Antonio Salas to kameleon. Naprawdę nazywa się inaczej. Ma około czterdziestki, od kilkunastu lat w zawodzie. Potrafi być bezwzględnym handlarzem narkotykami, przekonująco wypada w roli właściciela burdelu składającego zapotrzebowanie na kilkanaście sztuk (sic!) dziewic, umie się zamienić w początkującego fundamentalistę lub świetnie udawać ultraprawicowego działacza. Poza tym, albo przede wszystkim, jest świetnym dziennikarzem.
Dokumentalna książka Handlowałem kobietami to rezultat kolejnego dziennikarskiego śledztwa. Śledztwa Salasa są specyficzne, bo nie polegają tylko na śledzeniu faktów, zbieraniu informacji, czy robieniu wywiadów z najbardziej zaangażowanymi osobami. Dziennikarz za każdym razem wnika w środowisko, które opisuje, tak, by pokazać proceder z możliwie jak najlepszej perspektywy. Czyli najbliższej. Kilka lat temu padło na środowisko handlarzy tzw. żywym towarem. Handlowałem kobietami to szczegółowy zapis tamtego przedsięwzięcia. To książka poruszająca i przerażająca, jednocześnie bardzo dobry dokument i przykład dziennikarskiego rzemiosła z najwyższej półki.
Wydana kilka lat temu książka Klausa Brinkbäumera „Afrykańska odyseja” sporo powiedziała polskiemu czytelnikowi o emigrantach z Afryki, dla których podróż do Europy to jedyna nadzieja na lepszy byt. Powiedziała także o tym, że na nadziejach się zwykle kończy, podróż do hiszpańskiej Ceuty i Melilli trwa nawet kilka lat, warunki są fatalne, bestialstwo drugiego człowieka niezmierzone, a praca w Europie nielegalna i ciężka. Przy czym „przerzucanie” do Europy nielegalnych emigrantów to świetny interes dla armii przewodników, kierowców i skorumpowanych służb mundurowych. We wspomnianej książce najważniejsze historie opowiadają mężczyźni, historie kobiet są gdzieś w tle, rzadko się o nich wspomina, gdy mowa o nielegalnym przerzucie emigrantów i miejscach ich późniejszego zatrudnienia. Salas pokazał ze szczegółami, co dzieje się z kobietami, które przetrwały morderczą podróż przez pustynię, nie utonęły podczas ryzykownej przeprawy i nie zostały zawrócone na granicy. Pokazał także kobiety z Europy Wschodniej, z
Bałkanów, mieszkanki byłych republik radzieckich. Wszystkie bohaterki połączył wspólny los na hiszpańskiej ziemi. Przestraszone, nieznające języka, zadłużone na ogromne sumy (zwrot kosztów podróży i „opieki”) znajdują się w sytuacji bez wyjścia. Ich historie, wstrząsające i przeraźliwie smutne opisał hiszpański dziennikarz. Jakkolwiek, jego śledztwo nie sprowadza się tylko do wysłuchania relacji kilkunastu prostytutek pracujących w największych hiszpańskich miastach. Salas dokonał rzeczy prawie niemożliwej, a mianowicie wniknął był w środowisko sutenerów i pośredników, właścicieli domów publicznych i tak zwanych opiekunów, których raczej powinno się nazywać oprawcami. Spotykał się z nimi, pił, zawierał fałszywe transakcje, śledził poczynania, zdobywał zaufanie.
Książka to zapis, krok po kroku, mozolnej wędrówki, która doprowadziła go do liczących się pośredników i właścicieli. To relacja drobiazgowa i rzetelna. Wnikając w środowisko, Salas obserwuje mechanizmy i odkrywa tajemnice. Wydawać by się mogło, że proceder jest tyleż tragiczny, co prosty, że finansowa motywacja i konieczność spłacenia (mniej lub bardziej fikcyjnego) długu wiąże na lata „opiekuna” i prostytutkę. Salas zagląda głębiej i odkrywa najbardziej zaskakujący, dla mnie, mechanizm o podłożu kulturowo – religijnym. Odsłania przed czytelnikiem świat rytuałów i praktyk, o których mocy i sile nie zdajemy sobie nawet sprawy. Bo niewola, wedle Salasa, to przede wszystkim stan umysłu. Umysłu, który święcie wierzy w magiczną moc rytuału, który wiąże i ma moc oddziaływania tysiące kilometrów od rodzinnej wioski. Fantastycznie to Salas opisał.
Oprócz wiwisekcji tzw. środowiska autor pokazuje hipokryzję społeczeństwa, które godzi się na taki stan rzeczy. Dociera zarówno do szanowanych członków społeczności, którzy czerpią dochody z nierządu, ale także udowadnia, że swój cennik za usługę mają także gwiazdy i gwiazdeczki hiszpańskiej telewizji. Dla czytelnika to podróż tyleż ciekawa, co przykra. Oglądanie z jednej strony ciemnych stron procederu – smutne historie emigrantek z Nigerii, z drugiej strony – telewizyjnych gwiazdek, dla których prostytucja jest sposobem na zrealizowanie zachcianek to spore przeczycie. Sales nie gani żadnej ze stron, ale dosyć wyraźnie wskazuje, co o sytuacji myśli.
Zapiski Salasa to relacja bardzo osobista, przetykana własnymi przemyśleniami i wspomnieniami. Czytelnik ogląda człowieka, który słucha historii, których nie ma ochoty wysłuchiwać, który musi siedzieć i widzieć się twarzą w twarz z ludźmi, którymi gardzi bo przyczyniają się do tragedii tysiąca innych ludzi. A jednak spotyka się z nimi i dogaduje szczegóły transakcji. Wspominana przede mnie szczegółowość i drobiazgowość relacji nadaje jej niesamowitej autentyczności, a także pozwala zrozumieć mechanizmy, które nie są przecież oczywiste. Dziennikarz nie zawsze jest chłodny i obiektywy, wyraźnie pokazuje po czyjej stronie stoi, a przy tym próbuje choć trochę naprawić świat. Nie zbawia jednak nikogo na siłę, gdyż interweniował tam, gdzie dochodziło do tragedii. Jego dziennikarska relacja doprowadziła do kilkunastu aresztowań, ale wielu oprawcom udało się wywinąć. Salas musi pozostać anonimowy.
Salas w bardzo dobrym stylu pokazał, że niewola afrykańskiej emigrantki to stan umysłu odurzonego magią i wiarą, ale pokazał także, że prostytucja to stan umysłu społeczeństwa, które godzi się na ludzką tragedię, która nie ma nic wspólnego z wolnością decydowania o własnym losie i ciele. Dziennikarz pokazał świat prostytucji, w którym nie ma miejsca dla pretty woman, która znalazła bogatego finansistę. Jego bohaterki nie marzą o bogactwie i blichtrze. Po prostu próbują przetrwać. Hollywood się nimi nie zainteresuje.