Jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało, mottem tej książki powinno być zdanie: „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. O jego prawdziwości miała okazję w najbardziej przerażający i bolesny sposób przekonać Elisabeth Fritzl. Więziona przez własnego ojca w ciasnej i ciemnej piwnicy przez prawie ćwierć wieku, bita, głodzona, zastraszana, gwałcona. Kobieta, która urodziła siedmioro dzieci swojemu ojcu. Te okropności można by mnożyć, bo tak wiele doznawała ich dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Ona i jej dzieci. Ale chyba nie o to chodzi. Nie o to również chodziło autorom, którym trzeba za to być wdzięcznym. Ich książka to rzetelna pozycja, nie mająca na celu epatowanie okrucieństwem, tanią sensacją i plotką – po to, by szokować, czy też zarobić na cudzym nieszczęściu. Ta pozycja to próba zrozumienia, co mogło kierować człowiekiem takim, jak Josef Fritzl, choć trudno przyznać, że ktoś taki na miano człowieka na pewno zasługuje.
Autorzy wykonali solidny kawał pracy, zbierając materiały – widać to na każdej stronie opowiadającej o „potworze z Amstetten”. Prześledzili losy jego rodziny, cofając się nawet do czasów sprzed jego urodzenia, szukając przyczyn, dla których stało się to, o czym niedawno dowiedział się świat. Przedstawiając życie Fritzla, rok po roku – od dzieciństwa aż do procesu, w wyniku którego został skazany na dożywocie Stefanie Marsh i Bojan Pancevski przeprowadzili szereg wywiadów, zapoznali się z wieloma dokumentami, wreszcie sięgnęli po materiały policyjne, oddając do rąk czytelników całość, z którą warto się zapoznać wiedząc, że zawiera sprawdzone informacje. To nie tylko studium ludzkiej podłości, ale też świadectwo niezłomności ducha. To także okazja do zastanowienia się, co można zrobić, by do takich tragedii nie dochodziło. Nie bez przyczyny autorzy podkreślają, że to, co się wydarzyło, działo się tuż obok, za ścianą. Warto reagować – to ich najbardziej czytelne przesłanie zawarte w książce.