Wiadomo, że książki Marca Levy'ego sprzedają się we Francji w kilkusettysięcznych nakładach, a na całym świecie są nie mniej popularne. Pisarz wyspecjalizował się podobno w komediach romantycznych. Tym razem w jego nowej książce główne role grają dwaj trzydziestoletni przyjaciele, obecnie z różnych powodów samotni ojcowie, Mathias i Antoine, którzy po długich wahaniach i namysłach postanawiają zamieszkać pod wspólnym dachem. Reguły tego zamieszkiwania są jasne - żadnych opiekunek do dzieci i żadnych kobiet w domu. Niby proste, ale zasady są przecież po to, by je obchodzić. Tym bardziej, gdy w grę wchodzi taki owoc zakazany, jakim są kobiety i związki z nimi. Wszystko zatem zacznie się powoli sypać w momencie, gdy jeden z mężczyzn zakocha się w pewnej dziennikarce, a drugi, pragnący wcielać w życie swoje zasady, będzie ignorował (choć nie celowo) miłość, którą będzie miał na wyciągnięcie ręki. Znowu dostanę baty od wielbicieli prozy Marca Levy'ego, ale i tym razem będzie „na nie”. Na usprawiedliwienie autora
niech pozostanie okoliczność, że nikt mnie do lektury kolejnej pozycji, jaka wyszła spod jego pióra nie zmuszał. Sama postanowiłam dać jego pisarstwu drugą szansę. I wiem jedno, już więcej takiego błędu nie popełnię. O ile bowiem w poprzednich książkach (może dzięki filmowej adaptacji) łatwiej było się odnaleźć, o tyle tym razem nie mogę dostrzec w tej pozycji zbyt wielu pozytywów. Przede wszystkim postaci- nie mogłam przez długi czas odróżnić dwóch głównych bohaterów – który jest architektem, który właścicielem księgarni, który z nich ma córkę, który syna, kim są kobiety występujące obok nich w tych historiach – pomieszanie z poplątaniem. Gdy już mniej więcej mi się to udało, książka tak samo bezbarwnie jak się zaczęła, tak też się skończyła. Jestem pewna, że inny autor mógłby z tej historii stworzyć wzruszającą historię (Parsons czy Sparks z pewnością by sobie poradzili), ale tu jest płasko aż po horyzont, przewidywalnie i nudno, niestety. Pozostaje mieć nadzieję, że autor następnym razem poprzestanie na
pisaniu scenariuszy, bo co jak co, ale filmowe adaptacje jego książek wychodzą znacznie lepiej, niż ich literackie pierwowzory.