Rodak, który mieszkał kilkanaście lat w Japonii, jest dla młodych Polek bardziej ekscytujący, niż kosmonauta. Ach, gdyby jeszcze można było liczyć na wspólny wyjazd do krainy mangi, anime, nietuczącego sushi i kapsułkowych hoteli, dziewczę byłoby bardziej szczęśliwe, niż Hello Kitty. No, po prostu, kawaii! Sytuacja w sumie zabawna, ale narratorowi Powrotu niedoskonałego nie jest specjalnie do śmiechu. Po kilkunastu latach spędzonych w Azji wrócił do Warszawy i okazało się, że tej Warszawy, z której wyjechał, już nie ma, i to bardzo boleśnie nie ma. Nie znaczy to, żeby tęsknił za PRL-em, choć może trochę – za pierwszą młodością.
Marcin Bruczkowski przed kilkoma laty zawojował czytelników Bezsennością w Tokio , w której konfrontacja z odmiennościami japońskiej kultury i obyczaju była przygodą i wyzwaniem, a sama książka okazała się dowcipna i promieniująca pozytywną energią.
Kolejne japońskie powieści Bruczkowskiego nabierały ciemnych barw, świat wokół narratora coraz bardziej się kurczył, w końcu zamykał wokół firmy i kolegów z pracy. Ten mikroświat stawał się domem, a kilkoro przypadkowych outsiderów – rodziną.
Robert z Powrotu niedoskonałego wrócił z Azji do miejsca, gdzie, jak mu się wydawało, wszyscy dzielą ten sam kod kulturowy, zbudowany na dobranockach, filmach Barei, saltach na trzepaku, opornikach, „Popiele i diamencie”… Ale po parunastu latach pozamieniały się miejscami nie tylko sklepy, ale też słowa i znaczenia. Robert wciąż próbuje trafić do świata, który byłby jego światem. Przewodnikiem jest mu Japończyk, spotkany pod warszawskim mostem. Ale jednak nie da się dwa razy wejść do tej samej Wisły. To spotkanie, darowane drabiny i wiertaki, samochodowy rajd bez kół – to wszystko, zapowiedziane na okładce, miało zasygnalizować, że będzie wesoło. Bardzo wesoło nie będzie, choć czasem się uśmiechniemy wobec osobliwości naszego świata. Ale będzie ciekawie, gdy spojrzymy na współczesną, polską rzeczywistość oczami człowieka, dla którego pewne rzeczy są nieoczywiste, zaskakujące – choć przecież wychował się na tym samym podwórku.