Trwa ładowanie...
recenzja
23-07-2011 21:10

Okradziona z siebie

Okradziona z siebieŹródło: Inne
d3k76wy
d3k76wy

Lisa Genova stworzyła coś, co w świadomości czytelnika pozostanie nie tyle poruszającym doświadczeniem literackim, co nauką, świadectwem i faktem, ukrytym w zbeletryzowanej opowieści o powolnym zatracaniu swojej tożsamości.

Alice Howland ma wszystko, o czym może marzyć dojrzała, spełniona kobieta: kochającą rodzinę, ogromne doświadczenie zawodowe i szacunek otoczenia sprawiają, że jest dumna z tego, co udało jej się osiągnąć. Szybkie tempo życia tylko motywuje ją do dalszych działań i wydawałoby się, że nic nie jest w stanie zakłócić jej całkowicie ułożonego życia. Coraz częstsze zapominanie terminów i chwilowe utraty orientacji z łatwością dają się przypisać stresowi, którego również Alice nie brakuje. Nikt nie podejrzewa, że u pięćdziesięcioletniej kobiety zostanie wykryta choroba Alzheimera o wczesnym początku. Tragiczna diagnoza całkowicie odmieniają życie Alice i jej bliskich.

Motyl zrobi wrażenie nie tylko na tych, którzy nigdy nie mieli kontaktu z chorobą, ale również na tych, którym przyszło zmagać się z tragedią bliskiej osoby. Historia o nieuleczalnej demencji, która codziennie pozbawiała kobietę cząstek jej tożsamości, jest okrutna i wstrząsająca, pozbawia jakichkolwiek złudzeń, że diagnoza nie jest jeszcze jednoznaczna z wyrokiem i że scenariusz na resztę życia nie musi być utkany wyłącznie z czarnych barw.Każdy dzień staje się walką o ocalenie wspomnień i myśli, resztek własnej osobowości, która trawiona chorobą staje się niejako osobnym światem, starannie wydzielonym i bezwzględnym, rządzonym prawami, na które – mimo szczerych chęci – nie da się wpłynąć. Powieść nie będzie łagodziła objawów choroby, nie da nadziei. Alzheimer w niej jest tak samo nieuleczalny, jak w życiu.

Przede wszystkim na uwagę zasługuje niezwykłe wyczucie autorki. Powieść z łatwością unosi ciężar tematu, jakim jest stale postępująca demencja, a więc destrukcja jednostki, prowadząca do powolnej i bolesnej – w sensie mentalnym – śmierci. Motyl jest subtelną, delikatną historią o niezwykle dużym ładunku emocjonalnym, wywołującym silne wrażenia, które nie są jedynie powidokami literackiej przygody. Nie ma znaczenia, czy bohater jest prawdziwy – z pewnością jego doświadczenie jest autentyczne i każdy to wie. W opinii publicznej Alzheimer przedstawia się poniekąd jako mityczna, starcza choroba, która czyni z ludzi niedołężnych, wymagających opieki, uciążliwych członków rodziny. Motyl Lisy Genowy jest demitologizacją, naprostowaniem krzywego poglądu na chorobę, dla której kryterium wiekowe nie zawsze ma znaczenie.

d3k76wy

Bodaj najciekawszym aspektem powieści jest właśnie kwestia głównego bohatera. Z jednej strony, niepodważalnie, jest nim Alice Howland – wykładowca psychologii na Harwardzie, ekspert w dziedzinie lingwistyki, kochająca żona i matka. Z drugiej – jest bohater zbiorowy, jak można nazwać rodzinę Alice: męża Johna, dwie córki – Lydię i Annę, syna Toma oraz zięcia Charliego. I choć są oni zindywidualizowani, tworzą wspólny, spójny obraz rodziny, nieidealnej, bo ze swoimi problemami (nawet z czasów przed diagnozą o nieuleczalnej chorobie), ale za to autentycznej. Trzecim bohaterem jest choroba – Alzheimer, która ma władzę nad pozostałymi postaciami. Rodzi się więc pytanie – kto tak naprawdę jest głównym bohaterem? Alice Howland daje się poznać jako kobieta sukcesu, o nieprzeciętnym intelekcie, z wieloma zasługami zawodowymi i prywatnymi na swoim koncie. Znany jest model jej życia, jej rodzina, można poznać jej pozazawodowe zainteresowania, słowem – można nakreślić jej portret psychologiczny, który wpłynie na
odbiór jej postaci, pozwoli jakkolwiek się do niej ustosunkować. Nagle, kiedy bohaterka poznaje przyczynę pogarszającego się stanu zdrowia, zmienia się nie tylko jej życie, ale również pogląd czytelnika, dla którego Alice staje się nieuleczalnie chorym bohaterem. Od tej pory to, co będzie robiła, mówiła, będzie obrazem życia osoby chorej na Alzheimera, a więc takiej, która wymaga stałej opieki, która powoli będzie zatracała poczucie własnej osobowości, która – wielce upraszczając – przestaje być sobą. Jak więc odnieść się do takiej postaci? Poniekąd Alice Howland traci swój autorytet jako bohater literacki, bo jej osądom rzeczywistości nie można wierzyć, gdyż ona sama przestaje być samodzielna, zaczyna żyć według zasad choroby, która robi wszystko, by Alice zapomniała o swoim dotychczasowym życiu. Czytelnik ma do wyboru dwie postawy: chłodnego, biernego obserwatora, który pomyśli „a więc tak to jest, jak ma się Alzheimera” i czynnego, aktywnego uczestnika wydarzeń, mającego na celu pomoc Alice w ocaleniu
resztek jej tożsamości. Wybór postawy zaangażowanej doprowadzi do zmiany statusu Alice-bohatera-literackiego na rzecz niejako podmiotu poznawczego, pozwalającego dogłębnie obserwować i analizować postępy choroby, jak i utożsamić się ze środowiskiem, które sprawuje pieczę nad chorym. W takim wypadku powieść przestanie być postrzegana przez pryzmat głównej bohaterki, która nie traci swojej wartości jako postać, ale przestaje być głównym bohaterem powieści. To Alzheimer zaczyna odgrywać najważniejszą rolę, zamieniając Alice w bezbronną, zagubioną, trawioną śmiertelną chorobą personę.

Nie jest jednak tak, że z chwilą diagnozy Alice traci swą osobowość. Czytelnik nie powinien zapominać, kim była i nadal jest kobieta, całkowicie zaskoczona swoim stanem, próbująca mimo wszystko godnie żyć i nie być ciężarem dla otoczenia. Na Alzheimera należy spojrzeć jak na osobny rozdział, a chwile, w których choroba daje o sobie znać, postrzegać jako osobne fragmenty, opowieść o postępującej demencji, nie zaś o chorej Alice Howland. Wtedy powieść stanie się studium o jednostce chorobowej, pouczającym i wstrząsającym dokumentem. Alice Howland do końca powinna być postrzegana jako bohaterka i nawet, jeśli coraz silniej jest wciągana w otchłań choroby, w świadomości czytelnika powinna pozostać jako silna, mądra, spełniona kobieta. Inaczej bowiem czytelnik - podobnie jak Alzheimer - odbierze bohaterowi literackiemu jego charakter, którego ten de facto już jest pozbawiony przez chorobę. A wtedy książka straci swój sens, bo przecież jest o człowieku. Cierpiącym, umierającym, z chorą tożsamością, ale wciąż
czującym człowieku.

Rodzi się jednak kolejne pytanie – czy Alzheimera można w ogóle rozpatrywać w oderwaniu od osoby, której dotyka? Nie można. Nie jest to choroba krwi, której hektolitry przelewają się w milionach żył milionów ludzi. Nie jest to, nawet rzadka, choroba serca czy innego narządu. To choroba jednostki, duszy i świadomości, indywidualna tragedia każdego chorego i jego rodziny, nawet jeśli u wszystkich ma podobny przebieg. Na Alzheimera nie choruje jedynie ten, któremu postawiono diagnozę, ale wszyscy, którym w brutalny sposób choroba powolnie, z sadystyczną przyjemnością, odbiera ukochaną osobę. Motyl Lisy Genovy pokazuje, jak ze świadomością utraty radzą sobie – lub nie – bliscy Alice Howland, jak cierpią nie tylko przez perspektywę utraty matki czy żony, ale również przez możliwość bycia nosicielem wadliwego genu. Alzheimer będzie więc cieniem każdej postaci, dominującym i determinującym głównym bohaterem. I choć nie da się o nim zapomnieć, tak samo silnie nie można zapomnieć o tym, kim byli bohaterowie
przed zdiagnozowaniem śmiertelnej choroby. Mimo że choroby nie da się oddzielić od jej nosiciela i nie można ufać krzywemu obrazowi, jaki światu nadaje Alzheimer, należy pamiętać, że Alice Howland była bohaterką na długo, zanim dotknięta została śmiertelną chorobą i byłaby nią dalej, gdyby demencja nie odebrała jej woli, siły i świadomość. Alice nie popada w obłęd, nie zwariowała „na stare lata”, nie stała się trędowata, ślepa i głucha na ludzkie gesty ani nie stała się gorsza. Została okradziona ze wszystkiego, co miała, doszczętnie, nieodwracalnie.

Motyl poraża swoją prawdziwością – wszak traktuje o powszechnej, znanej skądinąd chorobie. Po jego lekturze na długo pozostaną w pamięci sceny, w których główna bohaterka nie potrafi wrócić do domu lub przestaje rozpoznawać własne dzieci, co budzi prawdziwe przerażenie, bo trudno wyobrazić sobie taki stan. Nie da się oswoić z chorobą, nawet z myślą o niej – tego też powieść nie robi. Pokazuje jedynie jedną z możliwości, scenariusz pewnego życia pewnej kobiety.Nie ma znaczenia, jaki tryb życia prowadziła, jakie miała wykształcenie i… w jakim była wieku. Alzheimer o wczesnym początku wybrał ją na swoją ofiarę. Lisa Genova nie namawia do kibicowania, by wygrała tą walkę. Co więc przemyca na kartach powieści? W miarę, jak Alice traci świadomość siebie – zwiększa się świadomość czytelnika. Bo nie ani ucieczki, ani lekarstwa. Ale można wypisać receptę i podawać ją choremu za każdym razem, gdy poczuje się gorzej – człowieczeństwo. Bo choć nie odbuduje się czyjejś tożsamości własną, można pomóc komuś,
pokazując że bez względu na wszystko istnieje się również w świadomości innych.

d3k76wy
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3k76wy