzeczy. Codziennie wyjeżdżają na patrol, nie wiedzą, czy z nich wrócą, kłusownicy strzelają do nich z „kałaszy” z helikopterów, z ciężarówek...
Stale walczą z żołnierzami, tylko po to, żeby bronić zwierząt i próbować zachować ten obraz Afryki, jaki my znamy, jaki chcielibyśmy oglądać. Bardzo chcę im pomóc, ponieważ są osamotnieni w tej walce. Byłem tam i widziałem wszystko. To mi złamało serce. Wróciłem do Polski i założyłem fundację. Zrobimy wszystko, żeby im pomóc.