Dużą, może nawet zbyt dużą wagę zwykliśmy przywiązywać do trafnych początków. Do tego, aby książka już od prologu czytała się dobrze, aby już od pierwszej strony porwała nas i nie chciała puścić aż do strony ostatniej. Przesadne przywiązanie do tej zasady skazałoby na niepowodzenie niejedną książkę, w tym także – niestety – Niewzruszenie Ewy Nowak. Ta jedenasta z kolei pozycja autorki zaczyna się bowiem niefortunnie, od niezbyt udanego przedstawienia nam bohaterów. Otóż Marianna, lat osiemnaście, postanawia posiedzieć w deszczu w towarzystwie swojego brata, Lwa, lat piętnaście. Poza tym, że jest to dziewczyna nierozsądna, czytamy jeszcze: nie miała żadnych poważnych kłopotów, nikt jej nic złego nie zrobił, nikt nie dokuczył, nie złamał serca, nie skrzywdził, wszystko było w normie. No właśnie – w normie. Środek, przeciętność, tandeta i nicość. Zero adrenaliny i mocnych wrażeń, a jej się nagle zachciało jakiejś ostrej jazdy bez trzymanki. Jakiejś ostrej jazdy bez trzymanki? Ja dziękuję, ja tu
wysiadam. Bo jeszcze i mnie hamulce puszczą i książką rzucę, w kogo nie powinnam.
Oczywiste jest, że Niewzruszenie, jako powieść o młodzieży i dla młodzieży, korzystać będzie nie tylko z solidnie wyeksploatowanego już worka motywów, schematów i postaci, ale i z określonego słownictwa. Zachowanie umiaru jest jednak tym, co dobrą książkę od książki złej odróżniać powinno. W tym jednym przypadku doszło do zagubienia proporcji, tym bardziej niewytłumaczalnego, że Marianna wcale się na żadną ostrą jazdę do końca książki nie porywa. Ot, typowa nastolatka, z typowymi problemami, zajęciami, upodobaniami. Żadnych wyskoków, zastrzyków adrenaliny, nawet brak ostrego jedzenia w menu i ostrej muzyki w tle. Iskrę, zapowiadającą bunt, widocznie też deszcz ugasił.
Ciekawszą od Marianny postacią jest jej młodszy brat. Lew – samotnik, intelektualista i miłośnik Wall.ego w jednym – uparcie twierdzi, że znajomi potrzebni do szczęścia mu nie są, za to rudy kot – i owszem. Jako że w tej rodzinie wszystko się zawsze dzieje na opak, zamiast kota pod ich dach trafia przeurocza świnka wietnamska. A rodzice? Cóż. Określeni jako wiecznie nieprzewidywalni i „kłopototwórczy” państwo Henselowie nie bez powodu chyba uznawani są za osobników dość infantylnych i z powodzeniem obsadzających w domu role nie rodziców, a samych dzieci raczej. Wiecznie zapracowana matka, parająca się wróżbiarstwem i chałturzący na weselach ojciec, znoszący do domu coraz to dziwniejsze rzeczy, kochają szalenie nie tylko swoje pociechy, ale i siebie nawzajem, o czym najlepiej świadczy fakt, że dwukrotnie już zdążyli stanąć wspólnie na ślubnym kobiercu.
Jak to w powieści dla młodzieży bywa, niemal wszystkie wątki podporządkowane są tu pierwszym miłościom Lwa i Marianny, niekoniecznie sielankowym i pełnym uniesień. Otóż Lew bez pamięci zakochuje się w starszej o trzy lata koleżance siostry, sama Marianna zaś zostaje obiektem westchnień średnio odpowiadającego jej Tomka. Większych perypetii tu raczej brak, choć – z punktu widzenia łaknących uczucia nastolatków – tragedia goni tragedię. I chyba to jest największym atutem książek Ewy Nowak – doskonała znajomość ludzi młodych, ich charakterów, pragnień i oczekiwań, a ponadto niezaprzeczalna umiejętność wczucia się w kreowane przez siebie postaci i tworzenia ich w sposób staranny i doprawdy wiarygodny. Sukcesy dzieci idą tu więc w parze z ich porażkami, lepsze dni przeplatają się z gorszymi, a wszystko to osadzone jest w naszych polskich, świetnie wszystkim znanych realiach. Wystarczy spojrzeć chociażby na opis szkoły Lwa: kiedy wejdzie się na teren dowolnego gimnazjum w Polsce, od razu widać, że
wymyślili je ludzie, którzy nigdy nie mieli z niego korzystać. Zgromadzenie na jednej ograniczonej przestrzeni ludzi w wieku od trzynastu do szesnastu lat musi skończyć się katastrofą. Jeśli się dobrze uczysz, będziesz piętnowany przez kolegów, a jeśli źle – przez nauczycieli. Od razu przed oczami staje nam obraz typowego, polskiego gimnazjum, którego uczniami wielu z nas zapewne było. I jakże ten obraz przystaje do opisanego powyżej!
Fantastyczne ma też autorka poczucie humoru. Powieść, przeznaczona dla nastoletniego przecież odbiorcy, z równym powodzeniem bawi i dorosłych, pozwalając im choć przez chwilę spojrzeć na świat z młodzieńczej perspektywy. Migająca się od domowych obowiązków matka, nieporadny ojciec i przekomiczna sąsiadka tworzą zgrane trio, świetnie uzupełniające przygody głównych bohaterów. Co ważne, Nowak nie ucieka też od tematów trudnych – na pierwszy plan wysuwa się tu potrzeba miłości i zrozumienia, a towarzyszą jej szkolne zmagania nie tyle o pozytywne stopnie, co o akceptację grupy. Są tu także wspomniane wcześniej poszukiwania uczucia, nie tylko na przykładzie rzeczonego rodzeństwa opisywane. Jest w końcu choroba dziadka, stawiająca całą rodzinę przed szeregiem nowych wyzwań. Wszystko to jednak opatrzone jest tak solidną dawką optymizmu i ciepłego humoru, że od książki nie sposób się oderwać. Wzbudzające niesamowitą sympatię postacie i galeria absolutnie codziennych, przyziemnych zdarzeń wypełniają
przestrzeń książki w stu procentach, odwracając uwagę od niezbyt rwącej akcji. Nie jest to już co prawda opowieść tak mądra i pouczająca, jak poprzedzająca ją * Bardzo biała wrona*, ale nadal lekka, klarowna i zapadająca w pamięć. Słowem – taka, jaka powieść dla młodzieży być chyba powinna.