Dużo się mówiło o Llosie jako o największym żyjącym wśród tych, którzy jeszcze nie zostali nagrodzeni. Mowa tu oczywiście o Nagrodzie Nobla. Jakkolwiek by tego nie oceniać, doczekał się i on tego wyróżnienia. Zapewne (jak to często bywa) nagle wszyscy, którzy nie słyszeli dotychczas o jego twórczości, zaczęli zachłannie poszukiwać największych "hitów" w stylu * Szelmostw niegrzecznej dziewczynki* czy * Wojny końca świata. Z opinii, jakie można znaleźć tu i ówdzie, nasuwa sie prosty wniosek: jedni się zachwycają, inni są przerażeni, że literacki Nobel powędrował do kogoś, kto nie pisze, a "bełkocze". No cóż. Ja zaczęłam swoją przygodę z Llosą kilka lat temu od * Święta Kozła, które tak mną wstrząsnęło, że nie mogłam przejść obojętnie wobec innych tytułów.
Czas na Historię Alejandra Mayty.
Opublikowana została po raz pierwszy niemal trzydzieści lat temu. Przyjaciel tytułowego bohatera stara się zrekonstruować życie Alejandra poprzez rozmowy ze wszystkimi, z którymi ten miał do czynienia na przełomie lat. Mayta, zapalony trockista próbujący wywołać rewolucję stosując drastyczne środki, poznaje młodego wojskowego, który ma mu w tym dopomóc. Llosa tak układa swoją powieść, że czujemy się jak członkowie dwóch różnych światów: tego "potencjalnego", który snuje opowieść "co by było gdyby" (przeprowadzić powstanie) i realnego, o którym wiemy jaki jest z lekcji historii (pod warunkiem, że interesowały nas kiedykolwiek dzieje Peru). To swoiste rozprawienie się z własnymi poglądami pisarza, z utopią, której był zwolennikiem.
Nie jest to książka łatwa. Nie tylko przez wzgląd na tematy, które porusza, ale także przez sposób prowadzenia narracji: różne czasy, różne osoby, wszystko poplątane. Trzeba być naprawde skupionym, żeby nie pogubić się w faktach i rozmówcach. Czasem trzeba się cofnąć o kilka stron, czasem znaleźć jakiś szczegół, który umknął. Ale książki Llosy nie należą do najłatwiejszych zarówno w sposobie pisania, jak i czytania. Wydawać by się mogło, że największą frajdę sprawia mu gmatwanie, mieszanie i wtrącanie. Kwestia przyzywczajenia. Wydawać by się mogło, że w ten sposób wyselekcjonowuje czytelników, których najbardziej ceni - jakby mówił "jeśli potrafisz przez to przebrnąć, poznasz moje myśli". I pewnie tak właśnie jest, bo nie da się ukryć, że każda książka autorstwa Llosy zawiera elementy jego biografii.