Amenhotep IV – Echnaton. Faraon heretyk skazany na zapomnienie przez starożytnych. Jego imię nakazano wykuć, jego dokonania zniszczyć i zapomnieć, a zapomnienie było najwyższą z kar. Ten, kto nie miał imienia, nie istniał. Jednak mimo iż tak się starali, starożytni Egipcjanie nie usunęli swego specyficznego faraona z historii. Wydaje się, że wprost przeciwnie. Jego dokonania zdaje się teraz wypluwać sama pustynia, a kamienie zwracają się ku światłu tak, by można było odnaleźć jego charakterystyczny profil. Jego i jego rodziny, a przede wszystkim pięknej małżonki. Jednak specyfika sztuki, to tylko jeden z elementów nowatorskich, które wprowadzono za czasów jego panowania. Istotniejsze dla wielu badaczy są jego dokonania jako reformatora religijnego. Do dziś to, czego on dokonał właśnie na tym polu, przymykając oczy na politykę zewnętrzną, zajmując się wyłącznie filozofią dotyczącą Atona, wciąż jest tematem nadrzędnym wielu dyskusji. Naukowcy spierają się, jednak wielu zgadza się w jednej kwestii –
podobieństwa kultu wprowadzonego przez Echnatona z religią chrześcijańską. I choć hipotezom i domysłom nie ma końca, tu naukowcy przejawiają wprost barokową fantazję, to wspólny mianownik pozostaje. Jeden bóg. Jeden pan i władca i wiara, która oddala wszystko inne.
Właśnie te myśli stały się kanwą dla współczesnej, sensacyjnej powieści Jean-Michelaa Sakki. Autor przedstawia nam zagadkę, której zdaje się przewodzić pewna gra. A dokładniej jej odmiana znaleziona w grobowcu Tutenchamona. Tak różniąca się od podobnych. Czy ma ona jakiś głębszy, filozoficzny sens? A może skrywa drogę do wielkiego skarbu, podobnie jak sam grób i mumia faraona? Jednakże to też właśnie ona sprowadza śmierć na Dalajlamę i innych wielkich. Bohaterami są tu dwaj naukowcy. Jednym z nich jest badacz DNA. To jemu zlecono rozpoznanie DNA samego faraona Tutenchamona. Jednak wydaje się, że to, co przyjdzie mu odkryć nie jest tyle zajęciem dla genetyka, co dla myśliciela. Bo w trzewiach przeszłości kryje się wielkie przesłanie… myśl łącząca wszystkie wierzenia i wszystkich ludzi. Zaskakująca i przejmująca nawet dla tych, którzy nie ufają temu, co nie zbadane.
Powieść Jean-Michela Sakki początkowo intryguje. Jest zgrabnie stworzoną historią sensacyjną z filozoficzną nutką prosto ze starożytności. Jednak kolejne kroki jakie podejmuje główna para bohaterów w końcu zaczynają nużyć. Powoli czytelnik dochodzi do wniosku, że to wszystko, choć może prawdopodobne, jednak razi. Ale owe krajobrazy i tajemnice, intrygują. Tym bardziej kogoś, kto fascynuje się starożytnością. Problem polega na tym, że i największego wielbiciela przeszłości, w końcu dopadnie myśl – a co, jeżeli to zwyczajna manipulacja? Bo pod koniec tak się tę książkę odbiera. Gdy już bohaterowie przejdą przez kolejne próby, gdy wyspowiadają się ze swego ateizmu… Tym bardziej, że jeżeli chodzi o nich, to autor się nie popisał. Osobowości są mdłe i nierozbudowane. Właściwie brakuje im i ikry i prawdopodobieństwa. Nie pasują po prostu do takich wydarzeń. Powieść „Śmierć w cieniu piramid”, to miłe czytadło, jeżeli tylko ma się czas i wie raczej niewiele o starożytnym Egipcie.