To trzecia z kolei powieść Lee Childa z serii o Jacku Reacherze (Tripwire, 1999), kolejna po Poziomie śmierci (Killing Floor, 1997) i Umrzeć próbując (Die Trying, 1988). Od razu powiem, że nie jest to najlepsza jego powieść. Zbyt słabo rozbudowane tło, zbyt wiele uproszczeń i bezsensownej przemocy. Swoista fascynacja psychopatycznymi umysłami i wymienioną już przemocą ukazaną na chłodno, bez negatywnej oceny. Zachłyśnięcie się wciąż jeszcze początkującego pisarza możliwością dokładnego opisywania zła w ramach literackiej fikcji. Mam takie wrażenie, że wielu piszących wyraża w ten sposób różne ukryte fascynacje i słabości, które w prawdziwym życiu mogłyby być oceniane jako deprawacja. Czasami szczegółowe opisywanie działań psychopatów wydaje się grą pod publiczkę, i to tę niezbyt wyrafinowaną, spragnioną bardzo mocnych wrażeń. Niektóre książki miast o fikcji zdają się sporo mówić o ich autorach i ciemnej stronie ich duszy, jakże ciekawe byłoby usłyszeć, co na ten temat mówią doświadczeni
psychologowie czy policyjni profilerzy.
Jack Reacher od trzech miesięcy przebywa w Key West, na południowym krańcu Stanów Zjednoczonych, w wyjątkowo mocno nagrzanym powietrzu i upalnym słońcu, które wyciska z człowieka pot jak solidna przemysłowa wyżymaczka. Dwa lata temu odszedł w wojska i z oficjalnego życia, które wiodą miliony zwykłych obywateli. Reacher nie jest zwykły, nie jest jedną z owych pilnie krzątających się mrówek w mrowisku zwanym cywilizacją. Jego 195 centymetrów wzrostu i towarzysząca im masa 110 kilogramów muszą robić wrażenie. Sprawność fizyczna, pewność siebie, zdecydowanie chronią go przed typowymi kłopotami samotnego faceta. Nie są jednak dobrym kamuflażem w małym miasteczku. Jack zniknął z oficjalnego życia, zacierając za sobą ślady, przynajmniej te dobrze widoczne. Niestety, nie wszystkie, ale tego nie można zrobić skutecznie w inny sposób niż umierając. Teraz ktoś węszy, jak gończy pies szuka go, nie zważając nawet na żar skutecznie rozmiękczający mózg. Tropi go jakiś prywatny detektyw z Nowego Jorku. Po co? Na czyje
zlecenie? Podobno jakiejś nieznanej mu pani Jacob. Cóż, niech sobie szuka - myśli Reacher. "Bycie niewidzialnym weszło mu w krew" i nie zamierza tego zmieniać. Do czasu... nagłej śmierci pechowego detektywa i kilku wyraźnych sygnałów ostrzegawczych, że jednak trzeba coś z tą sytuacją zrobić. A jedyne co Jackowi przychodzi na myśl to poszukiwanie prawdy u źródeł czyli w Nowym Jorku. Wyrusza tam i momentalnie wpada w wir niebezpiecznych wydarzeń za którymi kryje się przeszłość, także jego samego.
Główną słabością książki jest fabuła. Formalnie bowiem Child pisze bowiem całkiem nieźle, przynajmniej tak, że czyta się go gładko i bez wielkich zgrzytów. Jest u niego bowiem zarówno wartka akcja, jak napięcie i solidna dawka wysokoprocentowej adrenaliny. Są płatni zabójcy, twardzi faceci i piękne kobiety. Jest wyjątkowo udany seks i to bez wspomagania farmakologicznego czy psychologicznego. We Wrogu bez twarzy mamy sporo dynamicznych pościgów, sytuacji bez wyjścia, które okazują się posiadać jednak jakieś nagle odkryte niedomknięte drzwi. Zbyt wiele jest tu cudownych zbiegów okoliczności. Czasami wszystko układa się zbyt dobrze, czasami, kiedy chce tego autor, wali się na głowę jak strugi wody w czasie lokalnego oberwania chmury. Może oceniam tę powieść zbyt krytycznie, ale mam już wiedzę o tym, jak autor potrafi pisać. To trochę wina wydawców, którzy z dużą swobodą sięgają po książki danego pisarza i publikują je w dowolnej kolejności. W przypadku Childa tę akurat pozycję można sobie, bez zbytniej
szkody, podarować. Są inne, dużo lepsze. No, chyba, że ktoś jest jego zagorzałym fanem i pragnie poznać wszystko, co temu zdolnemu autorowi zdarzyło się napisać.