Krytyczny Stuhr
Oprócz fragmentów, w których autor „Tak sobie myślę…” wypowiada się pozytywnie na temat poszczególnych osób, utworów czy zjawisk, bardzo rzadko używa nazwisk krytykowanych postaci czy tytułów mało udanych dzieł, nad którymi nie zostawia suchej nitki.
Można by było uznać ów zabieg przemilczania tożsamości krytykowanych za kulturalny i sympatyczny, gdyby nie fakt, że – przynajmniej w tej chwili, kilka miesięcy po skończeniu dziennika – większość czytelników bez problemu odgadnie, kim jest na przykład „przywódca opozycji w tym kraju”, prokurator, który na konferencji prasowej usiłuje popełnić samobójstwo, „winna śmierci własnego maleńkiego dziecka” „dziewczyna z Sosnowca” czy syn reżysera filmu „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”.