Trwa ładowanie...
recenzja
25-09-2013 14:10

(O)powieść z kluczem

(O)powieść z kluczemŹródło: Inne
d11oa9j
d11oa9j

Warszawa, Ursynów, ul. Surowieckiego, koło Megasamu. Wypadek. Student Mikołaj Tarasewicz ginie, potrącony przez samochód. Kierująca autem kobieta zostaje odwieziona do szpitala, a policjanci martwią się, że trup komplikuje im plany życiowe: zamiast skończyć służbę, będą musieli czekać na prokuratora. Z kłopotu wybawia ich Anna, lekarka, która obiecuje im, że zabierze ciało do szpitala: i tak jedzie do pracy na Banacha, więc to nie problem. Policjanci mają jej tylko pomóc zapakować ciało do bagażnika passata kombi. Kiedy jednak Anna dociera do szpitala, okazuje się, że trup jest jakiś dziwny: to znaczy, w zasadzie jest jak zwykły trup, nie mówi, nie rusza się, nie oddycha, nie ma fal mózgowych, krążenia itd. – ale jest ciągle ciepły i ma otwarte oczy. Z mężczyzny lat 26, studenta orientalistyki, zmienia się więc w Obiekt – i jako ciekawy przypadek medyczny przyciąga uwagę wielu osób, które usiłują znaleźć jakiś klucz do rozwiązania tej niezwykłej zagadki. Bardzo irytuje to Annę: 31-letnia pani neurolog czuje
się szczególnie związana z martwym Mikołajem Tarasewiczem. Bardzo szczególnie...

Cudto napisana z humorem (czarnym niekiedy) oniryczna, surrealistyczna wręcz opowieść o nietypowej miłości żywej kobiety do martwego mężczyzny, którego spotkała po raz pierwszy dopiero wtedy, kiedy już był trupem; o tym, co mogłoby być, gdyby się spotkali wcześniej. A do tego historie innych miłości: zawiedzionych, niespełnionych, skłamanych. Może nawet i nieskłamanych, ale będących bardziej zgodą na to, co jest społecznym zwyczajem, a nie wolnym, świadomym wyborem. Nie ma co tutaj szukać pogłębionego rysunku bohaterów, znakomitych dialogów, wartkiej akcji, linearnej fabuły, „dziania się”. Trup leży albo go przemieszczają, podczas gdy wpatruje się w sufit niebiesko-żółtymi oczami; protagoniści zajmują się swoimi sprawami; wiele z nich łączy się z doczesnym, minionym już życiem Mikołaja, syna oszczędnej w słowach matki i ojca-pijaka, nawiedzanego, jak sam uważa, przez Ducha Świętego.

Narracja, pełna wtrętów – uściśleń, dopowiedzeń, komentarzy – nieco ironiczna w tonie, sprawia, że książka nie jest łatwa w lekturze, zwłaszcza że autor stosuje różne style i trzeba umieć się „przestawić”, dostrzec to, co ukryte za słowami; umieć odczytać historię „w tle”. Dotyczy to przede wszystkim opowieści ojca Mikołaja, nawiązujących wprawdzie do stylu biblijnego, lecz ubarwionych słowami zgoła niebiblijnymi. Są też i inne historie, w których narrator ukazuje w absurdalnym świetle życie współczesnych ludzi, ich codzienność, kryteria postępowania, dokonywane wybory. Wykorzystuje przy tym specyficzny styl: z jednej strony dąży do ogromnej precyzji wypowiedzi, z drugiej zaś tę precyzję gubi (nie wydaje się to przypadkowe) – właśnie przez zbytnie nagromadzenie szczegółów, odwracających uwagę odbiorcy istoty sprawy.

To nie jest książka dla wszystkich. Trzeba odwołać się do własnej wyobraźni, pokusić o wyimaginowanie sobie czegoś kompletnie niewyobrażalnego, ba, czasem nawet obrazoburczego: bo gdyby rzecz wziąć na poważnie, mielibyśmy na przykład niezły katalog licznych przestępstw, od profanacji zwłok począwszy. Przydać się tu może pewien dystans do spraw związanych z tabu śmierci – i nie chodzi tu tylko o samo postępowanie z nieboszczykiem, lecz także, a może nawet bardziej, o wszelkie „okoliczności towarzyszące”. Przydać się też może umiejętność spojrzenia z dystansem na nasze życie, współczesny świat, pełen paradoksów, absurdów, nonsensów. Jeśli ktoś to umie, jeśli ktoś lubi taki styl i tak snute opowieści – książka Karpowicza go nie zawiedzie.

d11oa9j
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d11oa9j