Po pierwszym wydanym w Polsce tomie opowiadań (* Uciekinierka) Alice Munro zyskała sobie wśród polskich czytelników wielu oddanych wielbicieli. To prawda, że nie wszystkim tego rodzaju proza odpowiada; kto woli długie i sentymentalne historie, w których para zakochanych (pięknych i szlachetnych, a najlepiej, gdy także dobrze sytuowanych), rozdzielonych przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności i po drodze okrutnie doświadczanych przez los, schodzi się w końcu, ślubując sobie dozgonną wierność – nie ma czego szukać w twórczości tej autorki. *Munro portretuje świat bez retuszu: ten, kto zasługuje na miłość, nie zawsze ją dostaje, a jeśli tak, nie jest powiedziane, że będzie kochany po kres swoich dni; dobry uczynek nie zawsze zostaje nagrodzony, a za błędy płaci czasem wcale nie ten, kto je popełnił...
Tematem opowieści może być dosłownie wszystko: okrutny dowcip, wypłatany nieatrakcyjnej i zakompleksionej gosposi przez rozwydrzone nastolatki, którego skutki okazują się jednak zgoła odmienne od zakładanych („Kocha, lubi, szanuje…”); chwilowa fascynacja młodym chłopcem, przydarzająca się kobiecie sporo odeń starszej, zaniedbywanej emocjonalnie przez męża („Pion i poziom”) albo zepchniętej na margines życia przez nieuleczalną chorobę („Wiszący most”); nagły poryw emocji łączący na chwilę dwoje ludzi całkiem nieznajomych („Co się pamięta”), niespodzianie spotykających się po latach („Pokrzywy”) lub dobrze się znających, lecz nigdy wcześniej niemyślących o sobie nawzajem w kategoriach potencjalnych partnerów („Pociecha”); trudne relacje w rodzinie („Meble rodzinne”, „Pion i poziom”, „Queenie”); rozpad długoletniego małżeństwa, spowodowany wtargnięciem między kochającą się parę intruza znacznie groźniejszego niż niejeden kochanek czy kochanka – choroby Alzheimera („Stary niedźwiedź mocno śpi”)…
Choć w zdecydowanej większości opowiadań kanadyjskiej pisarki na pierwszy plan wysuwają się postacie kobiet (w Kocha, lubi, szanuje tylko w jednym na dziewięć narrator przemawia w imieniu mężczyzny, podobnie jest w * Zbyt wiele szczęścia; w * Widoku z Castle Rock odsetek bohaterów płci męskiej nieco wzrasta, ale za to w * Uciekinierce* nie ma ani jednego), zaliczenie ich do tak zwanej „literatury kobiecej” byłoby zbyt daleko idącym i krzywdzącym dla autorki uproszczeniem. Postawić Munro na jednej półce ze Steel , Gilbert , Simons , Weisberger ? Z całym szacunkiem dla każdej z wymienionych tu pań, to zupełnie inna klasa! Jeśli już do kogoś porównywać, to raczej do Oates , Axelsson , Lessing czy Atwood , choć żadna z nich nie celuje w krótkich formach, preferując mniej lub bardziej rozbudowane opowieści. Ale z tymi właśnie pisarkami łączy ją wiele: ostrość i przenikliwość spojrzenia, wydobywająca na światło dzienne najbardziej niepodejrzewane cechy portretowanych postaci; umiejętność budowania scenerii i tworzenia nastroju w taki sposób, by poszczególne sceny przesuwały się czytelnikowi przed oczami niczym kolejne kadry perfekcyjnej ekranizacji; zachowanie dystansu do swoich bohaterów
przy wykładaniu ich motywacji i prezentowaniu odczuć. A wszystko to skondensowane zaledwie na trzydziestu- czterdziestu stronach. I jeszcze raz, i jeszcze raz… Ale bez monotonii, bez przesytu, ze świeżością sprawiającą, że nie miałoby się nic przeciwko temu, by w tomie zamiast dziewięciu opowiadań znajdowało się trzydzieści dziewięć!