Radykalnie, czyli z korzeniami
W 1877 roku Halsted wybrał się do Europy, odwiedzał kliniki, w których uczył się nowych technik operacyjnych. Miał pewną rękę i sporą dozę odwagi, graniczącej z brawurą - potrafił usunąć zainfekowany pęcherzyk żółciowy własnej matce, operując ją na kuchennym stole. Od Niemców dowiedział się, że kokaina może działać jak środek znieczulający - ale zanim podał ją pacjentom, testował działanie narkotyku na sobie.
Uzależnienie nie przeszkodziło mu (a kto wie, czy nie pomogło) w pracy. Wdrożył nowe programy szkoleniowe dla rezydentów oddziałów chirurgicznych, ożenił się z szefową pielęgniarek i zajął leczeniem raka piersi. Leczenie było kolejnym krokiem w osiągnięciach niemieckich chirurgów - po co wycinać mniejszy mięsień piersiowy, skoro można usunąć całą pierś? Rak miał zostać wycięty cały, z korzeniami. Halsted i jego uczniowie woleli usuwać kolejne części ciała niż dopuścić do nawrotu raka: "pewien europejski chirurg usunął pacjentce wraz z piersią zaatakowaną przez raka także trzy żebra i inne fragmenty klatki piersiowej, a dodatkowo amputował rękę aż po obojczyk". Czy taki sposób ratował życie pacjentkom? Z 76 chorych leczonych przez Halsteda tylko 40 przeżyło dłużej niż trzy lata. Niemal połowa tej grupy zmarła przed upływem trzech lat od operacji - na chorobę, która rzekomo miała zostać "wycięta z korzeniami".
W tym samym czasie odkrywano promieniowanie lampą elektronową, czyli promieniami Roentgena, które również miały zmienić oblicze walki z rakiem i całej medycyny. Jednak na leczenie preparatami chemicznymi trzeba było czekać jeszcze kilkadziesiąt lat.
Ola Maciejewska / ksiazki.wp.pl