Trwa ładowanie...
recenzja
06-08-2012 10:21

Nie robić z taty kumpla!

Nie robić z taty kumpla!Źródło: Inne
d168utt
d168utt

Czerwiec to szczególny ojcowski czas. Na 23 czerwca przypada Dzień Ojca. Trochę święto „z ubocza”, choć dziś i tak lepiej fetowany, niż jeszcze parę lat temu. Na pewno mniej fajerwerków się odpala, niż z okazji Dnia Matki. Ale to dlatego, że rola matki w życiu dziecka jest dość oczywista. Ojca niby też, bo wiadomo, że bez niego i samej matki by nie było. Jednak to mama służy jako nosidło, mama wydaje na świat, mama jako pierwsza trzyma na rękach i mama karmi. A ojciec? Po co jest ojciec? A zwłaszcza, po co jest ojciec w dzisiejszych czasach?

Od tego pytania wychodzi Sonia Ross na wstępie swoich rozmów ze znanymi - z szeroko pojętego świata show-biznesu – ojcami, w zbiorze zatytułowanym Tata. Tam, wraz z Piotrem Pietuchą, psychologiem, dochodzą do wniosku, że ojciec teraźniejszy, ojciec wieku XXI nie ma lekko. Zmienił się, już dość dawno, ten tradycyjny podział ról. Nie ma już ojca, który przynosi mięso do jaskini i matka, która to mięso gotuje, a w międzyczasie sprząta, bawi dziecko i podaje mężowi kapcie ze skóry. Przez to, że kobiety wyszły z domów i zaczęły zarabiać, zachwiała się też rola autorytetu ojca – nie może już krzyknąć, że jest najważniejszy, bo bez niego dom by się zawalił, cegłówki skruszały, a cała rodzina przymierała głodem. Inną również musi mieć wrażliwość – nie jest już tylko ojcem. Oprócz bycia nim musi jeszcze być tatą. Ale kiedy ojciec to tak naprawdę tatą?

Sonia Ross wybrała sobie 14 ojców ze świat kolorowych gazet i tych, które ciągle zamieszczają jeszcze czarno-białe zdjęcia. Jest więc i Michał Wiśniewski i Tomasz Sekielski. Jest Marek Siudym i Tomasz Karolak. Jest Przemysław Saleta, ale jest i Łukasz Nowicki. Zaprosiła ich nie tylko do kawiarni, gdzie można wypić dobre cappuccino i wypowiedzieć się do dyktafonu, furkoczącego na stoliku między filiżankami. Można tak naprawdę wejrzeć w siebie, zastanowić się chwilę nad sensem, nad możliwościami i nad radością ojcostwa. Wybrała ojców w bardzo rożnych sytuacjach – młodych, tych, co dopiero zaczynają, ale i tych, którzy już trochę przeszli. Rozwiedzionych i tych, którzy mają dzieci z różnymi kobietami. Ojców przysposobionych. Wybrała też Tadeusza Woźniaka, którego synek Filip ma zespół Downa.

Każdego postawiła przed takim samym problemem – co to znaczy być ojcem? Czego chcesz nauczyć swoje dzieci? A czego one uczą ciebie?

d168utt

To niesamowite, jak bardzo różnią się od siebie odpowiedzi. I to niesamowite, że mimo ich skrajności, każdy z tych ojców wydaje się robić dla swojego dziecka to, co najlepsze, co najbardziej słuszne.

Tomasz Sekielski na przykład przestrzega, że owszem, trzeba mieć marzenia, ale nie można marzyć za dzieci, nie można narzucić im niczego, nie można zmusić do jazdy na rowerze, baletu, albo lekcji rysunku, choć widzi się, że córeczka Julka ma niebywały talent. Tomasz Karolak przeciwnie – zapisuje swoją Lenkę na aikido, lekcje tańca, śpiewu i jeździ z nią po całym świecie – po to, by ona kiedyś z tego czerpała, żeby na tym się odbiła. Skiba zabiera czasem swoje dzieci do pracy – wspomina jak Tytus był z nim kiedyś w radiu na audycji dotyczącej muzyki i jak prześcignął wszystkich swoją wiedzą na jej temat. A Przemysław Saleta – przeciwnie, oddziela pracę od swoich córek i mimo że boks świetnie rozwija kondycję fizyczną, raczej nie widzi ich na ringu.

Myślę, że w całym tym poszukiwaniu „ojcostwa idealnego”, w całym tym zmienianiu jego modelu – przecież Stefan Friedmann był wychowywany inaczej, niż wychowuje teraz swoich dwóch synów, Xawery Żuławski inny model rodziny wyniósł z domu, niż przekazuje teraz swojemu synowi, Kajowi – najważniejszą zmianą, jaka się dokonała jest samo podejście do dziecka. Tomasz Karolak mówi o Lence: „Nigdy zresztą, nawet jak była niemowlęciem, nie traktowałem jej niepoważnie. (…) Traktowałem jak człowieka, który rozumie, tylko jeszcze nie umie odpowiedzieć.” To jest punkt, w którym chyba dzisiejsi ojcowie dokonali rewolucji. Uwaga skupiona na tym, że dziecko, jest człowiekiem, a nie odrębnym, jeszcze niedoskonałym, gatunkiem ludzkości. I że, jak mówi Andrzej Krzywy, „dzieci nie uczą się na błędach rodziców, same muszą przejść szkołę życia”.

A jednocześnie przy tym całym wyważeniu, oddawaniu dzieciom wolnej woli, trzeba być po trochę bohaterem. Bo, jak wspomina Łukasz Nowicki, czytał kiedyś wywiad z synem Rambo.„Niby wie, że ojciec nie wykończył w Plutonie tych 300 ludzi, ale to go łechce, to mu pochlebia”.

d168utt

Ale nieważne, jak bardzo różniliby się od siebie w poglądach Andrzej Krzywy i Andrzej Grabowski. Dla wszystkich tych ojców jedno jest wspólne – musi być granica między tata/kumpel. Musi być szacunek, wyrażany choćby w tym, że żaden z nich nie pozwoli sobie mówić po imieniu. Ani dziadkowi. Musi być ten porządek, który pokaże role, ustawi w hierarchii. Musi być respekt, który poczuje córeczka Tosia przed Krzysztofem Hołowczycem. Mimo całej ogromnej miłości, jaką on ją darzy. I mimo że na co dzień wydaje rozkazy - „jak się zatrzymam w TYM miejscu to mama chrumka, a tata będzie osiołkiem”. I wedle jego słów mama wydaje dziwne odgłosy, a tata staje na czterech łapach...

Każdy z „przepytywanych” podszedł do tematu poważnie, nawet Skiba zdjął przed nim swój nieśmiertelny kapelusik. I widać, że często Ci panowie nie mieli okazji przysiąść wcześniej nad tym tematem, zdać sobie sprawę z tego, że jest ważny. Na okładce sama autorka napisała „Tata, który zastanawia się nad swoją rolą, to dla dziecka najlepszy prezent”. I myślę, że to prawda, że niejednokrotnie w czasie tych rozmów wielu z nich zdało sobie sprawę, że są ojcami, tatusiami, tatkami. Ale też, jak wiele z tego, jak tą rolę uprawiają, wynika z przeszłości, z ich kontaktów z własnymi rodzicielami.

Ta książka nie jest udawana – przynajmniej ja jej uwierzyłam. Uwierzyłam w to, że Marek Siudym mówi o swoim ojcostwie, jak o porażce i że się tego wstydzi. Uwierzyłam, że gdy wspomina się córkę Xawerego Żuławskiego, to jemu oczy świecą w ten specyficzny tato-córczany sposób. Uwierzyłam, że Łukasz Nowicki potrafi zamyślić się nad swoimi kontaktami z Janem Nowickim i że jest w nim niezabliźniona rana dziecka, które krzyczy do taty z balkonu „Zostań!”, a on się uśmiecha i odchodzi.

d168utt

To, jak przedstawiła ojców Sonia Ross, do mnie przemówiło, trafiło, wydało się niewymuszone, proste, ważne. Ale jednocześnie jest mi w tym wszystkim trochę za słodko. O te dwie łyżeczki cukru mniej i zęby nie bolałyby ani trochę. A tak – dokuczają... Myślę o tym, między jednym a drugim zdjęciem pociechy. Bo pomimo że jeden czy drugi się kaja, że pokazuje nam otwarcie swoje błędy, że zastanawia się, iż tak naprawdę coś mogło pójść nie tak, to nie mam wrażenia, że są zwykłymi ojcami. Sonia Ross każdego wybiela i spieszy z usprawiedliwieniem, wypisanym na karteczce drobnym maczkiem. Żeby nie urazić? Żeby demon-ojciec nie obudził się w Bartoszu Obuchowiczu i nie ryknął? Żeby jeszcze kiedyś umówili się z nią na wywiad? Bo pomimo mojego szczerego podziwu dla tych mężczyzn, pomimo tej strunki wzruszenia, tkniętej tym, jak opowiadają o oczach swoich córek – nie wierzę w ideały...

d168utt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d168utt