Trwa ładowanie...
recenzja
20-12-2013 20:01

Opowiem Pani moją historię

Opowiem Pani moją historięŹródło: "__wlasne
d1e8q05
d1e8q05

Pamiętam moja pierwszą dwójkę (jedynek jeszcze wtedy nie było). Była za wachlarz. A właściwie za to, że wachlarz nie istniał. Gdy leżałam już w łóżku, gdy moje oczy na pół były zamknięte, gdy mama już była powiedzieć mi „dobrej nocy”, nagle przypomniałam sobie, że jutro plastyka, a ja nie mam odrobionej pracy domowej – to znaczy nie wycięłam w kolorowego papieru wachlarza. I już się nie dało tego naprawić, bo równie mocno jak nauczycielki bałam się rodziców, którzy niechybnie zdenerwowaliby się na mnie za brak pracy domowej. Następnego dnia w szkole, wielkie, okrągłe, zdziwione oczy pani (do tej pory byłam piątkową uczennicą) – i pierwsza dwójka. Nie odrobiłam pracy domowej, bo... po prostu zapomniałam! A mogłam na przykład powiedzieć, że porwało mnie UFO, albo że mięsożerne rośliny wyrwały nam się spod kontroli...

„Nie odrobiłem lekcji, bo...” to książka żart, to książka, która ma rozbawić zarówno uczniów, jak i nauczycieli.

Uczniów, bo kto by się nie śmiał, wyobrażając sobie, jak staje przed swoim groźnym nauczycielem, na przykład od języka polskiego i mówi mu, że niestety nie był w stanie przynieść pracy domowej, bo akurat na jego podwórku wytrysnęła ropa. Albo że musiał iść na pogrzeb swojego kota.

Ale można też role odwrócić i spojrzeć okiem znudzonego życiem pedagoga, który wciąż tylko słyszy, że ktoś nie odrobił pracy domowej, bo zapomniał, bo był chory, bo zgubił zeszyt, ewentualnie, że zeszyt zjadł pies/kot/świnka morska. A tu nagle jeden z nich, taki, który do tej pory nie miał nic ciekawego i ponadprzeciętnego do powiedzenia, wstaje i stwierdza, że nie przyniósł pracy domowej, bo akurat wczoraj oddał wszystkie swoje ołówki Robin Hoodowi! Albo że został z bratem porwany do cyrku. Na miejscu takiego nauczyciela, odpuściłabym... A może nawet zaliczyłabym zaocznie tę pracę domową... Tylko wiadomo, że każda wymówka działa tylko raz – taki numer przejdzie od wielkiego dzwonu i nigdy, przenigdy nie może zostać powtórzony! Co za dużo, to niezdrowo, a każde spektakularne wystąpienie robi wrażenie, bo zaskakuje.

d1e8q05

Ta książka zaś nie jest zaskoczeniem. Przeczytałam gdzieś ostatnio, że koniec roku w literaturze dziecięcej należy do Benjamina Chauda. I to chyba prawda. Czołowe polskie wydawnictwa literatury dla dzieci wydały w krótkich odstępach czasu cztery pozycje, w których Chaud maczał palce. I zawsze jest świetnie. Jego rysunki mają swój specyficzny klimat, są zabawne, pełne szczegółów i rozpoznawalne nawet na końcu świata.

Zaś Davide Cali znany jest ze swoistego poczucia humoru, z nietuzinkowego podejścia do różnych tematów, z poruszania tych, których nikt inny nie chce poruszyć. W świetnej książce „Tata na miarę” zajął się tematem „drugiego taty”, w „A ja czekam...” pokazał nasze życie jako rozwijający się kłębek wełny, którego na końcu brakuje. Teraz wziął się za szkolnictwo.

Bo paradoksalnie, ta książka to też trochę diagnoza chorego, w najlepszym wypadku lekko niedomagającego systemu edukacji. Bo szkolnictwo ma katar i najchętniej położyłoby się do łóżka, I tam odpoczęło. Od wieków uczniowie nie przynoszą pracy domowej. Każdy kto był uczniem, choć raz drżał z pustym zeszytem w dłoni (albo bez wachlarza). Mój tata pewnie nie odrobił pracy domowej, bo wolał biegać z kolegami za piłką. Ja zaczytałam się w dobrej książce i nie miałam ochoty pisać o tej złej nudnego wypracowania. A moja córka pewnie będzie na jakimś koncercie i zapomni, że miała się nauczyć piosenki ludowej na flecie prostym.

Cali z Chaudem puszczają oczko, podsuwając całą stertę wymówek – śmieją się do rozpuku, zamknięci w szkolnej toalecie i wyobrażający sobie, jak jakiś uczeń mówi, że dach nagle zniknął, albo że sąsiedzi poprosili o pomoc w szukaniu ich pancerników. Ale fakt, że muszą dawać uczniom zestaw wymówek i gotowe recepty i fakt, że uczniowie na pewno takich wymówek będą choć raz w życiu potrzebować, świadczy o tym, że może praca domowa to przeżytek? Albo że praca domowa potrzebuje liftingu i odnowy biologicznej? Że może trzeba pomyśleć nad jakąś reformą szkolnictwa, w której zamiast wypracowania o „Dziadach” Mickiewicza (do których trzeba dorosnąć), trzeba uczniom zadać wypracowanie na temat „Nie odrobiłem lekcji, bo...” - to wielkie, rozległe pole, na którym wyobraźnia może fikać koziołki. I pewnie każdy uczeń taką pracę by odrobił...

d1e8q05
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1e8q05