Sałatka z koziego sera z grzankami. Duszona karkówka z musztardą i kaparami. Kurczak nacierany jałowcem i nadziewany grzybami. Zupa warzywna z sosem z czosnku i bazylii. Oprócz przepisów na wyśmienite potrawy, w książce Świnia w Prowansji Georgeanne Brennan serwuje również przepis na życie. Wbrew pozorom, dominantą książki nie jest więc jedzenie, lecz wszystko to, co pozwala afirmować codzienność. Brennan żyje powoli i ostrożnie; jest wyjątkowo świadoma świata, który ją otacza. Celebruje zwyczajność. Jako aktywna działaczka ruchu Slow Food, podkreśla, że jedzenie to znacznie więcej niż zaspakajanie głodu. Sugeruje, że smaki należy odkrywać, a nie przyjmować biernie te, które są najpopularniejsze/najtańsze/najłatwiej dostępne. „Te długie posiłki, złożone z prostych, świeżych, sezonowych potraw i miejscowych win, latem spożywane w chłodnym cieniu jaworu lub morwy, a zimą przed ciepłym kominkiem, są esencją właściwe przeżytego życia". Jedzenie to także spacery na targowiska, spotkania z przyjaciółmi
przy aperitifach i kawie, wizyty w restauracjach bądź pikniki na plaży lub w lesie. Co ciekawe, Brennen opisuje również trud związany z wyrabianiem żywności; uprawą roślin i hodowlą zwierząt. Lucretię, czyli tytułową świnię, udało się na przykład kupić dopiero po kilku wizytach u jej dotychczasowego właściciela oraz po kilku kieliszkach anyżówki.
* Robert Makłowicz w krótkiej recenzji książki zauważa, że Amerykanie kochają Europę, a ową miłość uważają za spełnioną, jeśli przeprowadzą się na stary kontynent, wybudują dom i napiszą książę o dźwięku cykad i smaku pomidorów.Makłowicz zaznacza jednocześnie, że *Świni w Prowansji daleko do tego rodzaju pretensjonalności (którą częściowo wyklucza sam tytuł). Co ważne, Brennen wpisuje sztukę kulinarną w kontekst kulturowej i historycznej świadomości, nawiązuje do szeroko pojętej tradycji regionalnej. I tak ostatecznie książkę Georgeanne Brennen można skojarzyć z twórczością Williama Whartona – w moim odczuciu przypomina zwłaszcza jego słynne * Wieści*, w których to pisarz zachwyca się francuską prowincją. Opisując lokalne zwyczaje, Wharton nie mógł zresztą oprzeć się dygresji o
ostrygach, małżach gotowanych w winie z cytryną i cebulą oraz polędwicy pieczonej w piwie.
Podsumowując, Świnię w Prowansji określiłabym jako książkę wyjątkowo pyszną, smakowitą, apetyczną. I nie przeszkadza w niczym fakt, że Georgeanne Brennan przyrządza głównie dania mięsne, a ja od kilku lat jestem wegetarianką.