Tak się nie robi. Po prostu nie pisze się – choć nie w pisaniu tu problem – i nie publikuje się tak kiepskich książek. Księgarskie półki uginają się, pieniądze z portfela wychodzą, reklama rozciąga swoje macki… I w imię czego? Pornosa dla ubogich, powieści tak słabej, że aż nie sposób o niej zapomnieć.
Blair ma 19 lat i bagaż niełatwych doświadczeń za sobą. Właśnie zmarła jej matka, na koncie nie został ani grosz, a ojciec, którego nie widziała kilka lat, nadal nie wykazuje szczególnego zainteresowania losem córki, choć proponuje, by zatrzymała się w jego domu. Dziewczyna przenosi się więc do zupełnie innego świata, krainy nowobogackich, w której uchodzi za outsidera. Nie otacza się drogimi gadżetami, jeździ starym pick-upem i wozi ze sobą broń, którą od tak wymachuje na prawo i lewo. W domu swojego ojca poznaje przyszywanego brata Rusha, który od razu wpada jej w oko. Oczywiście chłopak gra casanovę, opryskliwego macho, który łaskawie pomaga dziewczynie, proponując jej nocleg w schowku pod schodami, nie wykazując większego zainteresowania. A ta jako te ciele godzi się na każde poniżenie, byle mieć gdzie spać. A na widok „brata” wyobraźnia zaczyna jej coraz bardziej działać. Jak to się skończy? No, wiadomo.
Christian Grey w wersji dla głupiutkich nastolatek, bardzo uproszczony i jeszcze bardziej drażniący. Blair jest jak Ana – naiwna, prosta, z zerowym poczuciem wartości, do bólu pruderyjna, koszmarnie irytująca. Rush jest jak Szary – bogaty, tajemniczy, z ogromnym libido i oczywiście pozornie nieprzystępny. Nad całą historią wisi widmo tajemnicy, a więc powtórka z rozrywki. Nawet podniecanie się przez dziewczynę kolorem oczu Rusha jest jakby doskonale znane… Seksu oczywiście nie mogło zabraknąć. Prostego, mało romantycznego, dalekiego od słodkiego, podniecającego erotyzmu, który przeszywałby dreszczykiem emocji podczas lektury. Zamiast tego jest kilka razy „kurwa, ale jesteś mokra”. I czar pryska.
Fabuła nijaka, naciągana, pełna sekwencji rodem z kiepskiego filmu dla młodzieży, przekolorowana, tak samo jak postaci, oczywiście skrajnie różne, ale powielające znane schematy. Od strony literackiej – ciemność, daleki ciemny las i infantylizm, który aż razi w oczy. Trudno nawet traktować O krok za daleko jako odpowiedni przerywnik między ambitniejszymi lekturami. Nie ma się w niej czego doszukiwać – ani pomysłu, ani językowej atrakcji ani niczego, co pozwoliłoby spojrzeć na nią łaskawszym okiem. Trąci prymitywizmem i płycizną. Aż strach pomyśleć, że już widać widmo kolejnych przygód osobliwego rodzeństwa.