Matylda to kobieta niejednoznaczna, można nawet powiedzieć... wielobiegunowa. Z jednej strony pozuje na artystkę, a z drugiej – marzy o wielkiej karierze biznesowej. Ma się za wyzwoloną feministkę, a jednocześnie tkwi po uszy w absorbujących emocjonalnie rodzinnych układach. Obnosi się ze swoją niezależnością, a w głębi duszy spragniona jest ciepłych uczuć i akceptacji. Bezwzględnie walczy o swoje interesy, by po chwili okazać się osóbką wrażliwą i delikatną, a czasem nawet bezradną. Bez skrupułów tka sieć intryg w swoim otoczeniu, od innych oczekuje zaś, że będą postępowali wobec niej wyłącznie fair. Bystra, rzutka i inteligentna w jednych sferach życia, wykazuje zadziwiającą naiwność i prostoduszność w innych. Krótko mówiąc: ogień i woda w jednym. Co ciekawe, ona sama zdaje się nie dostrzegać miotających nią sprzeczności i prze do przodu niczym polska Bridget Jones początków XXI wieku.
Bohaterka powieści Agnieszki Kacprzyk ma 22 lata, 174 cm wzrostu i czarno-białego szczura imieniem Duchamp. Mieszka z rodziną, w skład której wchodzą typy barwne i oryginalne: „wyluzowana do granic przyzwoitości” matka, wciąż polujący na „interes swojego życia” ojciec oraz buntujący się przeciwko każdemu systemowi nastoletni brat Kuba. Matylda ma też chłopaka, Freda, z którym jednak nie czuje pokrewieństwa dusz, stąd też nie wiąże z nim jakichś szczególnych planów na przyszłość. Bez większych wyrzutów sumienia wzdycha więc potajemnie do pewnego dyrektora – swojego przełożonego w korporacji, w której na co dzień pracuje. Ten jednak najwyraźniej nie dostrzega jej prowokacyjnych spojrzeń, oryginalnych ubiorów, wystudiowanych póz i innych usilnych prób wyróżnienia się z biurowego tłumu. Owa dyrektorska obojętność doprowadza bohaterkę do rozpaczy. Tym bardziej, że w oczach jej wybranka zaczyna zyskiwać uznanie inna dziewczyna, którą Matylda uważa za swoją największą rywalkę w firmie. Powiernikiem smutków i
rozterek bohaterki staje się jej współpracownik Kosma, prywatnie gej. Dziewczyna ma jeszcze bliską przyjaciółkę Izkę. Ta jest jednak na tyle pochłonięta poszukiwaniem mężczyzny idealnego dla siebie (no może nawet dwóch, albo i trzech), że rzadko znajduje czas, by Matyldy wysłuchać.
Zakończenie impasu w życiu bohaterki zdają się zwiastować dwa wydarzenia. Pierwsze z nich to wygranie przez jej ojca wyjazdu dla całej rodziny na Teneryfę. Drugi zaś – otrzymanie od tajemniczego wielbiciela e-maila z niedwuznaczną propozycją. To przecież musi być wiadomość od dyrektora, który w końcu zauważył swoją cichą wielbicielkę! Oba te wydarzenia przyniosą jednak niespodzianki, które zaowocują serią... kolejnych niespodzianek. Dość powiedzieć, że Matylda zostanie zmuszona do opuszczenia domu rodzinnego i zamieszkania samodzielnie, zaś w miejscu, w którym znajdzie kwaterę, spotka też mężczyznę swoich marzeń.
Bohaterka, powołana do życia na kartach powieści, jest w dużym stopniu produktem współczesnej kultury, promującej niedojrzałość, brak odpowiedzialności za podejmowane decyzje, relatywizm norm, zacieranie wyraźnych granic i unikanie drogowskazów moralnych. Naczelnym imperatywem działania Matyldy jest „ja chcę”. Stąd wszystko, co „ja chcę”, jest z definicji dobre, niezależnie od tego, jaki ma wpływ na innych ludzi, czy wiąże się z jakąś krzywdą, niesprawiedliwością, nieuczciwością. Kolejne, wynikające z tego imperatywu – i oczywiście nie zawsze chwalebne – sprawki bohaterki wydają się uchodzić jej na sucho. Przynajmniej do czasu... Czy jednak kuksańce otrzymywane od rzeczywistości czegoś ją nauczą? Czy pozwolą jej zdjąć okulary egoizmu, przez które patrzy na świat?
Na te pytania autorka nie odpowiada nam wprost. Bo i nie temu służy jej książka. Matylda to portret współczesnej kobiecości, rozdartej pomiędzy tradycją i wyzwaniami przyszłości, pomiędzy gorsetem nierozumianych wartości i anarchią nieoczekiwanej wolności, pomiędzy pragnieniem bycia sobą i chęcią sprostania społecznym wymaganiom oraz dopasowania się do medialnych wzorców. Agnieszka Kacprzyk kreśli ten portret z dużą konsekwencją, budując dla niego ciekawe, barwne i żywe tło. Sympatyczna i nieco zwariowana rodzina Matyldy, sylwetki męskich bohaterów, wystawiające całej brzydszej połowie świata niezbyt pochlebne świadectwo, śmiałość obyczajowa niektórych scen – to tylko niektóre z ciekawszych elementów tego tła.
Powieść napisana została przystępnym, nowoczesnym językiem, skrzy się perełkami oryginalnego humoru i błyskotliwymi refleksjami. Autorka życzliwie komentuje niegroźne ludzkie dziwactwa i słabostki, bezlitośnie obnaża zaś zakłamanie w stosunkach międzyludzkich – w środowisku odhumanizowanej korporacji czy artystycznej cyganerii. Poddaje też krytyce patrzenie przez ludzi na świat jedynie przez pryzmat własnej płci, co dotyczy w równym stopniu kobiet, jak i mężczyzn. O ile debiutancka Klinika kukieł Kacprzyk utrzymana była w konwencji dramatu psychologicznego, o tyle Matylda to raczej komedia obyczajowa, dużo lżejsza w wymowie i odbiorze, ale wcale nie unikająca trudnych pytań i codziennych problemów.