Młode pokolenie koreańskich pisarzy nie należy do najlepiej nam znanych. Rzadko mamy okazję usłyszeć o ich literackich wyczynach, a jeśli już takowe mają miejsce, to raczej nie na skalę międzynarodową. Parę lat temu dołączył do nich Kim Youngha, którego debiutancka powieść Mogę odejść, gdy zechcę zaskarbiła mu sympatię zarówno czytelników, jak i tamtejszych krytyków. Do Polski zawitał właśnie zbiór jego dziesięciu tekstów, opatrzonych wspólnym tytułem Wampir i inne opowiadania. Jego największą zaletą jest zapewne umiejętność swobodnego łączenia motywów realistycznych z fantastycznymi oraz niezwykle swobodny styl narracji. Dzięki temu, że Youngha unika elementów mocno zakorzenionych w swojej kulturze, jego zbiór posiada uniwersalny charakter, zaś przekaz wydaje się klarowny również dla zagranicznego czytelnika. Wykreowany przez autora świat jest niespotykany, osobliwy i często zaskakujący. To mieszanka grozy, humoru i niebagatelnych romansów, śmiało wykraczająca poza wszelkie konwencje. I, co ciekawe,
bohater każdego z opowiadań to postać o oryginalnej osobowości, począwszy od tytułowego wampira, a na miłośniku śrubokrętów kończąc…
Niestety, na tym zalety się kończą. Usytuowanie zawartych w zbiorze historii na pograniczu rzeczywistości i fikcji nie do końca się powiodło. Postacie są często przerysowane, zaś ich opowieści – niespójne i mało interesujące. Weźmy pod uwagę choćby wspomnianego już fana śrubokrętów, który traktuje je jako klucz do nowego świata, lepszego i wręcz magicznego. Otóż zakochuje się on w nieznajomej kobiecie, którą stopniowo zaczyna nachodzić. Staje się obsesyjnie zazdrosny, wciąż szuka nowych możliwości nawiązania kontaktu. Kiedy o niej śni, wyobraża sobie, że jej ciało składa się z tysięcy śrubek, które można dowolnie skręcać i rozkręcać. Kiedy jednak udaje mu się tego dokonać, zamiast ukochanej widzi swoją wściekłą matkę, z wygiętymi rękoma i wykrzywionymi ustami. Ale to jeszcze nic. Gdy dochodzi do spotkania pary na jawie, wybranki nie interesują żadne modele, ani tym bardziej ukochany śrubokręt, w wyniku czego jej rozczłonkowane ciało wędruje do lodówki bohatera. Wbrew pozorom w opowiadaniu nie ma jednak
za grosz grozy. Wszystko przedstawiane jest oczami psychopatycznego narratora, który swobodnie opowiada o nieszczęśliwym dzieciństwie, rozwiązłej matce i miłości do sprzętów. Z jednej strony wydaje się ograniczony umysłowo, z drugiej jednak wszystko przedstawia niezwykle sprawnie i obrazowo. A jednak nie przeraża. Nie jest monstrum, jakiego byśmy się spodziewali, w swym zboczeniu wydaje się śmieszny i nieporadny – tym bardziej, że do owego ciała wciąż pisuje miłosne listy.
Podobnych rozczarowań spotkamy w zbiorze wiele. Znajdzie się tu na przykład historia człowieka, który właśnie przeżył najgorszy dzień w swoim życiu. Dzień ten zaczął się niewinnie, od złamanej maszynki, przez którą był on w stanie ogolić jedynie część swojej twarzy. W drodze do pracy napotkał człowieka, uwięzionego w windzie, któremu nie miał czasu pomóc. Zapomniał też portfela, a w jego autobus uderzyła ciężarówka. Ostatecznie sam również utknął w windzie, a jego misternie przygotowywana do pracy prezentacja, traktująca o problemie utylizacji surowców naturalnych, ostatecznie sprowadzi się do propozycji ponownego wykorzystania jednostronnie zapisanych kartek oraz oszczędnego używania papieru toaletowego. Zaraz obok odnajdziemy historie o zakochanym mężczyźnie, dla którego najwyższą formą okazywania uczuć ukochanej kobiecie jest mycie jej stóp oraz o takim, któremu wróżka zapowiedziała, iż zniknie, gdy naprawdę się zakocha. Nie zabraknie też opowieści o samozapłonie ludzkiego ciała i klubie, zrzeszającym
osoby rażone piorunem i dobrowolnie poddające się kolejnym uderzeniom. Krótko mówiąc – co strona, to większe zaskoczenie (niekoniecznie jednak pozytywne).
Obawiam się, że przed krytyką ze strony polskiego czytelnika niewiele może ten zbiór obronić. Oczywiście jest on nowatorski w swoim wyrazie i niejednokrotnie zadziwia skomplikowaniem wątków, jednak każdemu z opowiadań można zarzucić pewne niedociągnięcia. Dialogi często wydają się wymuszone, jakby tutejsi bohaterowie niewiele mieli do powiedzenia. Narracja jest oczywiście płynna, ale niezwykle przewidywalna. Z jednej strony każdy z bohaterów stanowi pewne indywiduum i dysponuje zupełnie odmiennymi cechami, z drugiej jednak wszyscy posługują się tym samym językiem, opowiadają w ten sam sposób. Autorowi nie udało się więc absolutnie ich zróżnicować, zabrakło tu jakichkolwiek prób indywidualizacji języka, pomysłu na dookreślenie postaci. Historie, w których powinno powiewać grozą, okazują się często zabawne. Z kolei te, po których spodziewalibyśmy się humoru, wywołują co najwyżej konsternację. Biorąc jednak pod uwagę przewrotność prozy pisarza, istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że taki właśnie
przyświecał mu cel – dezorientacja czytelnika, wprowadzenie go w zadziwiającą przestrzeń ludzkich fobii i zboczeń, skonfrontowanie jego przekonań o poukładanym świecie ze światem absolutnie absurdalnym i odrealnionym, a jednak wywołującym autentyczny niepokój. I jeśli tak rozpatrywać ten zbiór, to rzeczywiście ma on w sobie coś pociągającego (i tylko wtedy).