Trwa ładowanie...
recenzja
25-01-2011 14:48

Nieustraszeni pogromcy demonów

Nieustraszeni pogromcy demonówŹródło: Inne
d3zjmmo
d3zjmmo

Dlaczego ludzie popełniają samobójstwo? Takie pytanie zadaje sobie i dozorcy cmentarza bezimienna dziewczyna, stojąca nad świeżym grobem. I słyszy, że prawdziwą odpowiedź znają tylko ci, którzy taką śmiercią umarli: każdy z nich ma swój własny, prywatny powód. Żeby ten powód poznać, trzeba znaleźć się w Mieście Samobójców, miejscu gdzieś pomiędzy „naszym” światem a zaświatem, dokąd trafiają dusze tych samobójców, którzy zostali „uratowani” – dostali drugą szansę. I kiedy już się spotka poszukiwaną osobę, można ją zapytać, dlaczego postanowiła sama zakończyć swoje życie.

Są dwa sposoby, żeby się dostać do Miasta: albo trzeba popełnić samobójstwo, albo ułożyć modlitwę – inwokację. Tylko szczera, pochodząca z serca modlitwa ma moc przenoszenia do Miasta Samobójców. Dziewczyna taką inwokację układa – i znika z „naszego” świata. Budzi się w innej rzeczywistości: uczy się w niej żyć i walczyć, ponieważ chce być żołnierzem, zabijać demony, które pożerają dusze albo zmuszają te już raz uratowane do ponownego samobójstwa. Nauka jest długa, dziewczyna pojętna, bezczelna, wygadana i sprytna. Przydzielona do oddziału złożonego z samych mężczyzn, ciągle musi udowadniać swoją wartość jako żołnierza. Zabija żerujące na duszach demony: hieny, ośmiornice, pulsary; ale też kopie w krocza, gryzie, wali po łbach, powala na matę i na łopatki istoty niedemoniczne, swoich kolegów po fachu, chcących jej pokazać, że się do tej pracy nie nadaje. W międzyczasie uczy się i z własnej woli sprząta, pierze, prasuje, gotuje, robi zakupy (dla całego oddziału) oraz generalnie łagodzi obyczaje dzikich
męskich brutali, z którymi przyszło jej pracować. Dzicy brutale okazują się zresztą nie tacy dzicy...

Książka Agnieszki Tomaszewskiej jest sprawnie napisana, ma wartką, wciągającą akcję, dobrze zarysowane – a czasem nawet przerysowane postaci, jak główna bohaterka, cud-dziewczyna, supermanka jakich mało: do tańca, do pyskówki, do kuchni, do bitki (do wypitki nie). Co rzadkie w polskiej literaturze współczesnej, a zwłaszcza w polskich debiutach, Invocatoma dużo dobrych dialogów i stosunkowo niewiele opisów, zaś te, które się pojawiają, są dobrze umotywowane, nie trzeba się domyślać, czemu właściwie taki opis ma służyć. To wszystko sprawia, że książkę czyta się szybko, z przyjemnością – tym bardziej, że wspomniane dialogi są zabawne, pełne ciętego dowcipu, celnych ripost. Wbrew pozorom – mimo melancholijnego, łzawego początku – fabuła rozwija się bynajmniej nie w kierunku filozoficznych, egzystencjalnych rozważań nad istotą życia i śmierci, lecz w kierunku powieści akcji z dużą dozą humoru sytuacyjnego i słownego. Czasem tego humoru jest zbyt dużo i zaczyna być nużący, ale to zapewne kwestia
dopracowania warsztatu. Niedostatki warsztatowe dostrzec można zresztą także w początkowych i końcowych partiach powieści: zawiązanie akcji jest mało zręczne, nieporadne, przy dalszej lekturze wyraźnie widać, że było jedynie pretekstem, próbą znalezienia sposobu na ulokowanie akcji (i bohaterki) w innej rzeczywistości. Sporym zawodem okazało się także rozwiązanie akcji – odpowiedź na postawione na początku powieści pytanie jest niebanalna, ale psychologicznie raczej niezbyt prawdopodobna.

Mimo wszystkich „niedoróbek” powieść Agnieszki Tomaszewskiej z pewnością zasługuje na uwagę czytelników, zwłaszcza tych, którzy w ponure zimowe wieczory chcieliby sobie poprawić humor. Dawno się tak dobrze nie bawiłam przy polskiej książce!

d3zjmmo
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3zjmmo