Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 15:59

O tym, jak niezwykły Cylinder uratował pewne zwykłe życie ludzkie przed zgryzotą totalnie ponurą

O tym, jak niezwykły Cylinder uratował pewne zwykłe życie ludzkie przed zgryzotą totalnie ponurąŹródło: Inne
d1d27g1
d1d27g1

Z niespokojną radością, pełen oczekiwań i najlepszych myśli, wesolutki jak skowronek na łące przy pierwszych ciepłych całuskach słoneczka, sięgnąłem łapczywie po ten zbiór opowiadań Jonathana Carrolla.

Tak jak sięga się po ulubione ciastko z kremem leżące kusząco bezbronne na talerzyku, schłodzoną buteleczkę browaru bezalkoholowego w gorący, letni wieczór, lub pilota do telewizora, gdy człowiek o zdrowych zmysłach chce przy nich pozostać i chroni swoje słabe ja przed ponurym spikerem o trupio bladej twarzy, wysypującym na jego głowę wiadra grobowych wieści ze świata polityki.

I jedno jest pewne. Po przeczytaniu paru pierwszych opowiadań poczułem się totalnie, że tak powiem, zaskoczony. Trochę tak jak zając luźnym, zawadiackim skokiem biegnący przez autostradę i oślepiony nagle przez światła pojazdu, i stojący słupka z wyrazem zdziwienia w oczach, że ktoś oprócz niego porusza się po tej drodze.

Tak więc zostałem zaskoczony. I to w dodatku niemile, jakby mnie odwiedzili urzędnicy ze skarbówki i zażądali do wglądu wszystkich rachunków od momentu mojego urodzenia do chwili obecnej. Zaskoczony i rozczarowany.

d1d27g1

“Na werandzie stało dwóch facetów przypominających wyglądem mokre foki”.

Tak prawdę mówiąc nie stali na werandzie, bo jej nie mam, ani przed drzwiami, choć je posiadam, żadni faceci w liczbie dwóch, ale gdybym tak zerknął do lustra to prawdopodobnie wyglądałbym jak ta mokra foka (przepraszam z góry wszystkie foki świata które mogłyby poczuć się urażone).

Pomyślałem, uśmiechnąwszy się sam do siebie, że to chyba jakaś diabelska sztuczka. Bliżej nieznany, a żądny rozgłosu, początkujący pisarz, któremu już nieśmiało wyrzynają się pierwsze literackie ząbki, ukrył się pod literackim pseudonimem pana Carrolla.

Pooglądałem książkę z wszystkich stron, czy nie wydrukowano jej w ciemnej, zawilgłej piwnicy, albo czy przypadkiem nie powielono "Małym drukarzem" na zapleczu przedszkola miejskiego w jakiejś małej miejscowości. Nie, wszystko wyglądało w jak najlepszym porządku. Chusteczki, gdzie są chusteczki. Łzy zaczęły gromadzić się w kanałach łzowych, oczy się zaczerwieniły i... nic.

d1d27g1

Ja, twardy chłop, -esiąt kilo żywej Wagi (bo taki jest mój znak Zodiaku), potomek dzielnych Lechitów, Drzymały, Jana III, Kazimierza Wielkiego, ja miałbym beczeć jak ta koza nad rozlanym mlekiem?! O, niedoczekanie! Nie będzie rozczarowanie pluć mi w twarz. Miał być koncert dinozaurów rocka, a jest występ przedszkolaków disco-polo! Trudno, zdarza się, nie będę włosów moich bezcennych wyrywał, bo mogą się jeszcze w życiu przydać.

I dobrze zrobiłem. Bo okazało się, że w tej ulewie, w tej pomroczności jasnej i ciemnej, co jak chmura gradowa zawisła nade mną, pojawiła się jaskółka nadziei. Tytułowe opowiadanie uratowało mnie przed smutkiem totalnym i obezwładniającym. Gwoli ścisłości i gwoli prawdy muszę powiedzieć, że trafiły się też smaczne maślaki na tej ogólnie nędznej łączce.

Rzadkie, wątlutkie, ale budzące ciepłe uczucia i zabawne myśli. Chabry moje nieliczne niebieskie wśród zbóż. Wiem, że "..Diabeł cały czas zmienia reguły", ale czy wypada wszystko zwalać na niewidoczną gołym okiem siłę wyższą?!

d1d27g1

Czuję, że w tym zamieszaniu maczali palce wydawcy, agenci literaccy, siłą wzroku zmuszający pana, panie Jonathanie, do szalonych poszukiwań i wyciągnięcia z przepastnych głębin szuflady wszystkich leżących tam zapisanych w życiu kartek papieru. Bo oni potrafią coś sklecić z niczego, ci nasi prestygitatorzy literackich osiągnięć, dla których każda wydana książka jest arcydziełem, hitem, przebojem wszech czasów, bestsellerem.

Brak w większości utworów serca, małego, wielkiego, bijącego, nawet durnego. Z niezłego pomysłu, z dorodnego ziarenka wyrasta czasami takie rachityczne drzewko - zakończenie, że tylko zasłona milczenia może pomóc. Tak mi się tu przed oczami jawi Śpiąc w wilczej skórze. Gdzie jest świeżość w Świeżym śniegu? Co to za forma językowa w Języku niebios?

Zapytam retorycznie: ”Oddał pan Diabłu swój talent”, panie C.?

d1d27g1

Nie jest to wszystko jednak aż takie proste jak ściany w bloku. Bo w tym wielkim smutku i rozterce w których znalazło się moje głupie serce, ucieszyły mnie przecież Ryby z armaty i najlepszy w całym tym zbiorku Cylinder Heidelberga.

Cylinder spełnił wszystkie moje oczekiwania. Świeży, zaskakujący, błyskotliwy, formalnie doskonały. Jonathan Carroll, którego lubię i cenię. Nasuwa się taki oto wniosek nie pierwszej niestety świeżości, a skierowany do P.T. wydawców. Należy zachować umiar w wydawaniu... nowych książek. Przeczytać parę razy, pomyśleć, przedyskutować w szerszym gronie.

Pomyśleć nie tylko o zyskach, ale i o Czytelnikach, o reputacji pisarza i wydawnictwa... I zrobić sobie wolne, urlop, przedłużony weekend. Mniej będzie bólu rozczarowania, mniej smutku na świecie, a entropia może nie spadnie, to przynajmniej nie wzrośnie. Wilk może będzie jak nie syty, to przynajmniej nie głodny, a owca będzie cała - w skowronkach.

d1d27g1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1d27g1