Gdyby przyjąć istnienie podziału na literaturę męską i kobiecą, Rzeka szaleństwa zaliczałaby się chyba raczej do tej pierwszej. Oczywiście nie oznacza to, że mamy do czynienia z lekturą wyłącznie dla męskiej części czytelniczej populacji. Wprost przeciwnie, kobiety też znajdą w niej na pewno coś dla siebie. Trochę w tym niezwykle udanym debiucie trzymającego w napięciu i zaskakującego mocnym niesłabnącym tempem thrillera, a do tego celne osadzenie w polskich realiach i „soczysty” delikatnie mówiąc, język. Mimo tych męskich, jak widać na powyższym przykładzie, wcale niemałych, by nie rzecz dominujących, akcentów, nie brakuje w powieści także pierwiastka kobiecego, przejawiającego się sferze psychologicznej tekstu, nakreśleniu sylwetek bohaterów i miłosnym wątku, nieoczywistym i niebanalnym. Aż trudno uwierzyć, że jest to powieść debiutancka, wielu wytrawnych pisarzy nie powstydziłoby się takiego tekstu – tak sprawnie i błyskotliwie napisanego, nie pozwalającego odłożyć książkę nawet na moment, aż do
samego końca.Jest to ważne tym bardziej, że nie jest to fabuła oczywista, w której czytelnik ma wszystko podane jak na talerzu.
Niestety o treści nic więcej napisać nie mogę ponadto, że jest rejs (przewożenie ze Szczecina pod Sieradz ponadgabarytu), jest rzeka, mężczyzna, kobieta i pałac. Każdy z czytelników powinien mieć szansę, by samemu zanurzyć się w nurt powieści i dać się jej ponieść, momentami nawet zwieść, przestraszyć i pozwolić się oczarować. Warto sięgnąć po tę książkę, ponieważ za nic nie da się o niej powiedzieć, jak podczas innego pamiętnego rejsu, że to nuda i nic się nie dzieje. O takich powieściach łatwo się nie zapomina. Jeśli takie są możliwości tego debiutującego autora, nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na kolejne pozycje jego autorstwa.