Trwa ładowanie...
recenzja
19-08-2012 22:44

Nie Morusa, acz Utopia

Nie Morusa, acz UtopiaŹródło: "__wlasne
d3vcgow
d3vcgow

Odwiedzałam ostatnio moich znajomych, którzy niecałe pół roku temu kupili nowe mieszkanie.Podziwiałam balkon, taras, pokoje i zamknięty, strzeżony teren, zaglądając w maleńkie, przydomowe ogródki ludziom z naprzeciwka. I nasza rozmowa – siłą rzeczy – zeszła na sąsiadów. Na to, że znają jedną rodzinę kilka klatek dalej, a i to przez przypadek. Stwierdziliśmy, że nam nie zależy i że niekoniecznie musimy wiedzieć, kto mieszka za ścianą. Zupełnie inaczej, niż gdy byłam mała – znałam każdego w promieniu parunastu bloków. Wiedziałam czyj jest rudy kot, a kto ma zielony wózek. Co więcej, ten ktoś mógł ten wózek spokojnie zostawić pod blokiem – zawsze był pilnowany. Nie mówiąc już o naszych babciach, które każdego nowo przybyłego witały ciastem.

Zmieniło się, zanonimowiało, zamknęło się w czterech ścianach. Tymczasem Ferenc Mate w swojej najnowszej książce przekonuje, że to źródło naszych problemów, naszych bolączek, naszej nerwowości, naszej samotności. To, że nie znamy sąsiadów. Że zamknęliśmy się w wielkich klatkach. Że żyjemy odcięci od świata, od powietrza, od dobrego jedzenia, od niedziel, które są naprawdę niedzielami, a nie tylko dniem, gdy robi się zakupy na cały tydzień, w wielkim, sztucznie oświetlonym markecie. Przekonuje, że powinniśmy wyrzucić komórki, że powinniśmy sami hodować sałatę, że powinniśmy odstawić auto i maszerować wszędzie pieszo, a towary nie kupować, sięgając po nie spod sklepowej półki, ale wytworzyć i wymienić z kimś, kto potrzebuje tego, co mamy w zamian za to, co posiada on.

Myślę od razu - komórki to faktycznie smycz – łączą dwa „P” naszych czasów – postęp, który generuje pośpiech.

Myślę potem – faktycznie nie umiemy odpoczywać, dlatego niedziela w dzisiejszym świecie to trudny dzień tygodnia, który na siłę czymś zapełniamy. Zapomnieliśmy, jak to jest siedzieć na łące i po prostu oddychać. Czujemy, jakbyśmy tracili wtedy czas. Jakby coś nam uciekało. Planujemy długie wycieczki, w których roi się od ilości punktów do zwiedzania, a potem biegniemy, by zdążyć, albo idziemy po prostu do marketu, gdzie jest łatwo wytracić weekend, zgubić godziny wolnego czasu i znów wejść w kierat tygodnia pracy.

d3vcgow

Zespól Pogodno śpiewa w piosence „Virtualne papu”: „Virtualne kochanie nie zamieni się w dziecko/ Virtualne jedzenie nie zamieni się w g...”. To może być swoiste motto książki Mate – to, że życie dzieje się, gdy stąpamy nogami po rozgrzanej ziemi i jemy marchewkę wyrwaną z jej czeluści, a nie wtedy, gdy jemy karton, patrząc w monitor komputera. Sam autor zaleca mnóstwo sposobów na poprawę ludzkiej egzystencji. Od stworzenia przydomowego ogródka (podaje nawet co możemy w nim hodować, a jakiej ilości i ile na tym zaoszczędzimy w skali roku), poprzez wycieczki piesze i uprawianie sportu, aż do rewolucji w systemie edukacji. Podaje rady, recepty, gotowe projekty.

Podaje statystyki, ceny, obliczenia, kalkulacje i cytaty. Używa mądrych zwrotów, a czasem gawędzi o przeszłości, że pokazać, że było lepiej, bo było inaczej.

To wszystko prawda, ale...

Mate, nie przeczę, w wielu sprawach ma rację, ale nie jest w tym wszystkim mądry.Jego traktat (takie określenie przychodzi mi od razu do głowy) ma cechy fanatyzmu. Takie niedelikatne i stanowcze postawienie sprawy – moja racja jest najbardziej racjonalna. Moja racja jest najmądrzejsza. Moja racja jest właściwie jedyna i dziwię się, że jeszcze nie wziąłeś motyki i nie poszedłeś kopać w piaskownicy przed blokiem, żeby zasiać marchewkę. Zdaje się, że na wszystko ma odpowiedź, na każdą wątpliwość - sto dobrych rad. Ale w tym wszystkim jest pisarzem, który ma wolny zawód, który odniósł sukces, ma zapewne pieniądze i dużo wolnego czasu. Zapomina o postawieniu się w innej sytuacji. W sytuacji mężczyzny, który ma piątkę dzieci i żonę na utrzymaniu. W sytuacji młodego małżeństwa, które dopiero kupiło mieszkanie (na kredyt – co według Mate jest zbrodnią). W sytuacji starszego człowieka, który jest na emeryturze. W sytuacji niepełnosprawnego... Nie każdy może po prostu rzucić wszystko i zacząć żyć od nowa. Nie
każdy może założyć ogródek warzywny i utrzymywać się z pracy, jaka sprawia mu radość. Czasem trzeba po prostu iść na kompromis. Zacisnąć zęby, by odnieść jakąś korzyść. Mate wspomina włoskie mammy, które robiły genialne domowe obiady. Jasne, tylko nie wspomina o tym, że zazwyczaj siedziały w domu i cały dzień miały na ich przygotowanie. A polska (czy też amerykańska, bo autor odnosi się do realiów Stanów Zjednoczonych) mama, żona czy kochanka czasem nie może sobie na to pozwolić – mimo że czerpałaby radość z siedzenia w domu z dziećmi i gotowania pięciodaniowych posiłków – codziennie innego.

d3vcgow

Mate krytykuje telewizję (choć zadziwiająco dobrze orientuje się w tych wszystkim głupich programach, które tak wyśmiewa). Zapomina o tym, że w telewizji można zobaczyć bardzo wartościowe rzeczy, że można obejrzeć mocny, dobry film, że można „pouczyć się” świata z Discovery, że można obejrzeć TVP Historia. Gloryfikuje wybudowanie własnego domu, „tymi ręcami”, zamiast kredytu, który może nas przerosnąć. Zapomina, że mało kto nosi w kieszeni drobną sumkę na ziemię i materiały potrzebne do budowy.Przestrzega – pracuj tylko dla siebie. A co z tymi zawodami, gdzie liczy się wyłącznie praca dla innych?

„(...) zamiast uznać swoją wrodzoną potrzebę bezpieczeństwa, miłości i przyjaźni, a także pracy po to, by zaspokoić je bezpośrednio, poświęcamy całą energię na szkolenie się i znalezienie Stałej Pracy, a następnie kurczowo się jej trzymamy. (…) Czy nie byłoby o wiele sensowniej, gdybyśmy włożyli serce i duszę w zbudowanie sobie domu, w uprawę i hodowlę pożywienia, znalezienie miłości i kultywowanie prawdziwej przyjaźni(...)?” - byłoby. I znacznie przyjemniej. I chciałabym. Tylko że to utopia do kwadratu...

I gdyby to wszystko było tak proste, jak opisuje – zostawienie zajęcia, które się dotąd wykonywało, stworzenia wspólnego z sąsiadami osiedla, a na tym osiedlu wspólnego ogrodu, zamknięcie ulic dla ruchu samochodowego, oddanie części udziałów w każdej firmie pracownikom, handel wymienny produktami, które się własnoręcznie wytworzyło i uczenie dzieci tolerancji i miłości zamiast matematyki – myślę, że świat dawno by się zmienił, zatrzymał swoją trajektorię, uspokoił i odetchnął, a potem zasiadł do zrywania porzeczek z krzaczka i zajadania się nimi na deser. Ale świat jest inny niż mały zakątek, w którym żyje Mate ze swoją żoną, patrząc na nas z góry i wiedząc wszystko lepiej.

d3vcgow

Wiem, o czym myślał, nadając książce tytuł Prawdziwe życie - o tym, że teraz żyjemy w iluzji, w sztuczności, w kokonie, że wegetujemy, bo nie potrafimy już żyć pełnią życia. Ale ja widzę ten tytuł jak w lustrze. PRAWDZIWE życie toczy się niestety szlakiem fast foodów, hipermarketów, komórek i zabiegania. Nie da rady zatrzymać pędzącego czasu, to pociąg, który dawno stracił hamulce. Zamiast więc naginać rzeczywistość do siebie, może powinniśmy po prostu znaleźć nowy sposób na bycie szczęśliwymi w trochę innym raju?

d3vcgow
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3vcgow