Trwa ładowanie...
20-01-2012 11:13

Niechciani, niewygodni, niepamiętani

Niechciani, niewygodni, niepamiętaniŹródło: "__wlasne
d3eiax4
d3eiax4

Ewa Winnicka, absolwentka dziennikarstwa i amerykanistyki na Uniwersytecie Warszawskim, reporterskie szlify zdobywała w „Gazecie Wyborczej”, później zaś zasiliła redakcję „Polityki” oraz kadrę naukową swej Alma Mater wykładając kulturę wywiadu. Jest dwukrotną laureatką nagrody Grand Press za teksty o tematyce społecznej, „Nie puka się trumną o próg” oraz „Dzieci i dzieci śmieci”. Londyńczycy to jej zbiór reportaży o tych, jak celnie napisała we wstępie, którzy zostali zranieni przez wojnę i wielką politykę. *O ludziach rzuconych na Wyspy, gdzie – z lepszym lub gorszym skutkiem – usiłowali stworzyć sobie swój kawałek Polski. *

Największe wrażenie spośród owych dziewięciu opowieści o rodzimych emigrantach, zrobił na mnie tekst zatytułowany „Tato”. Jego bohaterką jest kobieta odkrywająca dzieje ojca, kawalerzysty, sybiraka, żołnierza Andersa, który po wojnie zgotował rodzinie piekło, stając się sadystą i despotą. Był on jedną z ofiar dotkniętych wojenną traumą, spotęgowaną emigracyjnym wyobcowaniem. *Autorka podaje dane, z których wynika, że wśród nowych emigrantów z Polski było w Wielkiej Brytanii pięć razy więcej paranoików, neurotyków i schizofreników niż wśród ludności wyspiarskiej i trzy razy więcej niż wśród emigrantów innych nacji. *List do Winnickiej do Celiny F. Rozpoczyna się od formułki: „Chciałabym się dowiedzieć, jak w Wielkiej Brytanii żyli żołnierze, którzy odmówili powrotu do komunistycznej Polski. Czy mogłybyśmy porozmawiać o ojcu Pani?” Dalsza korespondencja wydobyła na światło dzienne koszmarną prawdę o tych, którzy poszukiwali na Wyspach Raju. Ich Eden, jak się okazało, miał często ściany wyłożone miękkim
materiałem, zaś drzwi pozbawione były klamek. Niesamowity to reportaż, najlepszy w tym zbiorze.

Inny tekst, odmienny w sile przekazu, ale również niewesoły, traktuje o Fawley Court i pragnieniu sprzedania przez marianów tej „części Polski” milionerce z Mayfair. Przez lata kultywowany był tu etos duszpasterstwa polskiego, kiedy, wraz z żołnierzami, przypłynęli do Anglii księża i kapelani Wojska Polskiego. Gimnazjum założone tu przez ojca Jarzębowskiego stało się symbolem, miejscem, gdzie Polacy mogli tworzyć zwartą wspólnotę. *Książę Stanisław Albrecht Radziwiłł, szwagier Jackie Kennedy, ufundował tu marianom kościół, zaś w latach osiemdziesiątych zaczęli oni stawiać coraz bardziej restrykcyjne warunki emigrantom, wysuwając kolejne roszczenia. *

Interesujący jest również rozdział o mrzonkach, jakie snuli monarchiści niezadowoleni z obecnego ustroju Rzeczpospolitej. Poznajemy tu dzieje brata króla Jerzego VI, diuka, którego usiłowano uszczęśliwić koroną Królestwa Polskiego. Niestety (przynajmniej dla Brytyjczyków), Edward z Kentu, morfinista, przegrał rywalizację z Chrystusem z Nazaretu, Zbawicielem, za którym lobbował pewien wtłoczony w ławy sejmowe piewca monarchizmu.

d3eiax4

W Londyńczykach przeczytamy też o wydarzeniach, jakie rozegrały się w willi generalskiej, gdzie Rena Anders spotkała się po sześciu latach rozłąki z mężem. Smutny to był powrót, bowiem generał miał już wówczas Tę Drugą, Renatę Bogdańską, zaś przyjazd ów był dla rodziny koszmarem. Dla Andersa zresztą chyba również. Poznamy tutaj opowieść o opuszczonej małżonce, która postanowiła zejść z pola widzenia męża – zrazu sprzątała ubikacje, pracowała w szwalni, jej syn zmywał podłogi w restauracji. Generał wizytował wówczas z Drugą rozliczne rauty, był tak zajęty, że prośbę o rozwód przesłał Renie przez adiutanta. Znamienne są słowa Reny: „czuję się w pełni człowiekiem, a kobietą przestałam być, kiedy odszedł Władek”. Dramatyczna to historia o samotności, smutku, porzuceniu i znikaniu „starej” rodziny Andersa z pamięci polskiego Londynu.

Inny rozdział otwiera historia o Solomonie Schonfeldzie, który „sprowadził na Wyspy tysiąc osób z kontynentalnej strefy śmierci”, główną bohaterką jest tu jednak Lilli Stern, która przybiła do brzegów Londynu szwedzkim okrętem wypełnionym po ocalonymi dziećmi.

Kiedy Winnicka pisze o mikroskali, udaje się to jej znakomicie – świetnie ukazuje ludzkie dramaty, strzaskane marzenia, nadzieje, gorycz, eskalację wzajemnych pretensji, ans, problemy z adaptacją do nowego środowiska i wyobcowanie. Gdy przechodzi do skali makro, do wielkiej polityki, jak to jest w opowieści o Polskim Skarbie Narodowym, gubi gdzieś człowieka, jednostkę, skupiając się na ogóle, co nie wychodzi historii na dobre. Jednym słowem, jej reportaże tracą sznyt społeczno-obyczajowy, nabierając cech historiograficznych, w czym, jak się wydaje, autorka nie czuje się najlepiej. Małe dramaty bywają wszak o wiele bardziej zajmujące, niźli wielka polityka. Reportaż „Historia miłości w dziesięciu etapach”, w którym dziennikarka usiłuje przedstawić siedemdziesiąt lat relacji polsko-brytyjskich jest, moim zdaniem, nie do końca udany, jakby zupełnie autorka nie potrafiła zdecydować się na wybór konkretnej konwencji. Jak Winnicka napisała, ważne książki o historii emigracji już powstały, przeto jej praca ani
nie daje ogólnego obrazu, nie syntetyzuje, nie zajmuje stanowiska ni rości sobie żadnych pretensji.
Siła Londyńczyków tkwi we wspomnianych opowieściach o zwykłych ludziach, którzy musieli odnaleźć się w nowych warunkach, o tych ciśniętych przez kolejne totalitaryzmy na margines historii. O ludziach za wszelką cenę wypieranych z pamięci, niewygodnych, niepoprawnych, nieprzystających do ówczesnych realiów i uwarunkowań. Dla Brytyjczyków byli tymi, którzy odbierają im pracę, dla części rodaków pozostałych na kontynencie – wyrzutkami, zdrajcami, ludźmi, którzy wybrali zachodni Raj, miast budować nową, lepszą, Polskę Ludową. Przestali światu być potrzebni, znajdując przystań, w której wcale ich nie chcą. I nawet, jeśli ta przystań miała być owym Rajem, którego rodacy im zazdroszczą, to wraz z wygłodzonymi, poszarpanymi przez dzieje rozbitkami niosącymi na cherlawych barkach nieuleczalny romantyzm, na Wyspy dotarło również piekiełko. Nasze, swojskie, nieodłączne, bez którego jesteśmy niepełni, niekompletni,
trochę wybrakowani. Przybijali do brzegów Wielkiej Brytanii wygnani najpierw przez totalitaryzm ciemiężców, potem – wyzwolicieli. Nieśli nadzieję niepomni, że, jak to pisał Zafon, jest ona okrutna i próżna, wolna od skrupułów. O tej właśnie nadziei, o zderzeniu oczekiwań ze smutną rzeczywistością, są te historie. Historie mocne, ciekawe, refleksyjne i, jak się okazuje, jakże aktualne i dziś, wszak problemy emigrantów poszukujących lepszego jutra, od trudności z przystosowaniem po szumne oczekiwania rozbijające się o twarde realia, są ponadczasowe.

d3eiax4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3eiax4