Do lektury Pokoju przystępowałam z niechęcią. Miałam w pamięci wielkie rozczarowanie, jakim była dla mnie - powszechnie zachwalana i uważana za najważniejsze dzieło Gene’a Wolfe’a - Księga Nowego Słońca. Zdołałam przemęczyć się tylko z pierwszym tomem cyklu, Cieniem kata, i na tym na kilka lat zakończyłam kontakt z autorem. Nie tęskniłam, a już na pewno nie spodziewałam się tak zaskakująco satysfakcjonującej lektury, jaką okazała się jedna z jego pierwszych powieści, nie bez kozery umieszczona przez wydawnictwo MAG w Uczcie Wyobraźni.
Pokój to wielopoziomowa łamigłówka, wymagająca od odbiorcy bardzo uważnej lektury. Już sam tytuł (odnoszący się do antonimu wojny, a nie do pomieszczenia) jest zagadką, która nurtowała mnie nieustannie w czasie czytania. Nie ma tu bowiem żadnej wojny, narrator, Alden Dennis Weer, opowiada nam wybrane epizody z historii swojego życia, które spędził w niewielkim miasteczku Cassionsville na środkowym zachodzie Stanów Zjednoczonych. Już na dość wczesnym etapie pojawiają się jednak w jego historii stwierdzenia co najmniej zastanawiające, niespójności i przemilczenia, które każą czytelnikowi podchodzić do prezentowanej wersji wydarzeń oraz do osoby narratora z nieufnością. Najwyraźniej bowiem Alden, zwany Denem, ma coś do ukrycia. Im dalej w tekst, tym pytań i wątpliwości jest więcej - narrator twierdzi, że miał wylew, a jednocześnie korzysta z pomocy lekarza, który, niby to udzielając żądanej przez pacjenta porady, stara się zdiagnozować u niego jakąś chorobę psychiczną (wiele wskazuje, że niebezpodstawnie).
Również opisy domu Weera, co najmniej... niekonwencjonalnego architektonicznie, sugerują, że albo z percepcją protagonisty nie wszystko jest w porządku, albo należy szukać także w miejscu akcji jakiegoś drugiego dna.
Grę z czytelnikiem Wolfe prowadzi na wielu płaszczyznach, ale jedną z istotniejszych są - regularnie opowiadane przez postaci przewijające się na kartach powieści - historie, które bynajmniej nie stanowią jedynie intrygujących, nastrojowych ozdobników. Każda z nich zawiera paralele do opisywanych wydarzeń. Niektóre są oczywiste (zalotnicy ciotki Dena i opowieść o zalotnikach księżniczki), dostrzeżenie innych wymaga większego namysłu.
Pokój pod bardzo wieloma względami przypomina mi Czarne Anny Kańtoch. Od czytelnika i jego zaangażowania zależy, jaką wersję opowieści pozna, docierając do ostatniej strony. Czy zatrzyma się na pierwszej warstwie, czy dotrze głębiej i pojmie przewrotność całościowego, wyrafinowanego, subtelnego konceptu. Podobieństwo w tej kwestii sięga tak daleko, że tuż po dotarciu do ostatniej kartki miałam, podobnie jak w wypadku Czarnego, nieodpartą ochotę natychmiast przeczytać Pokój ponownie. Wolfe umieszcza w tekście wskazówki interpretacyjne od początku aż do końca, który pozwala w pełni docenić złożoność powieści. W polskiej edycji nawet okładka (zresztą znakomita) jest wskazówką, której nie powinno się lekceważyć.
Pokój to powieść napisana niemal czterdzieści lat temu, co tylko potwierdza, że dobra literatura się nie starzeje. Świetnie się stało, że trafiła w końcu do polskiego czytelnika, jest bowiem jedną z najciekawszych i najbardziej zaskakujących pozycji w Uczcie Wyobraźni.