Trzydziestopięcioletnia rozwódka z dwójką małych dzieci szukająca szczęścia w wielkim mieście mogła być ciekawym pomysłem na bohaterkę książki.Tym bardziej, że Wiktoria Turska czyli tytułowa Kudłata to osobowość jeszcze bardziej zwariowana niż Bridget Jones. Nadpobudliwa, złośliwa, irytująca, wręcz wkurzająca, ale z ogromnym poczuciem humoru. Zakompleksiona i gruba nie umie przyjmować komplementów i nie widzi w sobie nic pozytywnego. Nie ma szczęścia do facetów, ale za to ma szczęście do przyjaciółek. Jej życie miało być wyśnioną bajką, a stało się scenariuszem kiepskiej telenoweli. Najpierw niewierny narzeczony puścił ją kantem, a potem mąż zrobił wszystko, aby żonę do siebie zniechęcić. W końcu Wiki postanowiła rzucić swoje wymarzone małżeństwo w diabły. Wynajęła mieszkanie w Warszawie, a tym samym rozpoczęła etap samotnego macierzyństwa i piątkowych wieczorów obficie zakrapianych winem tylko w babskim towarzystwie. Szybko znalazła swoje szczęście w pracy, potrafiła być Super Mamą, tylko z facetami
miała kłopot, bo samotność jej ciążyła, ale wszystkich chętnych traktowała „z buta”.
Problem w tym, że Wiktoria jest koszmarnie irytująca nie tylko dla innych bohaterów książki, ale również dla czytelnika. We mnie nie wzbudziła nawet cienia sympatii. Mimo wielu elementów, które pozwalają mi się z nią utożsamić przez całą książkę dostrzegałam tylko jej wady. Przede wszystkim Wiktoria za dużo mówi. Gada ciągle i nieprzerwanie. Kiedy jej przyjaciółki poukładały sobie w końcu życie i przestały przychodzić na piątkowe pogaduchy, Wiki zaczęła pisać: „pierwszy raz w życiu wpadłam na to, że zamiast gadać jak najęta, mogę zacząć pisać... jak najęta. Zaczęłam świetnie się tym bawić. Pisanie podziałało jak narkotyk i wciągnęło mnie bez reszty”. Niestety Wiki nie ograniczyła się do pisania tylko dla siebie. Przecież nie byłoby to w jej stylu.Dlatego teraz musimy czytać jej wynurzenia. Ale Wiki postępuje z czytelnikiem bardzo fair. Już na pierwszej stronie uprzedza: „Przeszłam w swoim życiu wszystko, co możecie wyczytać w najtańszych gazetach, niedoskonale wybrałam faceta, zbrzydłam, wypiłam morze
wina, opłakując błędy życiowe, i oczywiście jak na Matkę Polkę przystało, mam porządny cellulitis, rozstępy i zmarszczki. Znowu powiało nudą, co?” No właśnie!
Nudą wieje niemal z każdej strony. A najbardziej irytujące jest to, że autorka wie, że nudzi, a mimo to nie przestaje tego robić. Pisze, pisze i pisze szczegółowo o wszystkim. O zakupach, udanych i nieudanych dniach w pracy, o wakacjach na Krecie i weekendzie na Mazurach. O obiadkach u rodziców i sobotach spędzonych z dzieciakami w kinie lub na lodowisku. Oprócz nieudanych związków i wyjątkowo udanych dzieci możemy poznać jej przyjaciółki. Edytka, Patrynia, Aga i Gocha to amatorki zakrapianych piątków. Każda z innej bajki, ale wszystkie z nieznośną skłonnością do zdrabniania swoich imion. Niczym Klub Szalonych Dziewic zawsze sobie pomagają i mogą na siebie liczyć.
I jak na przyjaciółki przystało dają sobie również wielce odkrywcze rady. W książce Doroty Berg można przeczytać takie oto złote myśli: „Drogie Panie! Polecam pogniewać się na złego faceta szybko i na zawsze i skoncentrować się na sobie w pierwszej kolejności, w drugiej zaś na nieustannym dręczeniu winowajcy”. „Z jednej strony walczę z prozą życia, która chłoszcze mnie po tyłku ile wlezie i sprawia, że staję się pragmatyczna do przesady. Z drugiej strony w duszy zasiany mam niepoprawny romantyzm i różową naiwność. (…) Radzę sobie z tym pokoleniowym dwoizmem, ubierając się czasem w skrajny cynizm i zgorzkniałe podejście do życia, ale... czy to dobra droga?” No i najlepsze. Pewnego wieczoru dziewczyny zarządziły żelazną zasadę. „Postanowiłyśmy, że będziemy starały się pokochać swoje słabe strony i zmienimy ich priorytet w naszym życiu. Codziennie rano, wzorem Narcyza, będziemy witać się z zachwytem w lustrze ze swoimi ukochanymi odbiciami. (…) Będziemy wyolbrzymiać zalety, nie będziemy oglądać ani czytać
żadnych frustrujących gazet i książek; raz w tygodniu musimy zrobić coś, z czego będziemy czuły się dumne i zadowolone”. Powodzenia!
Kudłata Doroty Berg to książka, po której zostaje poczucie straconego czasu. Powinna wzruszać, śmieszyć, dystansować do życia, dać nadzieję, że mimo mniejszych lub większych zawirowań w końcu wyjdziemy na prostą. A Kudłata jedynie nudzi i irytuje. Nawet miłe zakończenie nie rekompensuje ponad dwustu stron rozwlekłego babskiego gadania.