Trwa ładowanie...
recenzja
12-04-2011 12:17

Obcość i swojskość w wielkim mieście

Obcość i swojskość w wielkim mieścieŹródło: Inne
d2inbbl
d2inbbl

Druga odsłona przygód zmartchwychwstałego dzięki niezwykłemu zbiegowi okoliczności miejskiego czarnoksiężnika, Matthew Swifta, zaczyna się od telefonu. Bo jeśli na pustej ulicy, w środku nocy, dzwoni aparat umieszczony w budce, a nasz bohater jest w pobliżu, część jego jaźni, odpowiedzialna za nowy, jasnobłękitny kolor tęczówek (w poprzednim życiu były piwne), po prostu musi go odebrać. Nawet jeśli oznacza to kłopoty. A jak łatwo zgadnąć, tak właśnie jest.

Drugą powieść Kate Griffin czytało mi się dużo lepiej niż pierwszą, która miała średnio przyjazne otwarcie. Tym razem, choć początek historii jest pod wieloma względami podobny do * Szaleństwa aniołów, to jednak mniej chaotyczny. Zresztą cała opowieść charakteryzuje się znacznie bardziej równomiernym tempem, co ułatwia wciągnięcie się w nią. Zgodnie z zasadą inżyniera Mamonia, najbardziej podobają nam się piosenki, które już raz słyszeliśmy, i choć autorka raczej nie widziała Rejsu, to, konstruując intrygę *Nocnego Burmistrza, wykorzystała tę prawidłowość. Nie ma w tym oczywiście nic złego, o ile w każdej kolejnej odsłonie schemat wyjściowy ulegnie wystarczająco głębokiemu przekształceniu bądź wzbogaceniu o nowe, interesujące elementy.W * Szaleństwie aniołów* zagrożeni byli czarnoksiężnicy, w tym sam Swift. Teraz
obiektem ataku jest Londyn.

Wizja świata i mechanika magii nie uległy szczególnemu pogłębieniu na kartach drugiego tomu cyklu – choć wprowadzono, oczywiście, kilka nowych postaci, potworów i magicznych artefaktów, to nie korzystają już one z efektu świeżości, jaką miały podobne rozwiązania wykorzystane w * Szaleństwie aniołów. *Niemniej jednak dobrze komponują się z fabułą i urozmaicają ją, a o to, jak się wydaje, chodziło. Szczerze mówiąc, nie oczekiwałam na polu koncepcji świata specjalnych fajerwerków, dlatego też szczególnie się nie zawiodłam. Griffin wyłożyła juź swoje najważniejsze karty, teraz będzie dorzucać zgrabne, ale mniej istotne blotki.

Brakowało mi natomiast w Nocnym Burmistrzu czegoś innego – liczyłam na zaostrzenie się konfliktu pomiędzy dwoma aspektami jestestwa głównego bohatera, który, jak się wydawało, miał odgrywać w cyklu bardzo istotną rolę. Nic takiego nie nastąpiło, więcej nawet, problematyka ta została niemal całkowicie zmarginalizowana, a szkoda, bo potencjalnie to jeden z najciekawszych wątków cyklu. Być może trzeba było go poświęcić na rzecz dynamiki fabularnej i powróci w kolejnym tomie.

d2inbbl

Choć sam Matthew Swift zyskał tym razem nieco więcej ludzkich rysów i stał się sympatyczniejszy, zaczęła mnie zarazem irytować jego ostentacyjna nieśmiertelność i odporność na obrażenia, która upodobnia go w Nocnym Burmistrzu do postaci z gry komputerowej – permanentnie jest ciężko ranny, miejscami nawet działa na skraju śmierci, ale... niezbyt mu to przeszkadza. Szybko przywykamy do tego, że nie warto jego obrażeń traktować poważnie, a mimo to autorka z uporem godnym lepszej sprawy mu ich nie szczędzi, choć napięcia już nie budują, przeciwnie, ich efekt jest raczej groteskowy niż przerażający.

Z powyższych powodów, choć fabuła poprowadzona jest sprawniej niż w pierwszym tomie, drugi oceniam tak samo – jeśli jednak kogoś pokonał początek * Szaleństwa aniołów, powinien rozważyć danie szansy *Nocnemu Burmistrzowi, który, ponownie, jest historią całkowicie niezależną.

Zapowiadany na czerwiec kolejny tom, Neonowy dwór , pokaże, czy Kate Griffin stać na coś więcej niż kopiowanie sprawdzonego schematu. Mam nadzieję, że tak, bo inaczej zmarnowany zostanie spory potencjał cyklu o Matthew Swifcie. A kupony, jak wiadomo, odcinać można w nieskończoność. Oby ten scenariusz się nie sprawdził.

d2inbbl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2inbbl