Zapowiedzi brzmiały zachęcająco. Ristorante Paradiso miało być bowiem nie tylko romantyczną opowieścią obyczajową, której akcja osadzona jest we Włoszech, ale także pierwszym wydanym w Polsce komiksem kulinarnym. Niestety, okazało się, że dziełko Natsume Ono może być zarówno komiksem kulinarnym jak i romantyczną opowieścią obyczajową, jednak z pewnością nie jest dobrym komiksem. Ono opowiada niespecjalnie skomplikowaną historię dwudziestojednolatki, która przybywa do Rzymu w poszukiwaniu matki. Jednak młoda Nicoletta nie przyjeżdża po pojednanie, ona przyjeżdża by się na swojej rodzicielce zemścić, gdyż ta porzuciła ją wiele lat temu, by związać się z mężczyzną swojego życia - właścicielem wykwintnej restauracji Ristorante Paradiso. I to właśnie wokół restauracji toczy się fabuła tego komiksu.
Co więc nie zagrało w tej prostej, romantycznej opowieści o pierwszej wielkiej miłości prowincjonalnej dziewczyny lądującej w Rzymie? Wszystko. Komiks Ono to niesmaczne i pretensjonalne romansidło po brzegi wypełnione banałami. Postacie są płaskie i przewidywalne. Motywacje każdej z nich streścić można w jednym zdaniu. Choć w zasadzie nie trzeba, bo żadna nie przykuwa uwagi czytelnika choćby na chwilę. Odbiorcy wcale nie obchodzi czy Nicoletta pogodzi się z matką. Nie jest więc zaskoczony, gdy nagle, zupełnie z niczego, dziewczyna wybacza swojej rodzicielce, bo ta kupiła jej sukienkę i postanowiła się do niej przyznać. Nie wciąga go naciągany wątek romantyczny, w którym dziewczyna zakochuje się w starszym mężczyźnie tylko dlatego, że ten kilka razy był dla niej miły, jest przy tym tak seksistowsko nieporadna i wiernopoddańcza, że trudno uwierzyć, by jakiś mężczyzna bez sadystycznych skłonności się nią zainteresował. W głębokim poważaniu ma tragiczną historię przyrodnich braci, bowiem żaden z nich go
wcześniej nie zainteresował - ba, jednego w zasadzie nawet specjalnie nie identyfikuje, gdyż połowa załogi Ristorante Paradiso to wyglądający niemal identycznie gentelmani w okularach. Czytając ten komiks odczuwa się jedynie znużenie i rozczarowanie. I czasem tylko lekkie rozbawienie, gdy autorka próbuje zabłysnąć jakąś refleksją na temat miłości. Refleksją, która swoją odkrywczością oscyluje na poziomie podrzędnego harlekina i ogranicza się zazwyczaj do wyświechtanych banałów o tym, że „miłość jest skomplikowana”.
Ukrytym atutem komiksu miało być osadzenie akcji we Włoszech, jednak Włochy znaleźć tu można jedynie w przewijających się co jakiś czas nazwach dań. Poza tymi drobnymi wzmiankami, Italii nie ma ani w rysunkach, ani, co gorsze, w charakterach bohaterów. Przekładając japońskie normy na postacie mające wywodzić się z Włoch autorka dała popis swojej ignorancji. W rezultacie niezrozumiałe dla przeciętnego Europejczyka azjatyckie wycofanie i dystans, zostaje przypisane nacji zupełnie odmiennej, mającej własny temperament i odmienny kod kulturowy. Podobnym oszustwem jest mówienie o tym tytule jako o komiksie kulinarnym. Owszem, dużo w nim nazw potraw, jednak nie ma to żadnego znaczenia dla opowieści, która równie dobrze mogłaby się rozgrywać w księgarni czy nawet warsztacie samochodowym.
Ristorante Paradiso to bardzo zły komiks oparty na wyświechtanych prawdach z poradników dla samotnych kobiet. To komiksowa wersja najtańszych książkowych wyciskaczy łez. Twórczość na poziomie telewizyjnych melodramatów wyświetlanych w niszowych kanałach, w najgorszym czasie antenowym. Ale przede wszystkim jest to bezsensownie stracone pół godziny z życia czytelnika, które nie wiąże się z żadną przyjemnością z lektury, nie mówiąc już o jakiejkolwiek refleksji.