''Nikt na świecie nie mówi tak jak moi bohaterowie'' – wywiad z Joakimem Zanderem
Urodził się w 1975 roku i mieszka wraz z rodziną w Szwecji. Dziesięć lat spędził w Brukseli, gdzie pracował na rzecz różnych instytucji europejskich. Doktoryzował się z prawa na Uniwersytecie w Maastricht. ‘’Pływak’’ to jego debiutancka powieść, która zbiera w Europie znakomite recenzje, a jej polską premierę zaplanowano na 22 kwietnia. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Joakimem Zanderem, który publikujemy dzięki uprzejmości Wydawnictwa Sonia Draga.
Kiedy zaczął Pan pisać?
Dawno temu. Dużo pisałem w młodym wieku i tyle samo czasu spędziłem zajmując się poezją niepokoju moralnego. W swoim dzienniku dokonywałem codziennych wpisów choć wiedziałem, że większość z nich jest wątpliwej jakości. Nie tyle interesowało mnie prowadzenie dziennika – co robię obecnie – ale chciałem zamienić swoje codzienne obserwacje w poezję. Każdej nocy kładłem się w pokoju i pisałem, trwało to od 16 roku życia do rozpoczęcia studiów. Chyba nawet podczas odbywania służby w wojsku coś w nim pisałem.
Pokazał Pan komuś swoje wiersze?
Przeczytałem je dziewczynie, która wyraziła zdanie typu „To jest dobre”. Bo niby co miała powiedzieć? W liceum zgłosiłem się na konkurs poezji, w którym zdobyłem drugą lub trzecią nagrodę. Z tych godzin spędzonych na tworzeniu poezji, jak sadzę, może ze trzy moje wiersze były coś warte. Wysłałem je do wydawcy Leander Malmsten, bo ja i kilkoro moich przyjaciół obsesyjnie czytaliśmy wszystko, co publikowali. Wysłałem je także do Bonniera, dużego wydawcy, który wysłał mi standardowy list odmowny. Leander Malmsten wysłał list w takim tonie: „Co mamy zrobić z trzema wierszami?” Ale byli mili i powiedzieli, że wiersze były naprawdę świetne. To mnie podbudowało.
To był jedyny materiał, jaki przesłałem komukolwiek do momentu, gdy zdecydowałem się zaprezentować Pływaka. Wiele lat później…
Czy zawsze chciał Pan zostać pisarzem?
Od młodzieńczych lat o tym marzyłem. Zawsze pochłaniałem książki i interesowałem się literaturą, ale nigdy nie przypuszczałem, że mógłbym zostać p i s a r z e m. Najwyżej myślałem o tym w kategoriach hobby, czymś, czym będę parał się na boku. Nikt w rodzinie nie napisał książki. Taki pomysł wydawał się odległy, wręcz nieprawdopodobny, więc zacząłem studiować prawo.
Dlaczego prawo?
Sadzę, że sporo prawników zostało pisarzami, nieprawdaż? Jak się jest prawnikiem, to się dużo pisze, choć coś zgoła innego. Uważam, że wybrałem prawo, bo interesowało mnie ogólnie pojęte społeczeństwo. Prawo jest najmniejszym wspólnym mianownikiem społecznym. Na niewiele się zgadzamy, ale przynajmniej zgadzamy się na to, co jest zapisane w prawie. Nadal lubię się spierać jak adwokat. Uczysz się analizy materiału oraz tego, że nigdy nie wolno czegoś brać za pewnik. Sądzę, że te cechy przydają się także w pracy pisarza.
Joakim Zander
(img|560790|center)
Mieszkał Pan w wielu miejscach. Opowie Pan o Damaszku?
Mieszkałem tam, mając piętnaście lat, w latach 1990-91 podczas I wojny w Zatoce Perskiej. Przenieśliśmy się tam z małego szwedzkiego miasta Söderköping, bo ojciec był obserwatorem wojskowym z ramienia ONZ na Wzgórzach Golan. Jego zadaniem była obserwacja zawieszenia broni pomiędzy Izraelem i Syrią.
To ekstremalna przeprowadzka, nie sądzi Pan?
Tak uważam. Zamieniliśmy siedmiotysięczne miasteczko na prawie pięciomilionową stolicę. To była niewiarygodna przemiana, prawdopodobnie największa rzecz, jaka przytrafiła mi się w życiu. Przeszedłem z miejscowej szkółki w Söderköping do amerykańskiej szkoły prywatnej. To doświadczenie otworzyło mnie na świat, choć nie było pozbawione stresów. Na początku mój angielski nie był dobry, a ponieważ to był niespokojny region, nie tylko w samej Syrii, ale także na całym Bliskim Wschodzie, to wielu obcokrajowców wyjechało. Moimi szkolnymi kolegami byli w dużej mierze bogaci Syryjczycy. Po rozpoczęciu wojny prawie połowę obcokrajowców ewakuowano. Poza Szwedami, którzy zostali. Wraz z wybuchem wojny grupy kuwejckich uchodźców zaczęły uczyć się w naszej szkole. To wszystko było szalenie ekscytujące. Moich kolegów do szkoły podwożono samochodami z osobistymi kierowcami i ochroniarzami posiadającymi broń. Ci uzbrojeni faceci przesiadywali pod szkołą aż do zakończenia zajęć. Istne szaleństwo!
Wideo-zapowiedź książki:
(video|http://filmwppl.wrzuta.pl/film/5SVzI1aCaFD/plywak_-_zapowiedz_ksiazki|445|250|false)
Damaszek pozostawia swój ślad w Pływaku. Ile Pan z niego pamięta? Jak Pan wspomina tamten pobyt?
Damaszek był w tamtym czasie bardzo bezpieczny, przynajmniej dla kogoś z Zachodu. Były częste kontrole i duża obecność wojsk na ulicach. Wielu z moich szkolnych kolegów mieszkała w tej samej części miasta co ja, więc chadzaliśmy do pubów i kafejek i cieszyliśmy się wolnością.
Wszystko, co o Damaszku napisałem w Pływaku, opiera się na moich wspomnieniach z tamtego okresu. Początkowa scena Pływaka, kiedy ją sobie wyobrażam, widziana jest z balkonu domu, w którym mieszkaliśmy: samochód eksploduje na naszej ulicy. Dużo podróżowaliśmy. Jeździliśmy na wycieczki organizowane przez ONZ, szkołę czy rodzinę. Poznałem dobrze syryjską wieś. Zebrałem te skrawki wspomnień i przeniosłem na strony książki.
A potem przyszła kolej na Brukselę, europejskie miasto, do którego ściągają młodzi w nadziei, że staną się częścią czegoś wyjątkowego. W Pływaku śledzimy losy Klary i George’a wraz z ich postrzeganiem tego miasta. Czy Pańskie spojrzenie na miasto jest mieszaniną tego, jak go widzą Klara i George? Czy diametralnie inne?
Jest tak, jak Pan mówi. Wielu młodych przyjeżdża do Brukseli z nadzieją wzięcia udziału w czymś wyjątkowym. I tak jest w istocie. Z pewnością to jest bardzo ekscytujące. George jest kwintesencją wielu brukselskich lobbystów i kolegów prawników jakich poznałem podczas studiów w Szwecji. Jest urodzonym w czepku spryciarzem o wielkich ambicjach. Już nawet nie zliczę ilu jemu podobnych poznałem podczas odbytych spotkań, ilu z nich mówiło w zbliżony sposób. Wielu w tej branży zachowuje się tak jak George. Ale dodałem coś od siebie i oczywiście go przerysowałem. Moja żona Liisa przez krótki okres pracowała w jednej z największych rządowych firm związanych z uregulowaniami prawnymi, coś w stylu House of Cards. Co do Klary, to tak jak ona pracowałem w Parlamencie Europejskim, jako asystent parlamentarnej frakcji Socjaldemokratów, więc całe to środowisko oparłem o swoje doświadczenia. Ale Klara to nie ja. Doświadcza wszystkiego, co dzieje się w książce, jest kimś w typie Nicka Carrowaya. Jest typową asystentką jakich
wiele w Brukseli. Szalenie ambitna, zdeterminowana, choć niekoniecznie zadowolona z punktu, w którym życiowo się znajduje.
Jak wpadł Pan na pomysł jej postaci? Dlaczego stworzył Pan kobiecą postać?
Od początku oczywiste dla mnie było, że główni bohaterowie, ci dzięki którym akcja dynamicznie się toczy, będą kobietami. Znudziło mnie ciągłe czytanie o facetach. Kolejny debiutant piszący o swoim alter ego. To jest okropnie nudne i wielokrotnie przerobione.
Poza tym czułem, że to będzie bardziej wiarygodne. Dzisiejsze kobiety wykonują takie zawody w Brukseli. Co więcej, w tamtym czasie urodziło mi się pierwsze dziecko, córka, i to ze względu na nią chciałem stworzyć postać silnej kobiety.
Jeśli chodzi o kontekst postaci Klary, to ja nie wychowałem się na samym archipelagu, ale na tyle blisko, że spędzałem wiele czasu na tamtejszych wyspach. Dobrze go znam.
Zawsze chciał Pan napisać thriller?
Ależ skąd. Po prostu sądzę, że to było dla mnie bezpieczniejsze. Zważywszy, że to była pierwsza książka. W tym gatunku jest pewna dramaturgia, tworzy się wewnętrzne napięcie, gdy ktoś jest ścigany, gdy ktoś ucieka przed śmiercią lub gdy istnieje tajemnica, której ujawnienie staje się ryzykowne. Chciałem i potrzebowałem wewnętrznego imperatywu, który niesie ze sobą thriller. Sądzę także, że gdybym miał napisać coś spoza gatunku, musiałbym poczuć tę nagłą potrzebę, ten wewnętrzny imperatyw.
Ważniejsza dla mnie była książka aniżeli wątek. Nie chciałem, aby to była łatwa, wciągająca lektura. Chciałem postaciom nadać prawdziwej głębi. A i język zawsze miał dla mnie znaczenie.
(img|560792|center)
A skoro mowa o języku, najbardziej imponująca perspektywa w książce należy do nieznanego amerykańskiego szpiega, Pływaka. Jak osiągnął Pan taki głos?
Zacząłem pisać o Klarze i George’u. Napisałem kilka rozdziałów. Ale czułem, że szukam czegoś innego, co stanowiłoby kanwę opowieści. Pomyślałem o Damaszku, o tych gorących popołudniach, kiedy z powodu upałów leje się z ciebie pot i ledwo się ruszasz. Zdecydowałem, że tam rozpocznie się opowieść. Wtedy też, za jednym zamachem, napisałem pierwszy rozdział książki z tytułową postacią. Myślałem trochę i zdecydowałem, by stał się postacią powracającą oraz scalał wszystkie pojawiające się wątki.
Czy wiedział Pan, że Pływak będzie ojcem Klary po napisaniu pierwszej sceny?
Nie miałem pojęcia kim jest. Wiedziałem, że jest ojcem, ale nie czyim. Wówczas to do mnie dotarło i wszystko było jasne. Rozdziały z nim były łatwe do napisania. Lubiłem pisać jego głosem.
Może mi Pan zdradzić coś o procesie twórczym? Kiedy zaczął Pan pisać Pływaka?
W styczniu 2010. Właśnie złożyłem pracą doktorską w oficynie wydawniczej Cambridge University Press. Praca zajęła mi sporo czasu i energii, dokładnie 6 lat. Chciałem zrobić coś innego, napisać coś dla przyjemności. Rozmyślałem nad tym kilka lat. Zdecydowałem się napisać dwadzieścia stron i sprawdzić dokąd to mnie zaprowadzi. Napisałem dziesięć kolejnych. Poprosiłem wtedy żonę, by przeczytała to, co napisałem. Oznajmiła, że nikt na świecie nie mówi tak jak moi bohaterowie. To chyba była pozytywna uwaga, nieprawdaż? Konstruktywna krytyka. Więc, przejrzałem to raz jeszcze. Poprawiłem i spodobało się jej, więc kontynuowałem pisanie…
Kupiłem setki książek o sztuce pisania, ale jedyne co zapamiętałem, to o dyscyplinie codziennej pracy, o czym mówił Stephen King. Wyznaczyłem sobie cel napisania tysiąca słów dziennie. Jeśli nie dałem rady, przechodziły na kolejny dzień i wstawałem wcześniej, by ten cel osiągnąć. Po jakimś czasie to było jak nawyk i sam musiałem się zmuszać, by przestać pisać. Ta dyscyplina była dla mnie bardzo istotna.
Nadal Pan pisze tak dużo dziennie?
Bynajmniej. Trudniej to osiągnąć przy dwójce dzieci. Ale jak tylko mam chwilę, wykorzystuję ją na pisanie. Pomiędzy posiłkami, spotkaniami itp. Z niecierpliwością czekam na moment gdy będę mógł zanurzyć się w tworzeniu drugiej książki. Podczas pisania Pływaka nie było dnia, który mógłbym w całości poświęcić pisaniu. Pisałem, gdy inni spali… Myśl, że oddaję się pisaniu przez cały dzień jest szalona. Planuję wziąć kilka miesięcy urlopu, by móc na poważnie rozpocząć pracę twórczą. Już mam szkic i gotową historię. Nie mogę się doczekać aż zacznę.
W młodości marzył Pan o pisarstwie, ale nie przypuszczał Pan, że zostanie Pan pisarzem.
Nigdy nie sądziłem, że utrzymam się z pisania, ale teraz będzie to możliwe przez jakiś czas. Czuję, że wygrałem na loterii! Ciężko to opisać, to niesamowite uczucie.
Ma Pan ulubioną książkę lub pisarza?
Zawsze lubiłem książki Salingera. Wszystkie je przeczytałem za młodu i pozostały częścią mnie. Niemalże każdego roku do nich wracam. Jestem pod wrażeniem jego umiejętności koncentracji: skupia się na tej samej rodzinie i tej samej traumie wielokrotnie, za każdym razem w innym ujęciu. Podoba mi się również jak pisze o dzieciach, w tych książkach jest życzliwość.
Podoba mi się William Gibson i uwielbiam Rozpoznanie wzorca. Uważam, że to jedna z najlepiej napisanych książek. Pewnie Panią zaskoczę, ale uwielbiam też Anatomię chwili Javiera Cercasa. Nie sądzę, by wielu przeczytało tę książkę. Przedstawia 35-minutowy nieudany zamach stanu z 1981, gdy faszyści próbowali przejąć władzę w Hiszpanii. Cercas napisał sześćset stron o tych 35 minutach. Niesamowita uczta, ten poetycki język, ta umiejętność wyrażania siebie w tak imponujący sposób. Niemal codziennie myślę o niej, o tym jak odtworzył te minuty.
(img|560793|center)
Gdzie widzi Pan siebie za pięć lat?
Jak nadal zajmuję się pisaniem i wydałem już kilka powieści. Możliwe, że będę wkrótce pracował nad czwartą książką. Mam nadzieję, że książki będą zachęcające. Byłoby wspaniale gdybym mógł pracować z innymi pisarzami, gdybym mógł podzielić się swoimi doświadczeniami. Może za pięć lat zdobędę ich na tyle, by czuć się nieskrępowanym dzieląc się nimi.
Może Pan uczyć na studiach i publikować książki, jak to robią amerykańscy pisarze.
Jak dla mnie super!
Jak to uczucie być tłumaczonym na inne języki?
Przechodzi najśmielsze oczekiwania. Wspaniale było czytać angielskie tłumaczenie, które jest dobre. Kiedy je czytałem, odnosiłem wrażenie, jakby książka została napisana w tym języku. To oznacza, że moja tłumaczka, Elizabeth Clark Wessel, wykonała fantastyczną pracę. Nie mogę doczekać się, aż zapoznam się z kolejnymi tłumaczeniami.
Które z nich jest Pan w stanie przeczytać?
Poza angielskim nie jestem w stanie zrozumieć wszystkich niuansów językowych. Ale będę mógł przeczytać niemieckie, i oczywiście duńskie oraz norweskie tłumaczenie. Sądzę, że poradzę sobie z holenderskim. Nie mogę się już doczekać.
Wywiad przeprowadzony przez Astri von Arbin Ahlander, Agencja Literacka Ahlander, Szwecja
Powyższy wywiad został opublikowany dzięki uprzejmości Wydawnictwa Sonia Draga.