Gdyby przeprowadzić ankietę, jaka była najsłynniejsza bitwa w dziejach polskiej wojskowości, jestem prawie pewien, że większość (pomijam odpowiedź: „nie mam zdania”, która - z tego, co widzę - jest jedną z najczęściej wybieranych) respondentów odpowiedziałaby: bitwa pod Grunwaldem . Opiewa się ją w pieśniach, poematach, a zmagania wojsk możemy podziwiać dzięki obrazowi Jana Matejki oraz filmowi Aleksandra Forda. Choć sukces grunwaldzkiej wiktorii został w bezsensowny sposób zaprzepaszczony, owa bitwa zepchnęła w cień równie ważny i przełomowy bój - pod Koronowem. Po batalii pod Grunwaldem Zakon Najświętszej Marii Panny był na kolanach - poległ Wielki Mistrz, dostojnicy podzielili jego los, albo dostali się do niewoli. Państwo krzyżackie leżało pokonane u stóp Jagiełły i Witolda, wystarczyło tylko zadać coup de grace ruszając na Malbork. Tymczasem stało się coś niepojętego, irracjonalnego – zwycięskie wojska czyniły wszystko, aby do Malborka nie dotrzeć! Nad owym trudnym do zrozumienia faktem spowolnienia
marszu na zamek głowili się najznamienitsi historycy, jednak nie byli w stanie pojąć tej dziwnej zagrywki dowódców.
Zakon skorzystał z okazji, w miarę możliwości otrząsnął się po grunwaldzkiej porażce (która była dlań olbrzymim szokiem), zebrał siły i zorganizował obronę zamku. Otrzymał jednak kolejny prezent od Jagiełły – oblężenie przeciągało się w nieskończoność, a atakujący ponownie czynili wszystko, aby przypadkiem nie zwyciężyć. Proszę wybaczyć futbolowe porównanie, ale drużyna Jagiełły i Witolda zachowywała się tak, jakby strzeliła wspaniałą bramkę na początku meczu, a potem zupełnie nie miała konceptu, cóż z prowadzeniem uczynić. Jak wiemy, niewykorzystane sytuacje mszczą się – kiedy ostatecznie zaprzepaszczono grunwaldzkie zwycięstwo wycofując się spod Malborka, Krzyżacy otrzymali wyborną okazję do kontruderzenia, którą skwapliwie wykorzystali. Droga na polskie ziemie była praktycznie otwarta, wystarczyło tylko zdobyć Koronowo - maleńką mieścinę o bardzo ważnym znaczeniu strategicznym. Z „pewnych źródeł” Krzyżacy wiedzieli, że bronione jest przez chłopów naprędce zebranych podczas pospolitego ruszenia,
teoretycznie więc nie było żadnego problemu, by przejście do Kujaw i na Wielkopolskę stanęło otworem. Rozpoznanie jednak zawiodło i przeciw ich wojskom stanęły zgoła inne oddziały...
Materiał źródłowy dotyczący tej batalii nie jest imponujący, zazwyczaj w rodzimych opracowaniach pomija się ją milczeniem, a jeśli już się o niej wspomina, to tylko w formie nielicznych wzmianek. Autor monografii wykazuje, iż literaturę koronowskiej bitwy znajdujemy przede wszystkim w Wielkiej wojnie z Zakonem Krzyżackim w latach 1409-1411 S. Kuczyńskiego (opis w całości przepisany z dzieła Długosza), Polsce Jagiellonów P. Jasienicy, Bitwie pod Koronowem Z. Spieralskiego oraz... Nowelach Sienkiewicza. Liczne cytaty z tych pozycji zapełniają stronice monografii Piotra Dereja, stanowiąc jej lwią część. Autor żongluje na przemian fragmentami z Długosza i Kuczyńskiego, niewiele dodając od siebie, jedynie sporadycznie pozwalając sobie na polemikę, czasem zarzucając nielogiczność teoriom wyżej wymienionych.
W monografii zwraca uwagę powtarzana jak mantra teza o zaprzepaszczeniu szansy przez Witolda i Jagiełłę. Myślę, że ów fakt jest bezsporny, wszak wojska koalicji jagiellońskiej były dobrze przygotowane do oblężenia Malborka i miały możliwość ostatecznie rozgromić Krzyżaków po bitwie pod Grunwaldem. Nie wydaje mi się więc, aby był sens stale powtarzać tę tezę, tymczasem autor czynił to przy każdej nadarzającej się okazji. Goebbels mawiał, iż kłamstwo powtarzane tysiąc staje się prawdą, jednak nie wydaje mi się, by we wnioskach pana Dereja było coś kłamliwego, ergo nie widzę powodów do aż tylu ich repetycji.
Być może jednak tak częste przywoływanie faktu zaprzepaszczenia owej olbrzymiej szansy, jest konieczne do wyeksponowania przełomowego wydarzenia, jakim była bitwa pod Koronowem, to przecież przez nieudolność Jagiełły Zakon był w stanie się otrząsnąć i zagrozić Polsce. Sama batalia opisana jest w książce pana Dereja barwnie i interesująco (choć to znów zawdzięczamy raczej Długoszowi i Sienkiewiczowi), bardzo podobało mi się również sprostowanie dokonane przez Zdzisława Spieralskiego. Jako że nie czytałem książki jego autorstwa, profesjonalne podejście było dla mnie cenne i doskonale uzupełniało plastyczne, nienaganne literacko, choć czasem wątpliwe pod względem merytorycznym opisy kronikarza i pisarza. W samym obrazie batalii wyłaniającej się spod pióra pana Dereja bardzo zaciekawiły mnie rozważania o udziale po stronie Polaków jazdy tatarskiej oraz liczne przykłady przestrzegania kodeksu rycerskiego. Ponoć praktycznie nigdy już po Koronowie nie oglądano na polach bitewnych podobnej rycerskości, podziwu i
szacunku dla przeciwnika, sumiennego przestrzegania reguł podczas – zdałoby się – turniejowych wręcz pojedynków (z dwoma przerwami na odpoczynek włącznie). Dużym plusem książki są również ilustracje przedstawiające m.in. XV-wiecznych rycerzy, zdjęcia ówczesnej broni, fotografie, na których ukazano malownicze koronowskie ziemie oraz list zastępcy komtura tucholskiego do Henryka von Plauena, zawiadamiający o wyniku bitwy.
Jak wspominałem, autor wielokrotnie piętnował „głupotę polityczną” Witolda i Jagiełły, krótkowzroczność i ignorancję, które przekreśliły kolejne militarne zwycięstwa. Nie może jednak być inaczej, gdy władca nie zważając na interesy własnego kraju stara się przypodobać Europie, usilnie zabiegając o to, by spojrzała nań przychylniejszym okiem. Ta prawda jest ponadczasowa, o czym możemy się przekonać i dziś, zresztą w Koronowie 1410 również odnajdziemy odniesienia do współczesności. Moim zdaniem owe fragmenty wpisujące się w konwencję „co by było gdyby...” są bardzo słabym punktem tej książki – stwierdzenie, że przez lekkomyślność Jagiellonów mamy obecnie w Kaliningradzie zagrażającą nam potężną armię i flotę rosyjską wydaje się zbyt daleko posuniętym wnioskiem, szczególnie jak na profesjonalną monografię historyczną (a tak traktuję pozycje wydawane pod szyldem Historyczne Bitwy).
Opracowanie oceniam pozytywnie, chyląc czoła przed autorem za próbę podołania ciężkiemu zadaniu wydobycia wiktorii koronowskiej z mroków zapomnienia, jak to napisał we wstępie: „odkurzenia, przypomnienia i przywrócenia godnego miejsca w naszej historiografii, oraz, co równie ważne, w świadomości historycznej współczesnych Polaków”. We wstępie napisałem, iż o Grunwaldzie wiedzą praktycznie wszyscy – proszę jednak uczciwie się przyznać, kto słyszał o bitwie pod Koronowem (co najmniej równie ważnej, co jej poprzedniczka, mająca miejsce zaledwie trzy miesiące wcześniej)? Jeśli Państwo marszczą czoła w zamyśleniu, usiłując przypomnieć sobie lekcje historii i odnaleźć w zakamarkach pamięci strzępki informacji, proszę sięgnąć po monografię Piotra Derdeja Koronowo 1410. Nie można bowiem dopuścić, by ta bitwa została zupełnie przyćmiona przez Grunwald. Jest zbyt istotna, by spotkał ją ten los – chwała autorowi, że nie pozwolił jej pogrążyć się w mrokach zapomnienia, bardzo przystępnie przedstawiając ją
szerszemu gronu czytelników, zwłaszcza tym, którzy nie spotkali się jeszcze z tak licznie cytowanymi opracowaniami dotyczącymi tej bitwy.