Trwa ładowanie...
fragment
19-06-2011 10:39

Nie mogłem być inny. Zagadka Macieja Słomczyńskiego

Nie mogłem być inny. Zagadka Macieja SłomczyńskiegoŹródło: Inne
d4i7yg0
d4i7yg0

Maciej Słomczyński uchodził za człowieka niezwykłego. Przychodzi mi to stwierdzić z pewnym wahaniem, gdyż mowa o moim ojcu, a każdemu chyba dziecku rodzice - niezależnie od tego, kim - wydają się najnormalniejsi w świecie. Ale o niezwykłości Słomczyńskiego słyszałam wielokrotnie. Mówili mi o tym zarówno ci, którzy zetknęli się z nim przelotnie w różnych okresach jego życia, jak też ci prawdziwie mu bliscy. Co więcej, taki sąd wyrażały również osoby nie zaliczające się do grona jego przyjaciół.

Skąd brało się u tak różnych ludzi owo poczucie kontaktu z człowiekiem wyrastającym ponad przeciętność? Na ludzkie życie patrzeć można oczywiście poprzez pryzmat osiągnięć i nie sposób tu nie przytoczyć faktów z literackiego życiorysu Słomczyńskiego - tego wszystkiego, co było wynikiem połączenia oryginalnego talentu i słynnej pracowitości.

Z pewnością tłumaczenia Joyce'a i Shakespeare'a oraz wielki sukces wydawniczy Joe Alexa - jednego z najpopularniejszych pisarzy PRL-u - były, w świadomości innych, owej niezwykłości składnikiem.

Tych, którzy zetknęli się z nim bezpośrednio, zadziwiała rozległa humanistyczna wiedza, wysublimowany gust i intelektualna pewność siebie, uzupełniana rzucanym od niechcenia komentarzem o braku jakiegokolwiek uniwersyteckiego wykształcenia: "w 1946 studiowałem, może dwa miesiące, historię sztuki na Sorbonie". Nie bez znaczenia była fama o nietypowym życiu rodzinnym: matka Angielka, trzy żony, czwórka dzieci. uderzało poczucie humoru i urok osobisty, któremu łatwo ulegali równie jak on dowcipni i mądrzy przyjaciele oraz inteligentne i piękne kobiety.

d4i7yg0

Chociaż nie uważał się za poetę, listy do znajomych pisywał zwykle wierszem. Rymował bowiem bez najmniejszego trudu - stąd też wzięła się zabawa w układanie limeryków. Na ekscentryczny tryb życia pisarza składało się również wiele innych intrygujących drobiazgów: praca w nocy, kiedy wszyscy spali; unikanie wszelkich wystąpień publicznych i większych ludzkich zgromadzeń; nieodłączna fajka roztaczająca staroświecki zapach dobrego tytoniu - "czerwonej amfory".

W czasach gdy wszyscy z dumą nabywali syreny, fiaty, zastawy albo skody, Słomczyński nie prowadził samochodu i niezmiennie udawał się na wakacje do Zakopanego taksówką prowadzoną przez zaprzyjaźnionego szofera. W czasie olimpiady czy mistrzostw świata w piłce nożnej wszystko odkładał na bok i zasiadał przed telewizorem - dla dobrego sportu przerwałby nawet najpilniejszą pracę. od czasu tłumaczenia Ulissesa zawsze zatrudniał sekretarkę, a odkąd jego powieści wydawano w dużych nakładach za granicą, spędzał dwa letnie miesiące roku w wynajętej willi nad Balatonem.

Tam, odcięty od polskiej rzeczywistości, jak zwykle dużo pracował. Ale nie tylko - lubił też zajmować się otaczającą dom winnicą gospodarzy i chętnie zapraszał na Węgry najbliższych: przyjaciół, rodzinę i znajomych, aby na werandzie przy kieliszku dobrego węgierskiego wina lub "palinki" prowadzić z nimi "długie nocne rodaków rozmowy". Młodzi ludzie próbujący pisać, którzy nic jeszcze nie znaczyli i mało wiedzieli o wielkim literackim świecie, przychodzili do jego pracowni, żeby zwierzać mu się z marzeń i planów - traktował ich niezwykle poważnie. Nie starał się oczarowywać tych, co w środowisku mieli wpływy i możliwości. Nie walczył o uznanie, nagrody i dobre recenzje. Skupiał się na pracy, wierząc, że to, co wartościowe, obroni się samo. Uznane autorytety nie imponowały mu zresztą, chyba że fascynował go czyjś autentyczny artystyczny talent.

I tak rzeczy poważne i niepoważne, siła charakteru i drobiazgi składały się na indywidualność Słomczyńskiego. Ale czy to wszystko tłumaczy aurę tajemnicy i inności, która go otaczała w ciągu całego życia? Szukając odpowiedzi, spróbowałam cofnąć się wiele lat i przyjrzeć temu, co zawsze determinuje ludzki los: genetyce i przypadkowi.

d4i7yg0

* Gdy zaczęłam poszukiwania, których wynikiem stała się ta książka, zamierzałam wszystko odtworzyć i wszystko zrozumieć. Gdy jednak odkrywałam nie znane mi fakty, rodziło to nowe pytania. Stopniowo godziłam się z prawdą, że pewnych odpowiedzi nie uda mi się znaleźć nigdy, bo życie drugiego człowieka jest tajemnicą, jakiej nie można w pełni ogarnąć i zrozumieć. Tym bardziej życie bliskiej osoby, ponieważ brak dystansu zmniejsza ostrość widzenia rzeczywistości.

Pomimo to nie uznałam moich poszukiwań za bezcelowe. Odkrywałam miejsca urodzenia przodków leżące w kraju, który nie jest moim krajem. Czytałam stare listy pisane po angielsku nie znaną mi ręką. Oglądałam pożółkłe zdjęcia i nakręcone w latach dwudziestych filmy, słuchałam głosów utrwalonych na magnetofonowych taśmach. Usiłowałam przywołać zdarzenia nie pamiętane dziś przez nikogo, których scenerią była burzliwa historia ubiegłego wieku. I po co to wszystko? Czyż nie powinny wystarczyć mi własne wspomnienia? Czy przeszłość może być ważniejsza od teraźniejszości i przyszłości, a życie innych ludzi - i to ludzi umarłych - od własnego życia?

Nie umiem wytłumaczyć mojej ciekawości niczym prócz tęsknoty. Tęsknoty za drogim człowiekiem. Może to, co łączy mnie z Maciejem Słomczyńskim - moim ojcem, który należy już do historii, jest moim usprawiedliwieniem? Tęsknoty za przeszłością - wszyscy podejmujemy czasami desperackie próby cofnięcia czasu, odwrócenia tego, co nieodwracalne. I tęsknoty za światem, w którym prawda ma swoje miejsce i znaczenie.

Kiedy rozważałam pomysł napisania tej książki, zdarzyło mi się sięgnąć po jedno z opowiadań Gustawa Herlinga-Grudziń ski ego noszące tytuł Cmentarz południa - powiadanie otwarte. Pisze w nim Herling-Grudziński:

d4i7yg0

To, co ja ci opowiedziałem, nie ma i nie może mieć rozwiązania, musi pozostać otwarte. Otwarte, powiedziałbym, na wszystkie strony, zależnie od wrażliwości i wyobraźni czytelników, W przeciwnym razie stałoby się kumulacją dziwacznych banałów, [...] Zresztą, jeśli się dobrze zastanowić, większość zdarzeń w ludzkim życiu posiada tę właśnie cechę otwartości, niedomknięcia, wisi nad ludźmi bez żadnego rozwiązania.

Czytając te słowa, doznałam uczucia ulgi: nie wszystko trzeba wyjaśnić do końca. Moje "opowiadanie otwarte" będzie opowieścią o rodzinie, życiu i twórczości Macieja Słomczyńskiego.

MATKA Więc żegnaj, Anglio, żegnaj, ziemio słodka,

Matko, piastunko, nadal mnie niosąca!
choć mnie wygnanie pogna w obce strony,
Pójdę tam dumnie, bom w Anglii zrodzony!

d4i7yg0

WILLIAM SHAKESPEARE, Ryszard II, akt I, scena III

Myślał zapewne o własnych rodzicach, gdy włożył w usta bohatera swojej książki Sam przeciw Tebom, żołnierza Antoniego, słowa: "Jasnowłosa, z północnej wyspy. Moja matka. Posłuszny prawom, mój ojciec".

Maciej Słomczyński był najmłodszym dzieckiem swojej angielskiej matki i... najstarszym swego amerykańskiego ojca. Urodził się wczesną wiosną roku 1922 w Warszawie dzięki zbiegowi okoliczności, który skrzyżował losy jego rodziców w całkiem niezwykłym, zważywszy na ich narodowość, miejscu.

d4i7yg0

Stało się to w czasach, kiedy Polska właśnie z trudem obroniła niepodległość, dopiero co odzyskaną w wyniku wielkiej światowej wojny lub raczej przemian politycznych, które ta wojna przyniosła Staremu Kontynentowi.

"Moja matka była Angielką, moim pierwszym językiem był angielski" - powtarzał Słomczyński w każdym niemal wywiadzie. Nazywała go zawsze Jack i on tak się podpisywał w listach do niej. Maćkiem był dla polskiej rodziny i kolegów. Moja babka i imienniczka, Marjorie Crosby-Słomczyńska, umarła dwanaście lat przed moim urodzeniem. choć jej nie znałam, często o niej mówiliśmy z ojcem i często o niej myślałam. Zawsze wyobrażałam ją sobie jako osobę z innej epoki, należącą do świata zupełnie odmiennego od tego, który znałam. Do świata, który odszedł na zawsze wraz z wybuchem drugiej wojny światowej, i świata Zachodu, od którego oddzielała nas - stworzona przez komunistyczne rządy w Polsce i polityczny układ panujący w powojennej Europie - "Żelazna kurtyna".

Moja babka dla rodziców i rodzeństwa - Marjorie; dla najstarszej córki Dolores i jej dzieci - Jim; dla przyjaciół w Polsce - Daisy; była więc tak jak ja, jej najmłodsza wnuczka, właścicielką więcej niż jednego imienia. Jakże czasami wydaje mi się bliska mimo dzielących nas lat, pokoleń i narodowości oraz wyroku losu, który nigdy nie pozwolił nam się spotkać.

d4i7yg0

Ze zdjęcia pochodzącego z końca lat dwudziestych, które przez całe życie towarzyszyło mojemu ojcu, spogląda bardzo młoda, niemal dziewczęca twarz. Aż trudno uwierzyć, że ta kobieta dawno przekroczyła już trzydziestkę i urodziła czworo dzieci. Aranżacja fotografii, rodem zapewne z jakiegoś warszawskiego lub paryskiego atelier, ma rys lekko romantyczny. Głowa na tle kwiatów, na biurku - szal z piór. Fryzura Daisy jest jednak nowoczesna - krótkie włosy skręcone w loki, a biała bluzka, którą ma na sobie, wręcz prosta.

Ze zdjęcia patrzą przenikliwie inteligentne, trochę zamyślone oczy. Jej córka Ania powiedziała w latach siedemdziesiątych, że Daisy była najbardziej niezależną, wyzwoloną i najodważniejszą osobą, jaką znała. "Mamo, ty i ja, zawsze byliśmy samotni!" - napisał Maciek w latach pięćdziesiątych, gdy Daisy nie było już na świecie. Nawet dziś ceną, jaką płaci kobieta za inteligencję i niezależność, bywa właśnie samotność.

Poczucie osamotnienia i wyobcowania towarzyszy niemal zawsze emigracji. Czy tak było i w przypadku mojej angielskiej babci? Osoba na zdjęciu to moja rówieśniczka. Ze sposobu, w jaki patrzy na mnie z siedemdziesiąt lat temu wywołanej fotografii, odczytuję - jeśli to nie złudzenie - i niezależność, i samotność.

d4i7yg0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i7yg0

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj