Chciałabym być manekinką – oto manifest anorektyczki Kary, bohaterki debiutanckiej powieści Marty Syrwid. Dziewczyna ma 18 lat, 172 cm wzrostu i waży 40 kilogramów, ale waga ta dla niej jest wciąż o wiele za duża. Klara jest anorektyczką. Wie o tym, mówi o tym, może nawet się tym chełpi. Jest przecież lepsza niż inni. Chudsza niż inni.
Klara chciałaby być manekinką: kobietą-rzeczą, idealną, wyszlifowaną, odporną na wszelkie emocje, przede wszystkim na krytykę. W domu dziewczyna była wciąż krytykowana przez brutalnego ojca, który na córce wyładowywał swoje frustracje. Przestraszona Klara, wrzeszczący ojciec i talerz znienawidzonego rosołu to jedyny obrazek z dzieciństwa. Kiedy nie chciała jeść, jej twarz lądowała w lepkiej zupnej mazi. To oczywiste, że jedzenie kojarzyła tylko z okrucieństwem ojca, nic więc dziwnego, że najpierw podświadomie, a później już w pełni świadomie z niego zrezygnowała.
Głodowanie najpierw było karą dla siebie i bliskich, a później stało się wyznacznikiem samodyscypliny, przerażającej w skutkach konsekwencji. Anoreksja to bowiem dążenie do ideału. Chude ciało jest piękne, sprężyste, wytrzymałe, dumne. Anoreksja to filozofia życia. Pozbawiona kalorii wersja zen, które pozwala panować nad sytuacją, odcinać się od niechcianej rzeczywistości. Odkąd Klara zaczęła się odchudzać nie miało dla niej znaczenia, że ojciec znęca się nad nią. Nie słyszała tego, żyła w swoim świecie mierzonym miniaturowymi posiłkami i kaloriami. Anoreksja to również rola teatralna, w której jednocześnie jest się i nie jest się sobą.
Czekam na moment, kiedy ktoś nazwie mnie „szczuplutka”. Trochę pieszczotliwości. Wtedy zaprezentuję się, ukłonię i zagram wyuczoną rolę – mówi Klara.
Anorektyczka nie jest szczęśliwa. Oczywiście jest z siebie dumna i wcale nie chce być „normalna”, ale jej życie to ciągła walka z głodem i z własną ambicją. Klara musi być najlepsza: oczywiście najchudsza, ale też najmądrzejsza, najcierpliwsza, najbardziej wytrzymała. Jednak ryzyko chaosu kusi, dlatego trzeba trzymać się wytyczonych przez siebie zasad. Anoreksja to porządek i ściśle ustalone reguły, które chronią przed światem, są jak pancerz lub szkło witryny.
Marta Syrwid opisała przerażające doświadczenie współczesnej nastolatki. Doświadczenie wcale nie takie rzadkie i coraz bardziej interesujące pisarzy. Na polskim rynku wydawniczym pojawiły się już podobne publikacje, debiutancka powieść Marty Syrwid w niczym im nie ustępuje. Oczywiście przyczyny anoreksji mogą być rozmaite, niekoniecznie tak jednoznaczne, jak te zdiagnozowane przez młodą pisarkę. Dla Syrwid bowiem anoreksja to wołanie o miłość, o akceptację i uwagę ze strony ojca. Klara pragnie być przez niego kochana. Wierzy, że jeśli będzie coraz chudsza, czyli piękniejsza, uda jej się zasłużyć na miłość. Anoreksja to dla Syrwid także choroba kulturowa, epidemia naszych czasów. Autorka pisze, że Klara nosi w sobie kłębek: wirusa, złośliwy szczep bakterii, przyczynę anoreksji.
Kłębek to jedna sukienka. To układy scalone z najnowszych trendów, samodzielności singla, przedsiębiorczości, prywatnych firm z internetu.
Od siebie i swojej choroby Klara ucieka na zaplecze. Jest to zaplecze sklepu jej matki, gdzie dziewczyna opowiada swoją historię. Ale zaplecze to też bezpieczne schronienie.
Uciekam swoim wyjściem awaryjnym. Na zaplecze. Korytarzem na wypadek pożaru dekoracji witryny. Na wypadek zatkania wentylacji. Na wypadek strachu przed wyobraźnią, pamięcią, przyszłością.
Bo anoreksja to trwanie teraz i tutaj. Odliczanie czasu od fasolki do ryżu, od ryżu do marchwi. I ani grama więcej, niż to zostało narzucone.
Młoda autorka (rocznik 86), swego czasu lansowana w mediach na kolejne literackie objawienie, napisała bardzo dobrą książkę. Zaplecze porusza konkretny i trudny temat, Syrwid poradziła sobie z nim jednak znakomicie. Nie napisała książki publicystycznej, interwencyjnej czy edukacyjnej, co w tym wypadku byłoby łatwe i oczywiste. Napisała powieść dobrą literacko, konsekwentną fabularnie i przejmującą psychologicznie. Czego chcieć więcej na początek!