To, że książka jest kontynuacją powieści „Cała zawartość damskiej torebki” wcale nie przeszkadza w rozpoczęciu lektury właśnie od tej powieści, co zresztą ja uczyniłam. Biorąc do ręki tę pozycję nie ma się bowiem poczucia umieszczenia w całkiem obcym świecie, gdzie pełno jest aluzji do już prezentowanych wątków i zagubienia, jak to zwykle może mieć miejsce przy historiach typu „ciąg dalszy”. Agnieszka, główna bohaterka – niespełniona pisarka i tłumaczka bez etatu, dzieli swe życie z człowiekiem czynu i sukcesu – Ksawerym, na utrzymaniu którego chcąc nie chcąc, ku zgrozie i niezadowoleniu swoich rodziców przebywa. Ich związek – dwojga nieco pokiereszowanych życiowych rozbitków, jest krótkotrwały, lecz niezwykle burzliwy ze względu na charaktery obu wyżej wspomnianych postaci. Jest wciąż w fazie tworzenia z dwóch „ja” jednego w miarę spójnego „my”. Sytuację, już pogmatwaną, komplikuje pojawienie się ciąży. Oczywiście nie planowanej. Całość, choć może po tym lakonicznym streszczeniu fabuły nie da się tego
stwierdzić, różni się od kobiecych czytadeł pojawiających się na rynku tym, że nie jest landrynkowo słodka i jaskrawo różowa, a wszystko i wszyscy nie są słodcy i mili do obrzydzenia. Początkowo obserwujemy celnie oddaną stagnację, poczucie życiowej klęski, rozczarowanie sobą i innymi, bolesne niekiedy ścieranie się dwóch kompletnie różnych osobowości. Z każdej strony uderza szczerość i prawda, choćby nie wiem jak niewygodna czy brutalna. Historia jest zatem pełna emocji, jakich można doświadczyć na co dzień, a osadzenie powieści w polskich realiach jeszcze bardziej przybliża książkę czytelnikowi. Mimo lekkości, którą sugeruje włączenie pozycji w poczet literatury kobiecej, nie jest to historia błaha czy banalna. Wprost przeciwnie. Jest zatem miłość, przyjaźń, rodzący się instynkt macierzyński, próba sprostania wyzwaniom, jakie niesie los i tajemnica (którą każdy może odkryć sam). Dzięki lekkości słowa, jaka jest dana Agnieszce Topornickiej, przesłanie autorki bez większych przeszkód toruje sobie drogę do
serca i umysłu czytelnika, choć przyznaję, że specyficzny język, jakim się posługuje, nie każdemu może przypaść do gustu. Poza tym – bez zarzutu.