Słowa, które nigdy nie padły. "Nie zagram dla Polaków i Żydów"
Przy okazji każdego koncertu Guns N’ Roses w Polsce w internecie powraca temat słynnej wypowiedzi Axla Rose’a na temat Polaków i Żydów. Słynnej z dwóch powodów. Po pierwsze jest ona wypominana rockowej gwieździe od ponad 30 lat. Po drugie, nie dotyczyła ani Polaków, ani Żydów.
Słynne, niewypowiedziane przez lidera Guns N’ Roses zdanie: "Nigdy nie zagram dla Polaków i Żydów", bardzo zapadło w pamięć mieszkańcom naszego kraju. W plotkę o trudnej do zdiagnozowania nienawiści Axla Rose’a do Polaków wciąż wierzy wiele osób, a pojawiła się przecież gdzieś na początku lat 90. ubiegłego wieku.
Prawda jest jednak taka, że w oryginale cytowane w mediach zdanie brzmiało "I will never play for polished jews!", co w dosłownym tłumaczeniu znaczy "Nigdy nie zagram dla ‘polerowanych żydów’"! Ktoś spojrzał na to zdanie i ze słów for polished/polerowany zrodziło się "dla Polaków". Zresztą Axl w tej wypowiedzi nie miał także na myśli Żydów, gdyż w Stanach określeniem "polished jews" nazywa się ludzi nowobogackich, takich maklerów z Wall Street, którzy byli gotowi zapłacić ogromne pieniądze za prywatne występy Guns N' Roses.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Audiobooki, od których się nie oderwiecie. Masa superprodukcji
Jeden z koncertów, po którym Axl Rose mógł wypowiedzieć te słowa, został opisany w książce Micka Walla "Guns N’ Roses. Ostatni giganci z rockowej dżungli", która dostępna jest w formie audiobooka w serwisie Audioteka.pl. Był rok 1988. W stacji MTV pojawił się teledysk "Welcome to the Jungle". Album "Appetite for Destruction" cieszył się coraz większą popularnością, ale zespół wciąż potrzebował rozgłosu. Alan Niven, menadżer GNR, załatwił chłopakom występ w nowojorskim klubie The Ritz, który miał być pokazany w MTV.
"Wyobraź sobie te wszystkie pie...one twarze koneserów i dupków z branży, szastających kasą maklerów z giełdy, którzy byli na tym koncercie. (…) Dobry Boże, przez połowę koncertu Axl patrzył na nich z wściekłością. Nie wszyscy byli zadowoleni, ale większość ludzi uważa ten koncert za najlepszy sfilmowany występ Gunsów. Ale to właśnie inspiruje Axla. Inspiruje go konfrontacja. Inspiruje go konflikt. Właśnie z niego czerpie energię" – wspomina Alan Niven. Tytuł i zawartość pierwszego albumu Guns N’ Roses, a także niemal cała historia zespołu, są tego najlepszym przykładem.
Aby zrozumieć fenomen założonej w Los Angeles grupy rockowej, trzeba dostrzec pewien fakt. Pod koniec lat 80. Guns N’ Roses swoją muzyką, postawą, reputacją "najdzikszego i najbardziej niebezpiecznego zespołu", rozbił system. Wywrócił do góry nogami świat muzyczny. W złotej erze disco wszyscy byli przekonani, że gitary i rock n’ roll bezpowrotnie odeszły do lamusa. Oczywiście Iron Maiden czy Metallica miały wówczas tysiące fanów na całym świecie, ale zespoły metalowe, rockowe funkcjonowały na marginesie popkultury.
Nie inaczej było z Guns N’ Roses" w latach 80-tych. Album "Appetite for Destruction" był już wysoko notowany na liście "Billboardu", a muzyczna stacja MTV wciąż nie była zainteresowana pokazaniem teledysku do "Welcome to the Jungle". W końcu menadżerowi zespołu udało się wyprosić przysługę - teledysk zostanie wyemitowany jeden raz, o trzeciej nad ranem czasu Wschodniego Wybrzeża i o północy czasu Zachodniego Wybrzeża.
Guns N' Roses - Welcome To The Jungle
Tej przełomowej dla GNR i całej stacji muzycznej nocy, w centrali MTV rozdzwoniły się telefony. Widzowie zaczęli się domagać, aby wideoklip był puszczany częściej. Po kilku dniach "Welcome to the Jungle" stał się jednym z najpopularniejszych teledysków miesiąca. A później pojawił się "Sweet Child O’ Mine". Niemal z dnia na dzień MTV na kilka lat stało się rockową stacją. Nirvana, Metallica, AC/DC, Pearl Jam, Soundgarden, Alice in Chains, R.E.M., Beastie Boys, Red Hot Chili Peppers, The Smashing Pumpkins, Faith No More i wiele innych zespołów, w tym starszych, które znów stały się popularne – cały świat zachwycał się ich muzyką i teledyskami.
Siła muzyki GNR, a konkretnie okresu, w którym został wydany ich pierwszy studyjny album, opierała się na olbrzymiej i niespożytej energii zespołu oraz szczerości wyrażanych w niej uczuć. To bardzo spodobało się młodym ludziom. Kilka lat później rolę buldożera skomercjalizowanego świata show biznesu przejęła Nirvana.
Sama płyta, muzyka w "Appetite for Destruction" też była wyjątkowa. Tak się ciekawie złożyło, że każdy z członków GNR czerpał inspirację z innego rodzaju muzyki: Axl Rose z Eltona Johna czy Aerosmith, Slash – z Jimi’ego Hendrixa i Black Sabbath, Izzy Stradlin z The Rolling Stones, zaś Duff McKagen z muzyki punkowej. "Jest tworzącym monolit, doskonałym stopem tylu stylów, że jeśli porównać ich z dowolnym zespołem (szeroko rozumianego rocka – przyp. aut.), zawsze znajdą się muzyczne czy stylistyczne odniesienia" – napisał krytyk "Tylko Rock".
"Kochamy się nawzajem. Jesteśmy naprawdę silnie ze sobą związani. Nie widzę możliwości istnienia Guns N’ Roses minus jeden z tych facetów. Całym wyjaśnianiem, dlaczego nasza grupa się sprawdza i świetnie funkcjonuje, jest to napięcie między naszą piątką" – tak mówił Slash w 1988 roku. Czy ta miłość wytrzymała próbę czasu? W pewnym sensie tak, gdyż teraz, ponad 30 lat później, wszyscy starzy członkowie GNR darzą się sympatią i szacunkiem. Jednak wiadomo, że grupa już po pierwszych sukcesach zaczęła się rozpadać.
W 1990 roku z zespołu wyleciał perkusista Steven Adler, który z powodu nadużywania narkotyków, nie był w stanie grać. Rok później z zespołu odszedł gitarzysta Izzy Stradlin, który uznał, że to jedyny sposób, aby zerwać z narkotykami i alkoholem. W 1996 roku z powodu ostrych spięć z zespołem pożegnali się Slash i Duff. Z oryginalnego składu w Guns N’ Roses pozostał już tylko Axl Rose. Tak było przez 20 lat.
Członkowie Guns N’ Roses zapłacili wysoką cenę za sukces z okresu wydania albumu "Appetite for Destruction", choć nie najwyższą, bo w przeciwieństwie do większości rockowych zespołów z lat 80., wciąż żyją w komplecie i nie mają już problemów z używkami (nawet z papierosami). Jednak zapowiedziana w tytule debiutanckiego albumy destrukcja, w tym samodestrukcja, była totalna, o czym ze szczegółami opowiada Mick Wall w książce "Guns N’ Roses. Ostatni giganci z rockowej dżungli", dostępnej w formie audiobooka w serwisie Audioteka.pl.
Na koniec słowo o autorze książki. Mick Wall z imienia i nazwiska był bohaterem utworu GNR "Get in the Ring" (1991), w którym Axl używając bardzo wielu wulgarnych zwrotów atakował dziennikarzy za drukowanie kłamstw ("oszukujesz dzieciaki, które płacą swoje ciężko zarobione pieniądze, żeby czytać o zespołach"), nienawiść ("dlaczego na mnie patrzysz, skoro mnie nienawidzisz?"), zawiść ("wkurza cię, że twój ociec miał więcej dziewczyn niż ty), chęć zemsty na muzykach za swoją życiową nieudaczność, chorą potrzebę skłócania ze sobą ludzi.
Mick Wall przez wiele lat był wrogiem numer jeden lidera Guns N’ Roses, w wielu kwestiach nie oszczędza go także w swojej najnowszej książce, jednak na całą historię zespołu patrzy teraz zupełnie inaczej: "Kiedy Guns N’ Roses w końcu odejdą, złoty wiek rocka przeminie na zawsze. Razem z nim odejdziemy my, całe pokolenie, które identyfikowało się z ich muzyką i przesłaniem. (…) Zrozumiałem, że Axl Rose jest ostatnią z prawdziwych, wyjątkowych, bezkompromisowych, bezlitosnych gwiazd muzyki. Autentyzm, chęć podejmowania ryzyka, odwaga. Niewielu było takich, nawet w latach sześćdziesiątych. Dziś takich nie ma wcale".