Bicie papieskim kijem bejsbolowym po głowach
Rozczarowanie musi być naprawdę niemałe, skoro publicysta stwierdził, że "Franciszek miejscami niemal mówił Michalikiem". Nie zazdroszczę tego dysonansu poznawczego zawiedzionym piewcom rewolucji, zwłaszcza, że szum medialny nie sprzyja zorientowaniu się, czy ten papież jest jednak "nasz", czy już "ich".
Tomasz Terlikowski rozpoczyna "Operację Franciszek" stwierdzeniem, jakoby lewica miała swojego nowego idola, który został największym autorytetem liberalnych mediów. Autorytetem, oczywiście, wykreowanym nie po to, by przypadkiem odnosić jego słowa do siebie, ale by nieustannie i wciąż na nowo okładać papieskim kijem bejsbolowym po głowach zwyczajnych katolików, komentatorów i duchownych.
Autor przypomina tu wieszczenie przez Jacka Żakowskiego schizmy w Kościele oraz porównanie Franciszka do Michaiła Gorbaczowa, jakie wysnuł wspominany już Tomasz Lis, nawiązując zapewne do wypowiedzi znakomitego watykanisty, Johna L. Allena.