Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:01

O Nastii, co w domu siedziała

O Nastii, co w domu siedziałaŹródło: Inne
dnsp2wp
dnsp2wp

Podejście do powieści Aleksandry Marininy wypadałoby zacząć od dość trywialnego rysu historycznego dziejów literatury, rozgrywających się na wschód od naszego kraju. Otóż panowie Lenin, Stalin i ich coraz bardziej ograniczeni następcy w komunistycznym samodzierżawiu popełnili tyle zbrodni, że do tej pory zachodni intelektualiści nie chcą w to uwierzyć. Jednak nie odgraniczali się li tylko do fizycznej likwidacji, ich celem była budowa nowego człowieka według wydumanego wzorca. Przepis na homo novus sovieticus wśród składników nie przewidywał nadmiernego miejsca na rozrywkę, bowiem jak powszechnie wiadomo trudno jest stać przy taśmie fabryki traktorów, produkować tam kałasznikowy i śmiać się jednocześnie. Nie, jeśli obywatel Związku Radosnego miał mieć kontakt z literaturą, to możliwie patriotyczną, awangardową, zaangażowaną, a momentami ściśle socrealistyczną. Niestety, człowiek radziecki pozbawiony gatunków powszechnie uważanych za lekkie nie chciał się z tym słusznym stanem rzeczy pogodzić i wymyślił
samizdaty oraz półprzemyt książek z zagranicy. Nie były to żadne broszury wywrotowe, lecz na przykład wesołe kryminały Joanny Chmielewskiej, do czytania których specjalnie uczono się jej rodzimej polszczyzny. Wiem, że dla co młodszych może wydać się absurdem zakaz publikowania najprostszych i zarazem najbardziej atrakcyjnych gatunków literackich, ale absurd był immanentną cechą komunizmu, tak głęboko w nim osadzonym, że stanowił powszechnie szanowaną normę. Powieść sensacyjna, kryminał, romans, fantasy i temu podobne z gruntu niepoważne nurty nie miały miejsca w jakże zasłużonej dla świata literaturze drukowanej grażdanką.

Twórczość Aleksandry Marininy urodziła się niemal z próżni, ba, nie znając nawet kanonu gatunku. Wyobraźmy sobie bowiem kraj pięciokrotnie liczniejszy od naszego bez jednego choćby przyzwoitego twórcy powieści kryminalnej, gdy zabrakło już genseków, a jadąc z Tweru do Kijowa trzeba było mieć paszport. Wszak natura próżni nie znosi, poszczęściło się zatem właśnie byłej pani oficer milicji, tworzącej seryjnie przygody swojej alter ego Anastazji Kamieńskiej, detektywa-analityka tropiącego najbardziej ohydnych przestępców rosyjskiej stolicy. Ponoć książek ukazało się już dwa tuziny, stawia zatem autorka na ilość, wierząc, że zaowocuje to jakością. Być może dwie wydane u nas równolegle jej powieści miały być tymi najlepszymi. Jeśli tak, to chyba nie mam ochoty na pozostałą ich hordę.

Ukradziony sen to właściwie, jak zresztą każdy współczesny kryminał, skrzyżowanie powieści obyczajowej ze środowiskową. Poznajemy w nim współczesną wielkomiejską Rosję, z jej zakażeniem wszechobecną mafią, korupcją i azjatyckimi systemami kontroli i władzy, opartych na nepotyzmie, feudalnej lojalności wobec szefa, zniszczoną instytucją rodziny – niemal każdy z bohaterów jest rozwiedziony, samotny i nieszczęśliwy (wyjątkiem jest tylko główny czarny charakter, Arsen). Czarny obraz Moskwy, przejmująco smutny i niebezpieczny, z sugestywnie wytworzoną atmosferą beznadziei, okrucieństwa i zagrożenia to chyba największa zaleta powieści, choć mer stolicy z pewnością nie byłby z takiej promocji miasta zadowolony. W porównaniu z wizją Marininy Moskwa Bułhakowa z Mistrza i Małgorzaty jest niemal radosnym i normalnym miejscem.

Zdecydowanie gorzej jest w warstwie fabularnej. Marinina wykorzystuje oczywiste i zgrane wątki – jest demoniczny, przebiegły i nieuchwytny przeciwnik, który sprawnie – za pomocą korupcji i szantażu – unieruchamia policję. Są wtyki w zespole śledczym, jest morderstwo, które początkowo wydaje się być dość niesamowite, jeśli chodzi o pewne okoliczności (i to mnie zaciekawiło), a okazało się, że rozwiązanie jest co najmniej oczywiste, a ponieważ można się go względnie szybko domyślić, powieść zaczyna nużyć. Tym bardziej, że Marinina nie okrasza jej wyrazistymi postaciami, wprost przeciwnie, są one jak wycięte z kartonu po butach (z wyjątkiem szefa pani major, Gordiejewa, którego wyrzeźbiono z marmuru), a dla powieści niewiele znaczą. Jedynym bodaj bohaterem z krwi i kości jest towarzysz życia, czy też przyjaciel Kamieńskiej, Losza Czistiakow, nieustraszony w swej codziennej miłości i czułości wobec Nastii. Zresztą postaci istotnych dla fabuły Marinina namnożyła bez umiaru, przelatują one przez karty książki,
czasem lekko i banalnie podrysowane nieciekawym życiorysem.

Ukradziony sen nie broni się oderwany od rosyjskiej rzeczywistości i rosyjskiego czytelnika, spragnionego pisania o nim, a nie o świetlanej przyszłości jego kraju. To dość częste zjawisko, że wielka popularność literacka w jednym kraju nijak ma się do zainteresowania choćby w innym. Polski czytelnik po Ukradziony sen sięgnie, bo chce przeczytać dobry kryminał, a takim niestety powieść nie jest.

dnsp2wp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dnsp2wp

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj