David Wroblewski, pięćdziesięcioletni autor Historii Edgara może pochwalić się udanym debiutem literackim. Nieschodzącą z list bestsellerów książkę uhonorowano nagrodą Los Angeles Times Book Prize, a jej gorliwymi czytelnikami stali się bożyszcze amerykańskich tłumów. Tom Hanks i Oprah Winfrey (ta ostatnia uznała Historię za książkę roku 2008) wykupili prawa do sfilmowania tej wielowątkowej, niemalże sześćsetstronicowej powieści nad którą niemłody debiutant pracował kilka lat. Pochlebnie o bestsellerze wypowiedział się również mistrz literackiej grozy Stephen King, który określił ją mianem „przepięknej” i „tajemniczej”. Po przeczytaniu powyższych informacji na okładce zabierałem się do czytania „literackiego thrillera” z kilkoma pytaniami, które być może zaszkodziły mi w obcowaniu z tekstem: Dlaczego Amerykanie zachwycili się powieścią Wroblewskiego? Czyżbym brał się za czytanie kolejnego Dana Browna? Czy dzięki lekturze poznam fabułę przyszłego, kinowego hitu?
Czternastoletni Edgar nie potrafi mówić, aczkolwiek nie jest głuchy. Nie potrafi wydobyć głosu z gardła od urodzenia. Porozumiewa się ze światem za pomocą języka migowego. Mimo tego świetnie się uczy, a dzięki systematycznemu studiowaniu The New Webster Encyclopedic Dictionary of English Language dysponuje bogatym słownictwem, ale przede wszystkim zna się na psach, a jego czworonożną ulubienicą jest Almondine. Wraz z rodzicami – ojcem Garem i matką Trudi – prowadzi odziedziczoną po ekscentrycznym dziadku psiarnię. Jednak ich nie pozbawione obowiązków i ciężkiej pracy życie jest szczęśliwe. Edgar nie wiele wie o tajemnicy swoich narodzin i o przeszłości miejsca w którym mieszka. Nagłe pojawienie się jego stryja – Claude’a sprawia, że przeszłość okazuje się ważniejsza niż przypuszczał. Mnożące się konflikty między dojrzałymi braćmi, stanowiącymi pozostałości dawnych swar, odkrywanie wypartych szczegółów czasów minionych, a wreszcie tajemniczy zgon Gara sprawiają, że chłopiec musi uciekać w lasy Chequamegon
wraz ze sforą szczeniaków. Stanowiąca efekt fatalnego zbiegu okoliczności wędrówka nie jest desperacką ucieczką donikąd, lecz ma na celu powrót do rodzinnego gniazda po to, aby zmierzyć się z człowiekiem, który pomyślał sobie, że chociaż w połowie może być równy Bogu.
Jednak nie tylko niezwykły, niepełnoletni bohater świadczy o wyjątkowości powieści Wroblewskiego. Każda z pięciu części Historii Edgara napisana jest w odmiennej stylistyce. Po tajemniczym, orientalnym, aczkolwiek nie najlżejszym prologu poznajemy rozproszone w różnorakich źródłach dzieje psiarni. Wraz z pojawieniem się Claude’a oraz zgonem Gara atmosfera zaczyna robić się coraz gęstsza, a narastające napięcie sugeruje tragiczne zakończenie. W pewnym momencie narracja zaczyna przypominać motywy znane chociażby z szekspirowskiego Hamleta, które zanim doprowadzą do finałowego pojedynku zmuszą nastoletniego introwertyka do brawurowej ucieczki. Jej opis stanowi natomiast doskonałą okazję do snucia opowieści przywołującej tradycję literatury przygodowej, w której często zaczytują się młodzi czytelnicy, spragnieni informacji rodem z kursów surwiwalu. Natomiast podzielone na krótkie, pisane w reporterskiej stylistyce, wieńczącą powieść rozdziały, kojarzą mi się osobiście z meczami tenisa, których oglądanie
zmusza do wysiłku przede wszystkim szyję. Przyznaję, że powieść, jak na mój gust, jest odrobina rozwlekła, a jej styl określiłbym subiektywnym mianem – „chropowatego”. (Chociaż można się tutaj pospierać czy „winny” jest tutaj autor naśladujący niemówiącego Edgara czy raczej tłumacz). Uwagę zwraca nastoletni bohater oraz jego czworonożni przyjaciele, o których tresurze można się z książki niemało dowiedzieć. Umiejscowienie akcji praktycznie na odludziu buduje tajemniczą atmosferę, która, chociaż nie jestem jakimś szczególnie wykwalifikowanym czytelnikiem horrorów, nie wywołuje we mnie obiecanych dreszczy, więc nie wiem, czy mógłbym ją polecić z czystym sumieniem miłośnikom tego typu wrażeń. Mimo tego powieść posiada szereg zalet. Oprócz podszytej tajemnicą atmosfery odludzia, wielowątkowością, czy wszechstronnością w opisywaniu przedstawianych zdarzeń akcja powieści odwołuje się do sprawdzonych, znanych z podręczników literatury wzorów. Dlatego w mojej ocenie amerykański hit, podobnie jak dobrze wykonana
robota, nie rozczarowuje, ale nie zachwyca, przy czym porusza zbyt mało drażliwych wątków, aby zyskać sławę symbolicznej sensacji firmowanej przez Dana Browna.