Liczby Charona – już sam tytuł sugeruje (a zaraz po nim nota wydawnicza), że najnowsza powieść Marka Krajewskiego będzie wiele zawdzięczała królowej wszystkich nauk. Ale matematyczny nastrój może towarzyszyć nie tylko lekturze tej powieści, ale i całej twórczości autora * Erynii, bowiem wszystkie jego dzieła są niezmiennie świetne. *Krajewski to constans. To gwarancja dobrej, interesujące, mistrzowskiej literatury.
Edward Popielski – on również od pewnego czasu jest stałym gościem powieści Krajewskiego. Bohater ekscentryczny, wzbudzające skrajne uczucia indywiduum, posiadający wiele pasji (kobiety, alkohol, łacina… kolejność przypadkowa). Już nie jest, jak w * Eryniach, elegantem, choć nadal pozostało w nim coś z dandysa. Niestety – wydalony z pracy w policji za niesubordynację, musi nieco zmienić swój tryb życia, bo i fundusze nie takie… Ale! Oto pojawia się kolejna sprawa, do której nikt inny, niż komisarz Popielski, lepiej się nie nadaje. *Dostaje więc szansę nie tylko na polepszenie swojej sytuacji zawodowej, ale i… sercowej. Czy wreszcie ktoś zdoła na dobre usidlić niespokojne serce policjanta…?
Jakakolwiek byłaby fabuła, przepis na sukces powieści Krajewskiego leży gdzie indziej. Nie da się ukryć – Liczby Charona robią wrażenie, bo wplątują w wir zagadek językowych, matematycznych i osobowościowych, do granic eksploatując czujność i – co tu dużo mówić – intelekt czytelnika. Jak zwykle wielowymiarowe wątki, bogactwo charakterów i postać ekscentrycznego komisarza Popielskiego składają się na powieść prawdziwe wciągającą i interesującą, ale nie byłaby ona taka, gdyby nie jej najważniejsza cecha – język, stający się powoli językiem Krajewskiego, znakiem rozpoznawczym, znakiem firmowym, który nie góruje, a idealnie współgra z fabułą.
Dodać należy, że miejscem akcji jest – znowuż – przedwojenny Lwów. Tu także Krajewski świetnie oddał nastrój dusznego miasta, w którym nie brak cieszących się złą sławą zaułków, jak również klimatycznych kawiarni, w których lwowska bohema może cieszyć się dobrą wódką i zagryzką. Klimat Lwowa w powieściach Krajewskiego tworzą głównie ludzie. Przegląd niemal wszystkich warstw społecznych pozwala dogłębnie poznać miasto ze wszystkimi jego wadami i zaletami, i świetnie pokazuje jego charakter. Konsekwencją wybrania tego miasta, jak i okresu, w którym Krajewski osadza fabułę swej powieści, jest odpowiednio dobrany język. Pełen makaronizmów i lwowskiej gwary idealnie dopełnia klimat, potęguje wrażenia, sprawia, że powieść autora * Śmierci w Breslau*, choć pisana współcześnie, wydaje się być wydobytym z zakamarków biblioteczki po przodkach świadectwem starej, dobrej literatury, pozwalającej odetchnąć od chaotycznych fabuł współczesnych
kryminałów, które niebezpiecznie – i czasem wyjątkowo nieudolnie - zaczynają graniczyć z powieściami – nadużyjmy – grozy. Nie brak u Krajewskiego brutalności, ohydy i dosadności, wyszukanych morderstw i gwałtów, zwyrodnialców i niesprawiedliwości. Ale na wszystko nałożony jest jakby niewidzialny filtr, który sprawia, że… tak musi być. Nie dla plastyki obrazu, nie dla wrażenia czytelnika – tak wygląda sprawa, którą zajmuje się Edward Popielski. Tacy są ludzie, tak wygląda bezprawie, tak wygląda Lwów. I koniec!
Czyta się pięknie, po prostu. Powieści Krajewskiego to połączenie kryminału – twardego, męskiego i mocnego – z poezją, z językowym balsamem dla duszy. I wszystko współgra – niebanalny, ciężki charakter policyjnego komisarza z aurą tętniącego życiem Lwowa. Umysłowe łamigłówki, dreszcz emocji i burzliwy romans w tle, w doskonałej językowej oprawie sprawiają, że Liczby Charona to coś więcej niż rozrywka na wyższym poziomie. Co ciekawe – choć ciężko nazwać powieści Krajewskiego łatwymi i lekkimi – na pewno będą przyjemne, trącą bowiem naturalnością i swobodą pisarską. Wszystko w nich jest autentyczne, ostre i jaskrawe, bez dodatkowej koloryzacji. Lwów w powieściach Krajewskiego nie jest idyllicznym miastem, owianym aurą tajemniczości. To silne, miasto, z silnymi, nieidealnymi mieszkańcami, dla których widok przemocy, morderstwa i upodlenie to codzienność. Krajewski staje się coraz bardziej wiarygodny, sam wsiąka w klimat, jaki postanowił budować w swoich powieściach, nie wydaje się, by niemal wiekowy
przeskok był dla niego jakimkolwiek problemem. I kilkakrotnie zerka się na notę, czy aby na pewno to rocznik ’66.
Liczby Charona – czy już nie tytuł jest intrygujący…? – można nazwać „kulturalnym kryminałem”. Odbiorcą powinien być ten, kto od kryminału oczekuje autentyczności, kto liczy się z brutalnością, ale w bohaterach chce dostrzec prawdziwych ludzi, kto wierzy w siłę rozumu i moc nauki. To powieść dla tych, którzy przywiązują wagę tak to treści, jak i formy. Krajewski to idealna kompilacja obu poziomów.
No i ten Popielski… ech…