Trwa ładowanie...
27-11-2014 14:36

"Niektóre rzeczy wydają się niemożliwe dopóty, dopóki się nie wydarzą"

"To nie jest reportaż. Ta książka to mój rewanż na rzeczywistości" - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Emil Marat, pisarz i dziennikarz, autor powieści "Lawirynt" inspirowanej aferą wybuchłą w 2012 roku wokół Amber Gold. "Wyjątkowa jest skala wydarzenia, skala społecznego zainteresowania i emocji, jakie to wydarzenie budziło".

"Niektóre rzeczy wydają się niemożliwe dopóty, dopóki się nie wydarzą"Źródło: ksiazki.wp.pl
d2fmg3u
d2fmg3u

"To nie jest reportaż. Ta książka to mój rewanż na rzeczywistości" - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Emil Marat, pisarz i dziennikarz, autor powieści "Lawirynt" inspirowanej aferą wybuchłą w 2012 roku wokół Amber Gold. "Wyjątkowa jest skala wydarzenia, skala społecznego zainteresowania i emocji, jakie to wydarzenie budziło".

Tomasz Pstrągowski: Bohater "Lawiryntu" mówi: "Odczuwam niechęć do ludzi zajmujących się pomnażaniem pieniędzy dla samego ich pomnażania, zajmujących się inwestycjami na krótki termin, spekulacjami, fuzjami i przejęciami jedynie dla szybkich zysków". To bardzo niemodne podejście w Polsce. Nasi spece od biznesu powiedzieliby Kottowi, że jest hamulcowym postępu, roszczeniowym reliktem PRL-u.

Emil Marat: Może Kamil Kott inaczej rozumie postęp? Zyski dla zysków to nie jest postęp. Zyski dla rozwoju, dla inwestowania w poprawę jakości życia własnego i jak najszerszej grupy ludzi – już tak. Kott chyba szanuje przedsiębiorców, pogardza spekulantami. Zresztą nie trudno o to, mając wiedzę o Lehman Brothers, Madoffie itp. Domyślam się, że o to mu chodziło, mówię „domyślam się”, bo proszę pamiętać, że główny bohater książki wcale nie jest alter ego autora. Zresztą mnie bohater pewnie też by nie lubił, bo w końcu przez ponad 10 lat pracowałem w radiu biznesowo-ekonomicznym, co pół godziny podającym informacje z rynków, z giełdy, wskaźniki, kursy i tak dalej. No i Kott ma jeszcze, powiedzmy - psychoanalityczne podstawy tej swojej niechęci... Opowiada o nich.

Da się w Polsce zrobić uczciwy biznes? Z Pana książki wynika, że nie bardzo.

Oczywiście, że się da. I nie zgadzam się, że z książki wynika, iż jest inaczej. W ogóle nie miałem ambicji, by stawiać jakieś ogólne diagnozy dotyczące biznesu w Polsce. Jeżeli jakieś ogólne przesłanie chodziło mi po głowie, to może to, iż nadmierna otwartość na kompromisy z własnymi wątpliwościami, lawirowanie, nie służy sukcesom, nie tylko tym biznesowym. To już element raczej grzebania w świadomości głównych bohaterów, a nie analiza społecznej kondycji.

d2fmg3u

(img|528326|center)

"Tutaj można zastrzelić byłego szefa policji, można w kajdankach wyprowadzić byłego szefa UOP-u, wszystko można" - mówi Pański bohater. W Polsce naprawdę można wszystko?

Czasem wydaje się, że tak, że w Polsce wszystko może się zdarzyć. Inny bohater „Lawiryntu” mówi: „niektóre rzeczy wydają się niemożliwe dopóty, dopóki się nie wydarzą”. To trochę banalne, przyznaję, ale prawdziwe. Owszem, poszerza się skala uprawdopodabniania nieprawdopodobnych historii. Z tym się zgadzam.

Główni bohaterowie mieszają się w aferę zupełnie przez przypadek - do końca pozostają "czyści". Mimo, że jeden z nich to prawnik! Da się tak w ogóle funkcjonować w biznesie?

Zbyt duża doza naiwności z pewnością nie pomaga. Główni bohaterowie opowieści raczej po prostu zwykli ufać ludziom, zakładać, że inni są tacy jak oni – czyli może chciwi, głodni sukcesów, ale generalnie uczciwi. Może to nie najlepiej świadczy o ich inteligencji. No i rzecz jasna jeszcze jedno: w głowie im się nie mieściło, że można z takim rozmachem oszukiwać. Ta skala jest kluczowa. Coś tak wielkiego, zbudowanego nie pod ziemią, tylko legalnie, „na widoku”, przez całkiem sympatycznych ludzi, nie może być przecież „ściemą” – tutaj bohaterowie, mimo, że wykształceni i dość sprytni nie różnią się od innych oszukanych. I wikłają się w piętrową historię. Starałem się, by ta książka nie była opowieścią tylko o biznesie, ale, trochę pretensjonalnie to zabrzmi – o życiu.

d2fmg3u

Dlaczego zainteresowała Pana akurat afera wokół Amber Gold i OLT Express? Co jest w niej wyjątkowego?

Jak powiedziałem - wyjątkowa jest skala wydarzenia, skala społecznego zainteresowania i emocji, jakie to wydarzenie budziło. A ja sam otarłem się o tę sprawę. Prawie trzy tygodnie moja firma pracowała na rzecz OLT i Amber. Wierzyłem, że to uczciwe przedsiębiorstwa. Zresztą, akurat co do OLT zdania nie zmieniłem: nie wiem z jakimi intencjami te linie były tworzone, ale ludzie wynajęci do ich zbudowania i prowadzenia byli moim zdaniem uczciwi, podobnie jak zwykli pracownicy i linii i piramidy. Nie ma żadnych przesłanek, by myśleć inaczej.

Skąd decyzja o zamaskowaniu prawdziwych nazw?

Nazwy zmieniłem, żeby było jasne, że to nie jest reportaż. Ta książka to taki trochę mój rewanż na rzeczywistości. Wychodzę z założenia, że powieść, w przeciwieństwie do poważnej publicystyki, jest dobrym miejscem do snucia teorii spiskowych. I ja taką teorię snuję, mając nadzieję, że przy okazji daję czytelnikom sporo ciekawej rozrywki i skłaniam ich do jakiejś refleksji. W opowieści tylko pole wyjścia jest prawdziwe. To zapewne mało marketingowe wyznanie, ale nie będę utrzymywał, że jacyś tajemniczy informatorzy zainspirowali mnie i odkrywam „tajne pokłady rzeczywistości”, tak jak ostatnio robili to autorzy filmu o służbach specjalnych. Nie. Ktoś z Wydawnictwa Noir Sur Blanc powiedział: „przecież to baśń, taka straszna baśń”. Bardzo mi się to spodobało.

Przeprowadził Pan jakieś prywatne śledztwo? Dowiedział się Pan czegoś nowego o Amber Gold i OLT Express?

Zamiast śledztwa chyba sporo rozmyślań o naturze człowieka... A poważnie: miałem okazję poznać bohaterów gazetowych nagłówków, rozmawiałem z nimi, kilkanaście dni ich poznawałem. Nie wiem, co nimi kierowało, mogę się domyślać, snuć przypuszczenia, nic więcej. Starałem się zresztą, by te łatwo identyfikowalne w książce prawdziwe postaci w większości nie brały udziału w całkowicie wymyślonych wydarzeniach, nie przypisywałem im intencji i myśli, których nie znam. Chciałem, by raczej były jak dekoracje – drzewa w teatrze plenerowym. Trochę je oświetlałem, ale nie manipulowałem nimi, nie przestawiałem, nie chciałem się bawić niczyim życiem. Używałem sobie za to w przypadku postaci wymyślonych, w tym głównych bohaterów, do których, można powiedzieć – roszczę sobie prawa.

d2fmg3u

Kiedy doczekamy się rozwiązania sprawy Amber Gold?

Nie wiem, też jestem ciekaw. Ale myślę, że nawet jeżeli kiedyś poznamy prawdę to nie będziemy pewni, że to jest cała prawda. O tym również jest ta książka: zawsze pod jedną warstwą rzeczywistości można dopatrywać się kolejnej. Poważna firma audytorska stwierdziła, że właściciele Amber działali sami, że można jakoś odtworzyć przepływy finansowe i nie ma „zewnętrznych” tropów (jest jeszcze oczywiście sąd – może wyjdzie tam coś nowego, pewnego). Ale na dziś skala tego wszystkiego, rozmach, sprawia, że trudno uwierzyć, że „pod spodem” nic nie było. Właśnie – uwierzyć. To kwestia wiary, a nie - wiedzy. Niestety. Choćby się okazało, że wszystko wyjaśnione i udokumentowane – zawsze można będzie dopatrywać się drugiego dna. Ale tak jak powiedziałem - to bardziej domena fikcji literackiej, a nie publicystyki. Za 50 lat może ta sprawa będzie jak sprawa Kaspara Hausera, Bursztynowej Komnaty, czy czarnej wołgi. Tylko, że dotyczy większej liczby osób i była koszmarnie tragiczna: ludzie stracili często całe oszczędności,
jak bohater tła w „Lawiryncie” – stary pisarz, lubiący mit o wyprawie po złote runo.

Praktycznie pominął Pan wątek syna premiera - moim zdaniem jeden z najciekawszych przy okazji całej tej zawieruchy z Amber Gold. Skąd ta decyzja? Bał się Pan nadepnąć na odcisk tak poważnemu politykowi?

Nie chcę uprawiać politycznej felietonistyki. Mam osobisty pogląd na tę sprawę, może inny niż pański: uważam, że ten młody człowiek, podobnie jak dziesiątki innych, również bohaterowie mojej książki i w jakiejś mierze ja, dał się zauroczyć rozmachowi, jakości i unikalności nowych linii lotniczych. Proszę sobie przypomnieć - to naprawdę robiło wrażenie! Fajnie jest zarabiać kilka tysięcy złotych przy „sexy” projekcie, w dodatku znając się na tym co się robi. Bo – będę szczery i pewnie tutaj też narażę się na niechęć wielu osób – moim zdaniem OLT to teoretycznie nie był projekt bez sensu (w praktyce był, to jasne, bo był budowany na oszustwie inwestora, ale o tym nikt wówczas nie wiedział). W sytuacji, gdy LOT ocierał się o upadłość, a w bliskim sąsiedztwie mieliśmy przykład upadłego węgierskiego Maleva i rosnącego prywatnego Wizz Aira – można było w to wierzyć i ze szczerą intencją brać w tym przedsięwzięciu udział. Sprzedaż części- to ważne – części! - biletów po promocyjnych cenach – normalna rzecz. Inna
sprawa czy rodzina szefa rządu powinna uczestniczyć w projektach wprost konkurencyjnych wobec walczących o przeżycie spółek skarbu państwa. Pewnie nie. Ale nie chcę się do tego szerzej ustosunkowywać, by już nie przesadzać z tym publicystycznym aspektem naszej rozmowy. „Lawirynt” to w nieskromnych intencjach autora ma być sprawna, trzymająca w napięciu książka, igranie ze skojarzeniami i teoriami, powieść sensacyjna z kilkoma warstwami, inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Mam nadzieję, że czytelnicy tak właśnie go odbiorą, a nie jako dokument, reportaż, czy publicystykę.

Wszechwładne, działające na własną rękę służby specjalne. Spiski ukraińskich mafiosów. Polska dobrze sprawdza się jako tło dla spiskowych teorii?

Jak pan widzi w kinie, telewizji – jak najbardziej. Ale myślę, że Polska nie różni się pod tym względem od innych państw. Proszę sobie przypomnieć tę masę filmów, w których Biały Dom, Secret Service czy CIA to pękające w szwach mateczniki złoczyńców… Skandynawia z kolei - Szwecja, Dania - ostatnio obfituje w perwersyjnych morderców w establishmencie i polityce. Dlaczego więc nie Polska?

d2fmg3u

Jednym ze sprawców całego zamieszania jest w „Lawiryncie” zdziwaczały, podstarzały ukraiński mafioso-miliarder, lubujący się w pięknych „czarownicach” i literaturze. Dlaczego zdecydował się Pan na postać jakby z „innej bajki”, której nie można brać do końca serio?

Postaci Ukraińców to wymysł mojej wyobraźni, tak jak 75 proc. książki. Dunayski miał być bajkowy, trochę komiksowy, cieszę się, że tak go Pan znajduje. Skąd go wziąłem? - wymyśliłem sobie. Jest zbudowany trochę jako antyteza "typowego" mafioza, żeby było ciekawie i inaczej.

Z kolei jego podwładny, Hrasko, to bezwzględny ukraiński cyngiel mordujący ludzi i próbujący „sterować” aferą na wielkie miliardy. A pozuje na prawego inteligenta. Mówi: „My nie oszukujemy, nie niszczymy, my tworzymy. Nie jesteśmy złodziejami, prawda? Jesteśmy twórcami, my tworzymy biznes, a nie rujnujemy. Kradzież niszczy biznes. My nie kradniemy, nie burzymy, tylko budujemy”. Skąd te słowa, jest w nich choć odrobina prawdy?

Cytat, który Pan przytacza płynie z podzielania przeze mnie następującej opinii: przestępcze organizacje, są inne niż kiedyś, gdy obejmowały mackami firmy, instytucje i czerpały z tego "zawładnięcia" profity, nakładając haracze. Dzisiejsza mafia coraz częściej sama jest inwestorem i buduje całe przestępcze, żerujące na państwie przedsięwzięcia, często pozornie całkiem poprawne. To już nawet Roberto Saviano sugeruje. Czyli coś prawdziwego w tym jest, choć oczywiście przede wszystkim chodziło o efektowną wypowiedź snobującego łotra.

d2fmg3u

Wierzy Pan w policję i prokuraturę? Bo w "Lawiryncie" ich praktycznie nie ma. W ogóle, poza działającymi na własną rękę funkcjonariuszami ABW nie ma raczej przedstawicieli służb. Żyjemy w "państwie teoretycznym", jak powiedziałby były minister Sienkiewicz?

Znowu publicystyka. Ech! Proszę pamiętać: akcja książki to zaledwie miesiąc. W „Lawiryncie” jednak występuje również to „zdrowe” skrzydło tajnych służb. Prokuratura? Cóż. Komisja Nadzoru Finansowego alarmowała w sprawie. Dziennikarze ostrzegali. Ale – paradoksalnie – mogły tutaj działać mechanizmy samoobrony demokracji: KNF nie jest w końcu sądem, ani trybunałem. Jeżeli prokuratorzy nie podejmowali tematu to nie było powodów, by nie wierzyć, że te 12-15% zysku rocznie jest możliwe. Zwłaszcza, że wcześniej kurs złota rósł kosmicznie. Wkurza mnie to, że dzisiaj są ludzie, którzy mówią o oszukanych, że ci sami są sobie winni. Nie. To nie tak. Pod tym względem państwo jednak zawiodło jako strażnik. Prokuratura wynajmowała biegłych. Ale jak mówi jeden z czarnych charakterów „Lawiryntu” : „widział pan dobrych biegłych za stówę dziennie?”. Chyba tylko w teorii. Tak rozumując, minister
miał niestety rację. A mnie fascynuje coś innego: to wszystko jest jakąś straszno-baśniową nierealnością - dwa lata dziwnej, wątpliwej sprawy z finałem w postaci spektakularnego projektu lotniczego i krachu. Po co tej „firmie” były linie lotnicze? Dlaczego? To niesamowite. Dodałem swoją teorię, mafię, qui pro quo, miłość, kilka morderstw i tak powstał „Lawirynt” . W sumie sam jestem ciekaw jak daleko jest od prawdy.

d2fmg3u
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2fmg3u