To jest książka, którą przyjemnie wziąć do ręki. Ładnie wydana, pięknie ilustrowana, pod każdym numerem stronicy urocza miniaturowa fotografia uprzyjemnia odwracanie gładkich kartek… Wymarzona pozycja na stolik w salonie, na reprezentacyjną półkę w biblioteczce. Dla miłośników starożytności i sensacji – raczej katalog zmarnowanych szans.
Brian Haughton, z zawodu archeolog, po latach penetrowania obrzeży historii i jej ukrytych kart, zaludnionych przez bohaterów legend i mitów, duchy, zjawy, czarodziejów, szamanów i nadprzyrodzone tajemnice, powraca do tematyki archeologicznej bez mistycznej otoczki. W siedemnastu rozdziałach przedstawia opowieści o najsłynniejszych skarbach, czyli zbiorach dzieł sztuki i rzemiosła, które, poza ogromną wartością historyczną i artystyczną, kusiły wartością cennych kruszców i drogich kamieni, a więc w burzliwych czasach bywały wykradane, przemycane i ukrywane – czasem na wiele stuleci.
Mamy tu historie świetnie znane każdemu miłośnikowi sztuki: odkrycie grobowca Tutenhamona, skarbu Priama, nurkowanie do wraku „Nuestra Señora de Atocha”, poszukiwanie Bursztynowej Komnaty, ale także najnowsze zdarzenia, takie, jak wojenne rabunki antycznych wyrobów ze złota ze zbiorów irackich i afgańskich, tajemnicze zniknięcia artefaktów podczas niedawnego przewrotu w Libii, olśniewające złote i srebrne skarby odkrywane w Anglii i Skandynawii przez poszukiwaczy-amatorów z wykrywaczami metali, procesy wytaczane największym muzeom, kradzieże, przemyt, fałszerstwa… Materiał na pasjonujące opowieści i jeszcze bardziej pasjonujące dygresje: jak to możliwe, że obiecujące stanowiska archeologiczne monitorowane są gorzej, niż prowincjonalne hurtownie i okradane bez większych przeszkód? Jak to możliwe, że zabytki w magiczny sposób przekraczają granice, a największe domy aukcyjne i muzea rangi Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku czy J. Paul Getty Museum w los Angeles do dziś przymykają oczy na niepewną
proweniencję i unikają odpowiedzialności w przypadku udowodnienia zakupu z nielegalnych źródeł? A może lepiej, żeby prawem kaduka eksponowano skarby w Metropolitan, gdzie podziwiać je będą setki tysięcy ludzi, niż w prowincjonalnym muzeum gdzieś w Turcji czy Grecji, gdzie zobaczy je kilkaset osób w roku, a na koniec ukradnie jakiś nieuczciwy pracownik? Jak skonstruować prawo i system nagród, aby poszukiwaczom-amatorom opłacało się zgłaszać znaleziska? Te wszystkie pytania wyzierają zza opowiadanych przez Haughtona historii, tylko, że autor nawet nie próbuje ich zadawać, a cóż dopiero – udzielać odpowiedzi. Tym razem nad wielbicielem tajemnic górę wziął archeolog, precyzyjnie wyliczający liczbę monet i ich datowanie, rodzaje biżuterii i ich uszkodzenia, wagę kruszcu i rynkową wartość obiektów. Dużo złota, zero emocji. Dużo nazwisk, żadnych krwistych postaci. Ogromna bibliografia i opowiedziane w telegraficznym skrócie historie, czasem tak skompresowane, że to, czy do skarbca katedralnego w Kwedlinburgu
wróciło coś jeszcze oprócz dwu cennych manuskryptów, musiałam doczytać w Internecie… Piękne zdjęcia, dobrane przez polskiego wydawcę, ratują sytuację, ale tylko pozornie, niestety. Próżno szukać w książce indeksu fotografii, bliższych informacji o przedstawionych obiektach, miejscach ich eksponowania czy przechowywania. Wskazanie agencji fotograficznych dla celów praw autorskich jest dla czytelnika dalece niewystarczające. Szczególnie, że na przykład reprodukowana mapa świata „której autorstwo przypisuje się admirałowi Zeng He”, gdyby rzeczywiście pochodziła z pierwszej połowy XV wieku, byłaby sensacją na miarę mapy Piri Reisa. Zabrakło informacji, że jedyna znana „kopia” pochodzi z XVII wieku. Zamiast olśniewających arcydzieł z Kwedlinburga (fotografie dostępne w sieci), możemy sobie obejrzeć Heinricha Himmlera i widok katedry… Niewątpliwą wartością tej książki są informacje o zdarzeniach najnowszych, nawet tych sprzed 2-3 lat. Miło pomyśleć, że ziemia wciąż kryje fantastyczne skarby, że w ostatnich latach
odkryto ich nadspodziewanie wiele. Miło pomyśleć, że ktoś kiedyś opowie o tym pięknie i pasjonująco…